Od ubiegłego wtorku boks Mandi świecił pustką. Kiedy podjeżdżało się do stajni, żaden kucor nie pałętał się po okolicy... Wszystkim przyjeżdżającym do swoich koni brakowało Mendy, która od ponad roku wrosła w stajenny krajobraz i po prostu była. W sobotę, z rozpędu, wyniosłam jej siodło i ogłowie, aby zabrać ją na spacer... Trzeba było coś zaradzić. Po konsultacjach z Ulą, właścicielką stajni, w której mieszkają nasze konie i kilku telefonach do znajomej właścicielki stada kucyków, uzgodniłyśmy, ze puste miejsce zajmie Felicja.
Felicja nie jest nam całkiem obca, bo przez trzy miesiące ubiegłorocznych wakacji w Lipnicy była członkiem mojej menażerii i towarzyszyła nam w codziennych spacerach i wyprawach na grzyby. Wiedzieliśmy zatem, że jest doskonałym konikiem dla dzieci, czyli idealnym kucykiem do naszej stajni.
Zorganizowaliśmy dzisiaj z Pawełkiem transport dla nowej mieszkanki węgrzczańskiej stajni. Zapięcie przyczepy i załadunek konika przebiegły sprawnie i bezproblemowo. Z Felicją w przyczepie podjechaliśmy jeszcze na inne pastwisko, żeby zobaczyć kolejnych chętnych do wstąpienia w szeregi menażerii - Żółtego i Feliksa, które mają jechać z nami na wakacje.
Okazało się, że po ostatnich deszczach ziemia tak rozmokła, że nawrócenie samochodu w miejscu, GDZIE NAWRACAŁO SIĘ ZAWSZE, zakończyło się ugrzęźnięciem w rozmaćkanym błotku. Próby wyjechania z pomocą popychania spełzły na panewce. Nie pomogły również suche gałązki podłożone pod prawe, przednie koło. Trzeba było podejść do sprawy profesjonalnie - odpiąć przyczepkę, wyprowadzić Felicję i znaleźć ekipę chętnych do pomocy popychaczy. Mieliśmy sporo szczęścia - chętni do wypychania Doblowoza z błocka prawie nas wynieśli na drogę i można było powtórzyć czynności początkowe - zapiąć przyczepkę do samochodu, wprowadzić Felicję, zabezpieczyć klapę i wreszcie można było ruszać w trasę przez cały Kraków. W czasie ratowania Doblowoza z błotnistej opresji udało mi się oczywiście obejrzeć stadko pasących się obok koników.:)
W czasie, kiedy dwunożni wydobywali środek końskiego transportu z błota, Felicja łapczywie skubała wysoką trawę. Wszak nie wiedziała dokąd jedzie i czy będzie tam czym napełnić wiecznie pusty, koński brzuszek.
Przez miasto przejechaliśmy błyskawicznie. Ula nie zdążyła rozwinąć czerwonego dywanika ani zorganizować zastępu małych krakowianek sypiących płatki róż i musieliśmy wyprowadzić Felicję na zwykły beton stajennego podwórka. Fela rozejrzała się ciekawsko po okolicy i oddała się ulubionemu zajęciu - skubaniu zielonej trawki.
Felicja ma mnóstwo osobistego uroku i myślę, że szybko stanie się ulubienicą wszystkich bywalców stajni. Poza tym Pawełek jest w niej zakochany od ubiegłorocznych wakacji. Felicja zostanie u nas na jakiś czas, a może na stałe. Czas pokaże. Na razie najważniejsze, że nie będzie się rzucał w oczy pusty boks, a koło stajni znowu będzie można zobaczyć pałętającego się karego kucyka.:)
Felicję i ja pamiętam jak woziłam chłopców podczas grzybobrań :)
OdpowiedzUsuńPrawda, że kapitalny konik?
Usuń