Jak wspomniałam w poprzednim wpisie, zanim trafiliśmy do smardzówkowego Eldorado, szukałam podczas spaceru jakichkolwiek grzybów, innych niż nadrzewniaki. Tak... Na nadrzewne się wypięłam tym razem, bo stwierdziłam, że skoro jest wiosna, jest kwiecień, to ja chcę innych grzybów niż podstarzałe hubiaki i wyblakłe wrośniaki. Wolałam już pochylać się nad kwiatkami niż po raz kolejny uwieczniać mocno przechodzone grzyby na drzewach. Co prawda w końcu znalazłam gatunki wiosenne, ale nadrzewnych nie uniknęłam, a nawet bardzo się z nich ucieszyłam.
Kwietne dywany leśne pomoczone nocnym deszczem nie wyglądały tak spektakularnie jak w promieniach słońca, bo zawilcowe płatki skuliły się i nie prezentowały całej swej wielkości.
Mimo to było je doskonale widać. A wraz z nimi powinna rosnąć twardnica bulwiasta. Obejrzałam setki albo nawet tysiące zawilców, żeby wytropić choć jedną. I znowu zastanawiałam się czy ich nie ma, czy też ja już całkiem źle patrzę. Na domiar złego, z głowy wypadła mi polska nazwa tego grzybka i po mózgownicy kotłowało się tylko Dumotinia tuberosa, Dumotinia tuberosa... Jakże to jest po polsku do jasnej, ciasnej...
Czasem tak mam, że zupełnie zapomina mi się polska nazwa, a po czerepie krąży grzybek po łacinie. A ja się złoszczę na siebie, że nie mogę sobie przypomnieć. Zazwyczaj w pewnym momencie przychodzi olśnienie i znienacka już znowu wiem. Oddycham wtedy z ulgą, że jednak nie jest jeszcze tak ze mną kiepsko. Twardnica też mi się przypomniała po pół godzinie główkowania.
Tymczasem, zamiast twardnic, zaczęłam widzieć coraz więcej kisielnic kedzierzawych. Najpierw trwałam w swoim mocnym postanowieniu, zeby nadrzewnych dziś nie focić, ale przy kolejnych pięknych sztukach moje postanowienie diabli wzięli. I proszę bardzo - powstała cała seria z tym gatunkiem w roli głównej.
Obecność takich świeżutkich, jędrnych kisielnic kędzierzawych świadczy dobitnie o tym, że w lesie jest wystarczająco dużo wilgoci, żeby rosły równiez inne grzybki.
Później jeszcze trafiła się w jednym jedynym miejscu zdezelowana fałdówka kędzierzawa
i jakieś śmieszne pryszczyki nadrewnowe, rosące na patyku obok.
I wreszcie zobaczyłam to, za czym się rozglądałam. Akurat byłam na gorącej linii telefonicznej z moim grzybowym przyjacielem Zibim, kiedy na boku drogi leśnej, w miejscu, w którym w obrębie kilku metrów nie było żadnego kwitnącego zawilca, wspaniałe stanowisko twardnicy bulwiastej.
Miseczki i talerzyki grzybkowe ustawiły się w malowniczych grupettach.
Przywołałam chłopaków, żeby zachwycili się znaleziskiem tak samo jak ja, ale jakoś szczególnie zainteresowani nie byli. Zupełnie, jakby takie skupiska twardnic widzieli co parę kroków.
A ja im poświęciłam sporo czasu i uwieczniłam na kilkudziesięciu zdjęciach.
Były tylko w tym jednym miejscu. Skoro je znalazłam, byłam już spokojna o swoje możliwości wzrokowe. Po prostu gdzie indziej ich nie było. Dopiero na samym końcu, w miejscu znalezienia smardzówek, wyrosły kolejne twardnice, jakie w tym dniu dane mi było zobaczyć.
Zeszliśmy na dół lasu, gdzie rośnie kilka starych krzewów dzikiego bzu. I tu zaskoczenie - na dwóch z nich rosły piękne, dorodne uszaki bzowe. Z tych nadrzewniaków bardzo się ucieszyłam i już przestałam kręcić nosem na konieczność uwieczniania grzybów nadrzewnych.
Uszaki w takiej kondycji były kolejnym świadectwem doskonałej wilgotności w lesie.
Zanim się zaopiekowałam znaleziskiem, zapisałam je w pamięci aparatu. A Pawełek zapisał mnie.:)
Kawałek dalej Pawełek znalazł swój uszakowy krzak.
Obrośnięty był na bogato, ładniej niż te moje.
I znowu powtórka z rozrywki - najpierw focenie, później pozysk.:)
W dalszej części lasu, w zabagnionym zagajniczku znalazłam kolejny gatunek potrzebujący do rozwoju sporo wilgoci. Na licznych patyczkach leżących na ściółce wyrosły całe gromady kisielnic trzoneczkowatych. One również były świeżutkie i jędrne.
Na koniec widziałam jeszcze setki twardnic bulwiastych, ale już im nie poświęciłam zbyt wiele czasu, bo zajęta już byłam smardzówkami.:)
oby ta wilgoć przemieściła się także do centrum bo u mnie uszaki jak kreski z błonki
OdpowiedzUsuńNiechby wędrowała w dwie strony, bo w Krakowie też sucho. Zdziwiłam się, że tam aż tyle wilgoci udało się grzybom złapać, bo to raptem 60 kilometrów ode mnie, gdzie nic nie moze się przebić.
UsuńJakie cudowne uszaki. A Pawełka krzak po prostu rewelacja. A twardnice też piękne szczególnie te w grupach. Cieszę się że miałaś takie świetne grzybów spotkania. A ja wraz z wami biegałem wśród zawilców
OdpowiedzUsuńBieganie po kwietniowych dywanach zawilcowych ma niepowtarzalnyurok.:) Miłego dzionka!
UsuńTak sobie dzisiaj myślałam , że zapytam się Dorotko , jak tam u Ciebie sezon na uszaki . U mnie klęska totalna , wszędzie sucho , jak na pustyni . Na szczęście piszesz cudownego bloga i mogę chociaż popatrzeć na grzybki . Serdecznie Was pozdrawiam z Ostródy .
OdpowiedzUsuńW większości rejonów jest susza. U mnie w Krakowie i najbliższej okolicy też o uszakach można tylko pomarzyć. A kawałek dalej taka niespodzianka nas czekała miła.:) Poranne pozdrowienia!
Usuń