Od czasu, kiedy po raz pierwszy Zibi zabrał Menażerię do Skorocic, gdzie w pięknym wąwozie kwitną wiosną miłki wiosenne, wiedziałam, że wrócę w to urocze miejsce. Wycieczkę odkładałam z roku na rok, ale tej wiosny obiecałam sobie, że muszę wygospodarować czas na ten wyjazd. Zibi, na moją prośbę, od miesiąca monitorował rozwój sytuacji i na bieżąco przekazywał informacje. Mimo to i tak, z przyczyn życiowych, wyjazd opóźnił się o tydzień. Obawiałam się, że miłki nie doczekają się na mnie i najzwyczajniej w świecie, przekwitną, ale widać zależało im na sesji zdjęciowej, bo rozwijały się powoli i doczekały się one na mnie, a ja na nie.:)
Wyruszyłam z Krakowa, kiedy na niebie pojawiły się pierwsze przebłyski jasności. Jak na złość, akurat od środy zaczęło się oziębienie i po drodze widziałam, że na łąkach i polach przysiadły przygruntowe przymrozki. Do tego dochodził mocny, zimny wiatr. Z żalem wspominałam wcześniejszy dzień z pięknym słońcem i temperaturą przyjazną życiu. Zaraz jednak beształam się w myślach - ty nie narzekaj, tylko ciesz się, ze deszcz ze śniegiem nie ciapie. Przecież zawsze mogą być mniej korzystne warunki pogodowe.:)
Droga z Krakowa do Buska była tak obstawiona policją, że czułam się trochę jak ofiara, na którą urządzono obławę. Na odcinku 80 kilometrów aż sześć radiowozów pełniło służbę, pilnując, żebym po wioskach jechała z prędkością 40 km na godzinę, chociaż prawie nikt po drogach nie chodził. Jechałam bardzo grzecznie i stawiłam się na miejscu z pewnym opóźnieniem. Wyściskałam Zibiego, składając mu osobiście urodzinowe życzenia, przesiadłam się do terenowego Zibiowozu i wypruliśmy do Skorocic.
Pierwsze miłki wypatrzyłam z daleka. Zibi zdziwił się nawet, że widzę z takiej odległości, ale zaraz go uświadomiłam, ze to tylko dzięki temu, że mam na nosie okulary. Zibi natychmiast założył swoje drugie oczy i też zobaczył. :)
Te pierwsze nie wyglądały najlepiej. Były na etapie końca kwitnienia i w tym momencie byłam pewna, ze się spóźniłam do nich co najmniej o tydzień. Obfociłam dokładnie to, co było na pierwszym pagórku i podążyłam za Zibim, który kawałek dalej przeszukiwał trawę pod kątem grzybów.
W dalszej części rezerwatowego szlaku okazało się, ze tamte pierwsze napotkane miłki musiały się bardzo pospieszyć, bo kolejne znaleziska były na zdecydowanie wcześniejszym etapie rozwoju. Większość z nich miała dopiero pączki.
Rozłożone kwiatuszki trafiały się sporadycznie, bo na niebie zabrakło słońca. One na noc zwijają się w kłębuszki i pozostają w takim stanie do czasu aż im słońce trochę przygrzeje. Dzień był pochmurny, z nielicznymi tylko przebłyskami słońca, więc większość miłków spała. W pełni rozłożone były tylko kwiaty w fazie przekwitania. Na tym etapie chyba się już nie składają do nocnego snu.
Podobno kiedyś miłki wiosenne były dość popularnymi kwiatkami rosnącymi w południowej i zachodniej Polsce. Do redukcji ich siedlisk przyczynił się oczywiście człowiek, nie tylko zajmując miejscówki ich występowania, ale również zbierając je jako roślinę leczniczą i ozdobną.
Dlatego też miłek wiosenny został wpisany na listę gatunków podlegających ścisłej ochronie. Aby dobrze funkcjonować, potrzebuje wapiennego podłoża. To chyba jednak nie wszystko, bo znam wiele miejsc położonych na wapiennych skałach, a miłków wiosennych nie widziałam nigdzie indziej poza rezerwatem Skorocice i Przęślin.
Jak wspomniałam, miłki były pozyskiwane przez zielarzy. Jednak stosowanie na własną rękę tej pięknej rośliny jako lekarstwa może skończyć się zatruciem, a nawet śmiercią.
Cały miłek jest trujący - od czubka kwiatowych płatków po ostatni ogonek korzonka. Wyczytałam, ze wystarczy 25 gramów wysuszonego miłka, żeby powalić konia. Dobrze, że zwierzęta są takie mądre, że same omijają trujące rośliny. Niejednokrotnie obserwowałam moje konie jak wybierają trawę spomiędzy jaskrów na łące. W sumie wydawałoby się, że żółty kolor kwiatów działa ostrzegawczo na trawożerców, ale na przykład mniszki lekarskie są chętnie zjadane, a też mają żółtą barwę, jak jaskry czy miłki. Musi być w tym wybiórczym traktowaniu roślinnego pokarmu zakorzeniona jakaś głębsza końska mądrość.
Już wracam do nurtu zasadniczego - skoro 25 gramów zabija konia, to dla człowieka, który mniej waży od zwierza, wystarczy mniejsza dawka. Jej wielkość zależy pewnie od indywidualnych właściwości danego organizmu, bo nie znalazłam nigdzie uśrednionych danych, chociaż z ciekawości ich szukałam.
Nie wiem, ile trzeba zjeść tego miłka, żeby się skutecznie otruć, ale znalazłam informacje, co się z takim otrutym człekiem dzieje. Otóż pierwszy etap to mdłości i wymioty. Później mogą się pojawić skurcze, a nawet paraliż. Efektem końcowym zatrucia tym pięknym kwiatuszkiem jest zatrzymanie serducha i zejście z tego świata.
Zielarze niekoniecznie chcą od razu kogoś otruć. Najpierw próbują wyleczyć.;) Trucizna aplikowana w odpowiednich dawkach ma działanie lecznicze.
Miłek jako lekarstwo ma działać uspokajająco i moczopędnie, a także wspomagać i wzmacniać mięsień sercowy. Leczenie preparatami z miłka wiosennego powinno być nadzorowane przez lekarza.
Idąc szlakiem przez miłkowe siedlisko doszliśmy z Zibim do końca rezerwatu. Narobiłam mnóstwo zdjęć. Nie było to wcale takie proste, bo piździło jak w kieleckim i uzyskanie ostrości przy chwiejących się na wietrze roślinach sprawiało sporo problemów.
Na końcu rezerwatowej trasy znajduje się studnia, z której przed laty korzystała cała wioska. Teraz źródło jest słabiutkie i zasila tylko malutki strumyczek płynący dołem wąwozu.
Studnia była punktem zwrotnym. Wracaliśmy tą samą trasą. Ponieważ miłki miałam już uwiecznione, zwracałam większą uwagę na to jak zmienił się teren rezerwatu od czasu mojej poprzedniej wizyty w 2016 roku.
Większość krzewów tarniny i dzikiego bzu zostało wyciętych, dzięki czemu odsłonił się widok na wapienne skały, jaskinie i zbocza, na których porastają miłki.
Po opuszczeniu Skorocic przejechaliśmy do drugiej miejscówki miłkowej w rezerwacie Przęślin.
To piękne, ale mocno zaniedbane miejsce. Wokół malowniczego pagórka i na jego zboczach leży pełno śmieci, głównie rozbitych butelek.
Miłki się tym specjalnie nie przejmują i kwitną pięknie. Warunki do zdjęć były tu z jednej strony lepsze niż w poprzednim rezerwacie, z drugiej słabsze.
Zacznę od pozytywów - więcej kwiatów miało rozłożone płatki, a sucha trawa była niższa, więc łatwiej było takiego delikwenta podejść.
Wiało za to jeszcze potężniej niż w Skorocicach i pomiatało tymi biednymi kwiatkami we wszystkich kierunkach. Mam całą serię zdjęć, z których modele wyfrunęły i zostały po nich tylko złociste smugi.
Tak wyglądają zbocza w Przęślinie widziane z góry. Sporo miłków ma dopiero listki. Jak wszystkie rozkwitną, powinno być miejscami żółto.
Z pagórka roztacza się piękny widok na ponidziańskie pola, które mają teraz różne odcienie i wyglądają nad wyraz malowniczo.
Na polu w dole pożywiały się na oziminie sarenki. Były na tyle daleko, ze musicie uwierzyć na słowo, ze one tam są.:)
Chodziłam od kwiatka do kwiatka i polowałam z aparatem na moment z mniejszym wiatrem. Zibi tak się tym znudził, że sam zaczął uwieczniać kwiatki.
W końcu stwierdziłam, ze złapałam już tyle miłków, że mi wystarczy. Zibi odetchnął z ulgą - wreszcie mogliśmy jechać na poszukiwania jakichś grzybków, a nie pląsać po kwiatkach bez sensu.;)
Jeszcze ostatnie spojrzenie na wiosenne pola, dwa ostatnie kadry miłkowe i opuściliśmy Przęślin. Do zobaczenia miłeczki następnym razem!
Ślicznie Ci zapozowały miłki wiosenne a i fotki pierwsza klasa.
OdpowiedzUsuńPostarały się.:)
UsuńNie znałam nazwy no i oczywiste że nigdy ich nie widziałam.One są piękne i sobie wyobrażam jak cudownie wyglądają łąki i wzgórza jeśli one wszystkie zakwitną.Ciągle się czegoś uczę,jaki człowiek ubogi w tym względzie.Nigdzie nie był i nic nie widział.Dobrze że chociaż na starość dzięki ludziom takim jak ty moje horyzonty trochę się powiększają.Uściski.Miłki cudowne
OdpowiedzUsuńWszyscy uczymy się przez całe życie. Ja też przez wiele lat nie miałam pojęcia o istnieniu miłków. Teraz je znam i mam możliwość podzielenia się nimi z innymi, więc nie bardzo ograniczałam się w ilości zamieszczonych zdjęć.:) Pozdrawiamy przedweekendowo!
Usuń