Wreszcie udało nam się zrealizować plan sprzed trzech tygodni i pojechać na krokusy i wiosenne grzybki. Ostatnie zimne dni sprawiły, że krokusiki i niektóre wczesnowiosenne grzybki doczekały się na nas, a na pozostałe wiosenne fungi to niestety musimy poczekać my. Ale o wszystkim po kolei...
Kiedy dotarliśmy do krokusowej łąki, którą nawiedzamy co roku, niebo spowijały szaro - bure chmury, a kwiatuszki spały pozwijane w ruloniki. Ruszyliśmy zatem na rekonesans po okolicy, mając nadzieję, że słoneczko jednak pokaże się na niebie i nieco rozświetli ten dzień.
Musiałam mobilizować moją menażerię do podjęcia trudów wędrówki, ale jakoś się udało - Michałek wypatrzył na horyzoncie majaczącą w szarości konstrukcję wyciągu narciarskiego, a Krzychu śnieg leżący pod lasem. To była wystarczająca motywacja do ruszenia naprzód. Pawełek nie miał już wyjścia, więc przezornie nie protestował i też ruszył naprzód.
Połacie śniegu leżącego w zacienionych miejscach były doskonałym materiałem do produkcji śniegowych kul, trafiających perfekcyjnie w pobliskie drzewa. Ku naszemu zdumieniu, na orawskich bezdrożach nie byliśmy sami - skrajem lasu maszerował Słowak, który po rutynowym powitaniu, powiedział, że idzie podglądać "niedwiedia", który niedawno się wybudził i siedzi teraz "w boru". Na hasło "niedźwiedź w lesie" Michałek narobił krzyku i poganiał nas do ucieczki. Nie pomagały tłumaczenia, że niedźwiedź na pewno go nie zje. Uspokoił się dopiero, kiedy powiedziałem, że najprędzej sprowadzi niedźwiedzia swoim krzykiem. W efekcie Pawełek z dziećmi poszli grzbietem wzgórza, a ja pozostałam na granicy lasu.
Wiele krokusów dopiero przygotowuje się do właściwego rozkwitu, tkwiąc w głębokim śniegu. Kilka ciepłych dni powinno pobudzić je do pełni życia. W śniegu znalazłam też pierwsze dzisiejsze czarki. Tam też natrafiłam na pierwsze tegoroczne szyszkówki świerkowe - przesmaczne wiosenne grzybki.
Kiedy połączyłam się ponownie z moją menażerią idącą w bezpiecznej odległości od lasu, zaczęło przyświecać słoneczko. Reakcja krokusów była natychmiastowa - rozchyliły swoje płatuszki, aby wystawić środeczki z pysznym pyłkiem dla pszczółek. W fotografowaniu krokusów towarzyszyli i nieustannie mali pomocnicy, którzy wchodzili w kadr, deptali fotografowany obiekt, pomagali go odsłonić albo odczuwali nieprzepartą ochotę na zapoznanie się z krokusowym zapachem.
Przez dłuższy czas robiliśmy z Pawełkiem zdjęcia krokusów, czarek, a nawet czarek w towarzystwie krokusów. W tym roku czarki (Sarcoscypha) rosną dosłownie wszędzie i cieszą oczy swoją radosną barwą. Najwięcej czerwonych grzybków wypatrzył Krzychu, ale pierwszy do prezentacji był, jak zwykle, Michałek.
Po obfoceniu krokusów i czarek (i zebraniu kilkudziesięciu szyszkówek), podjechaliśmy do kolejnej miejscówki. Wysłałam menażerię na wczesny obiad, a sama, bez pomocników, pognałam do lasu. Czekały na mnie liczne uszka czarne - Pseudoplectania nigrella, które wyrosły nie tylko na znanych mi stanowiskach, ale i kilku innych miejscach.
Trafiła się też oranżówka wrzecionowatozarodnikowa - Byssonectria fusispora oraz pojedyncze szyszkówki świerkowe, które systematycznie pozyskiwałam, powiększając tym samym nasz dzisiejszy pazerniaczy łup.
Na kolejnym miejscu, Krzyś, po solidnym obiadku, eksplodował energią i jako pierwszy wypatrzył przepiękne stanowisko kubecznika prążkowanego - Cyathus striatus. Chwilę później juź eksplorował pobliski zagajnik i wołał chętnych do pozysku szyszkówek. Było po dziecku widać, że godziwy posiłek spełnił swoją rolę.:)
A tu już szyszkóweczki świerkowe - Srtobilurus esculentus, które obecnie są wsadem do przepysznej zupy:
Obok pysznych szyszkówek rosły niejadalne dzwonkówki wiosenne - Entoloma vernum, więc trzeba było na bieżąco kontrolować, co pozyskują Michałek z Krzychem. (Pawełek zrezygnował ze zbioru, kiedy przykazałam zabierać tylko same kapelutki szyszkówkowe. Wiadomo... To męska, wrodzona delikatność sprawiała, ze kapelusiki ulegały totalnemu zmiażdzeniu.)
Sprawdzaliśmy też najcieplejsze miejsca smardzowe. Niestety, większość z nich wygląda tak, jak na załączonym obrazku - niewielka przestrzeń wolna od śniegu, na której zaczęły wyrastać lepiężniki i całe połacie pokryte grubą warstwą śniegu. Na smardze musimy jeszcze poczekać.
Pojawiły się za to piestrzenice kasztanowate - Gyromitra esculenta, Które pięknie się prezentują i kapitalnie pozują do zdjęć, ale są niejadalne. I na koniec widok na Babią; śniegu wystarczy co najmniej do końca czerwca.
Z dzisiejszej wyprawy przywieźliśmy kilka garści szyszkówek, z których ugotowałam już wymarzoną przez Michałka zupę oraz sporo wrażeń, w wyniku których młodsza menażeria szybko padła do łóżek.
no to jesteśmy kwita - Ty mnie wyrąbałaś w smardzówkach a ja Ciebie w smardzach :D
OdpowiedzUsuńLubię taką rywalizację.:)
OdpowiedzUsuńSuper Dorotko ))) prawie jakbym TAM była ) razem z przefajną Menażerią ))) fotki - majstersztyk )))) pozdrawiam ))
OdpowiedzUsuńCieszę się, kiedy mogę komuś pokazać kawałek świata, który kocham. I dzięki za taką wysoką ocenę fotek.:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!