niedziela, 22 marca 2015

Wiosenne fantazje

kucyk szetlandzki, folblut Ramzes
    Przyszła do nas Pani Wiosna, powitała porannymi promykami słońca, radosnym śpiewem ptasząt i obietnicą pięknego dnia swego pierwszego. Nie wypadało jej właściwie powitać. Po szybkim śniadaniu i obowiązkowej porannej zabawie (czytaj zrobieniu porządku inaczej), pojechaliśmy do stajni. Oczywiście, jak zwykle, tłum chętnych rwących się do czyszczenia koni, sprawił, że sama, jak zawsze, pucowałam kolejno wszystkie stwory-potwory, opanierowane zaschniętym błockiem i liniejące na potęgę. Każda robota kiedyś się musi skończyć, więc i moja zwieńczona została sukcesem - konie doprowadzone do stanu używalności, sprzęt przygotowany. Wreszcie chłopcy mogli zacząć odrabiać swoją pańszczyznę, czyli dosiąść rumaków bojowych i ruszyć na powitanie wiosny.

kucyk szetlandzki
    Na spacer wśród zaoranych pól i szarych jeszcze traw Krzychu zabrał łuk, który uparcie nazywał procą. Z  pomocą tej broni powalał kolejne szeregi "złych" ubiegłorocznych trzcin. Pokonał wszystkich wrogów, którzy nieopatrznie weszli mu w drogę i upojony zwycięstwem, zarządził odwrót. Poczekaliśmy jeszcze na Pawełka, który szalał na terenie bitewnego pola i ruszyliśmy w kierunku stajennego podwórka.
folblut Ramzes
    Wiosna dała nam znak - wśród suchych traw wyrósł maleńki, pierwszy pierwiosnek, Rozchylił płatuszki i chłonął wiosenne ciepło. Żeby mu było jeszcze przyjemniej, dostał buziaka od Michałka. Skowronki wydzierały się okrutnie na błękitnym nieboskłonie, a my zmierzaliśmy do kolejnej zabawy - Michał i Krzychu mieli już plan na kolejne godziny.
pierwiosnek
     Zleciłam chłopakom przygotowanie stosu do spalenia Marzanny, wsiadłam na Latonkę i pojechałam w słoneczną dal (słoneczna dal nie brzmi co prawda tak dobrze, jak dal sina, ale w odniesieniu do realiów pogodowych, jest bliższa prawdy). Wybrałam łąki naddłubniańskie, które najbardziej lubię odwiedzać wczesną wiosną.Są jeszcze szaro - bure, ale pod warstwą zeschniętych łodyg i źdźbeł kipi nowe życie, gotowe do wystrzelenia w stronę słońca. Miejscami jeszcze pokryte szerokimi rozlewiskami, w których przegląda się błękitne niebo, a woda cudownie wytryskuje fontannami spod galopujących kopyt.
klacz małopolska Latona


klacz małopolska Latona
   Jadę sobie zatem przez wiosenne łąki i jak zawsze, kiedy tam jestem, przypominają mi się pierwsze zdania z "Ogniem i mieczem" i przenoszę się momentalnie na Dzikie Pola. To jest normalnie jak odruch Pawłowa - wczesnowiosenne łąki nad Dłubnią = galopady po stepie szerokim. I tylko mi szabelki brzęczącej u boku brakuje. Muszę ponegocjować z Krzysiem - może mi następnym razem pożyczy coś ze swojego arsenału.
klacz małopolska Latona
   Latona też się wczuła w rolę i dopalała tak, jakoby nas cała armia Tuchaj beja ścigała. Kawałki darni i błota, wydarte kopytami, latały wokół niczym pociski i chociaż najczęściej ulatywały w bok, to jednak znaczyły również kolejne trafienia na mnie i koniu.Dzięki tej charakteryzacji, wracałyśmy jak z prawdziwej wojny. A czekał już na nas komitet powitalny, machając pochodniami rozpalonymi w pierwszym wiosennym ognisku.
ognisko
   Zamiast Marzanny, Pawełek spalił na ruszcie moją bułeczkę. I chociaż spalenie było bardzo dokładne, wiosna nie była nim chyba w pełni usatysfakcjonowana, bo dzisiaj za oknem szaro, buro i ponuro. Trzeba będzie jakieś czary dodatkowe odprawić, żeby zagościła już na dobre.

2 komentarze:

  1. a u nas cały weekend słoneczny chociaż dzisiaj rano wszystko mocno oszronione i zdecydowanie zimniej niż wczoraj :) posiedziałabym sobie przy ognisku, oj posiedziałabym...

    OdpowiedzUsuń
  2. W Krakowie nawet śniegiem drobnym sypnęło. Jak tylko koleżance będzie po drodze, to do zmaszczenia jakiegoś ognia wiele nie trzeba. Dziś paliło się w kominku. Też miło. I nikt mi nic nie spalił.:)

    OdpowiedzUsuń