Na pierwszy rzut po przyjeździe w Sudety poszedł Szczeliniec, bo jest najbliżej naszej kwatery w Karłowie. Widać go z podwórka. Po kilkugodzinnej podróży nie trzeba już było przemieszczać się samochodem, tylko można było rozprostować kości chodząc na piechotkę. A dojechaliśmy bardzo szybko, więc czasu na pierwszą wycieczkę było pod dostatkiem. Wyruszyliśmy na spacer już przed dziesiątą, co nawet mnie zdziwiło, bo nie sądziłam, że uda nam się aż tak sprawnie dotrzeć do miejsca świątecznego postoju. Wyjechaliśmy z Krakowa o piątej, Pawełek nawet za bardzo się na mnie nie darł, że wyciskam na autostradzie ile się da z Doblowozika i dzięki temu mieliśmy praktycznie cały dzień na wycieczkę.
Pogoda była wymarzona - bezchmurne niebo, piękne słońce i dość solidny wiatr. Przed wejściem na szlak znajdują się tablice z informacją, że do końca kwietnia na szlaki na Szczelińcu wchodzić można wyłącznie na własną odpowiedzialność. Szlaki są otwarte cały rok, ale w okresie zimowym, który w górach jeszcze się nie skończył, nie są pobierane opłaty za wejście na ścieżki. Nie zapłacisz, nikt nie będzie odpowiadał za twoje bezpieczeństwo, odśnieżał szlaku i rozbijał lodu.
Teraz zresztą tego śniegu i lodu jest tyle, co kot napłakał - jakieś marne resztki zostały jedynie w wąskich szczelinach między skałami. Szlak jest suchy i w pełni bezpieczny. Michałek i Krzyś wydarli pod górę kamiennymi schodami tak szybko, że tuż po starcie zniknęli mi z oczu.
Nie da się ukryć, że ja i Pawełek nie pomykamy już po schodkach pod górę w takim tempie jak chłopaki. Poza tym trzeba się zatrzymać, zdjęcie zrobić, oddech głębszy załapać...
Chłopcy co jakiś czas czekali aż pojawimy się w zasięgu wzroku i jak nas tylko dostrzegli, gnali pod górę dalej. W związku z tym byli w schronisku znacznie wcześniej niż my.
Widoki ze szczytu Szczelińca ukazują piękno Gór Stołowych widzianych z góry.
Koło schroniska są dwa tarasy widokowe, z których można podziwiać okolicę.
Wiele osób zostawia na górze drobne pieniążki, które są zrzucane z tarasu widokowego na znajdujące się poniżej kamienie. Michaś i Krzyś nie mieli zamiaru zostawiać na Szczelińcu pieniążków, ale chętnie przygarnęliby te, które zostawili tam inni.
Michał stwierdził nawet, że zostałby bogatym człowiekiem, gdyby zebrał te wszystkie drobniaki.:)
W schronisku napiliśmy się gorącą herbatą, kawą i czekoladą. Tylko Michałek pozostał przy napojach zimnych.
Ze schroniska ruszylismy na przepiękną trasę widokową. Nie ograniczałam się specjalnie ze zdjęciami, żeby ci, którzy nigdy na Szczelińcu nie byli i może nigdy tu nie dotrą, zobaczyli jak niezwykłe to miejsce.
Jeden z etapów trasy wyznaczonej szlakiem prowadzi przez szereg wąskich szczelin. Szczeliny te zyskały sobie nową nazwę - to są po prostu schudłe szczeliny!
Łatwo było te najbardziej odchudzone pokonywać chłopakom, chociaż trafiła się i taka, w której Michaś prawie się zaklinował.
W przeciwieństwie do szczelin schudłych, były i takie otyłe, przez które nawet Pawełek nie musiał się specjalnie przeciskać.:)
Ale była i taka, przed którą pownien soię dać rozwałkować:)
Tymi szczelinami wychodzi się między kolejne piękne skały.
One stoją na swoim miejscu tylko dlatego, że turyści je podpierają patyczkami. Krzyś też robił wszystko, zeby zostały na swoich miejscach.:)
Dalej dochodzi się do dwóch taarasów widokowych znajdujących się po przeciwnej stronie szczytu niż schronisko. Widoki stantąd sa obłędne.
Na nagich skałach próbuje się zagnieździć jakieś życie, ale nie ma lekko. Ten świerczek rósł ze trzy - cztery lata, ale dalej najwidoczniej nie daje rady. Usycha.
Dalej szlak prowadzi grzbietem stołowego (płaskiego) szczytu, a następnie stromymi schodami w dół.
Zejście na dół wcale nie było końcem naszej wędrówki. Stało się początkiem drugiego jej etapu. Po znalezieniu się w punkcie wyjścia, czyli na starcie wejścia na szczyt, ruszyliśmy ponownie pod górę. W 2/3 wysokości drogi z dołu do schroniska jest odbicie w lewo, na szlak do wsi Pasterka.
Po wzmocnieniu sił czekoladą i kabanosami, ruszyliśmy właśnie tam. Według przewodnika, w Pasterce, miała być ruchoma szopka z klocków lego. Chłopcy sami wyszukali tę atrakcję i chcieli ją zobaczyć.
Schodziliśmy w dół. Michaś robił to na żabi sposób skacząc z kamienia na kamień.
W Pasterce pofociłam pięknie kwitnące zawilce i pierwiosnki,
chłopcy wydoili sztuczną krowę,
a nawet zlokalizowaliśmy nietypowy pomnik.
Tylko szopki z klocków Lego nie było. Dotarliśmy szlakiem na koniec Pasterki, do schroniska, przed którym na łące, ze Szczelińcem Wielkim i Małym w tle, znajduje się mogiła serca.
W schronisku dowiedzieliśmy się, ze szopka jest obecnie w renowacji i dlatego nie udało nam się jej zlokalizować. Ruszyliśmy więc w drogę powrotną do Karłowa. Teraz przemieszczaliśmy się malowniczym czerwonym szlakiem opasującym cały Szczeliniec.
Uwagę zwracały drzewa, którym wypadło żyć na trudnym,nieprzyjaznym podłożu. Radzą sobie doskonale - oplatają głazy korzeniami, czepiają się z całych sił płytkiej gleby, a nawet przysiadają na kamieniach.
Mimo determinacji w chęci życia, czasem coś pójdzie nie tak i jakiś silniejszy podmuch takie wytrawne w rośnięciu na kamieniach drzewo, powali.
Taki los nie zniechęca kolejnych pokoleń, które gromadnie porastają każdą wolną przestrzeń podarowaną im przez naturę.
Ostatni odcinek trasy nie wymagał już wysiłku - szliśmy po równej, leśnej drodze. Ten pierwszy spacer to była zaprawa przed dalszymi wędrówkami. Przemaszerowaliśmy na nim trochę ponad 17 kilometrów.:)
Jestem zafascynowana tymi skałami, niesamowite. Zdjęcia fantastyczne Dorota.Widziałm na skalę goryla. I zaraz będę szukała wiadomości skąd te skały tam przybyły. Dziękuję za wycieczkę
OdpowiedzUsuńSkały są tu niesamowite! Dzisiaj byliśmy na skalnych grzybach, jutro będą Czechy i Skalne Miasto, a na koniec pobytu Błędne Skały. To unikatowe twory skalne na skalę światową. Zapraszam na kolejną wycieczkę!
Usuń