Po dwóch dniach bez plaży Michałkowi i Krzysiowi bardzo już doskwierał brak piasku. Nawet wnętrze łódki udało się odpiaszczyć na tyle, że małe ziarenka nie wbijały się w stopy ani nie zgrzytały między zębami. Pora była najwyższa, aby braki piaskowe uzupełnić.
Z Cichej Zatoki wypłynęliśmy pod piracką banderą (udało się Pawełkowi zrealizować plan zakupu flagi) i z wiatrem od dupy strony ruszyliśmy szybko w kierunku Popielna. Niebo było bezchmurne, ale wiał lodowaty wiatr północny i na pokładzie było "mało ciepło". Chłopcy zapakowali się w najbardziej wysuniętą część dziobu i zrobili sobie "zachronkę" ze śpiworów. Było im tam cieplutko i milutko - świetnie by się tam bawili, gdyby nie to, że nie mogli się doczekać plaży.
Do portu w Popielnie wpłynęliśmy zanim jeszcze nocujący tam żeglarze zdążyli się zebrać do wypłynięcia. A tłum długoweekendowy zrobił się okrutny. Ponieważ Pawełek opanował do perfekcji trudną sztukę parkowania łódki, udało nam się wcisnąć w wąziutkie miejsce między dwoma jachtami i zanim jeszcze dobrze zacumowaliśmy, chłopcy popędzili na popielańską plażę.
Po godzinie miejsc do postawienia łódki było do bólu, a na piasku ilość miejsca przypadająca na poszczególnych użytkowników, uległa zmniejszeniu. Do zabawy dołączył Pawełek, który wziął sobie sprzęt na miarę swoich możliwości i potrzeb. Uruchomił kopalnię mułu konstrukcyjnego, którego został jedynym dystrybutorem. A ilość chętnych na ten wyjątkowy materiał budowlany wciąż wzrastała.
Na plaży powstawały coraz to piękniejsze fortyfikacje. Michałek współpracował nie tylko z tatą i Krzysiem, ale zaangażował do wspólnej zabawy również inne dzieci. Tylko dzikusek Krzyś bawił się samotnie, w pobliżu mamy i taty, bo, jak stwierdził, bał się niektórych dzieci....
Kiedy dzieci pracowały nad tworzeniem kolejnych umocnień, do plaży podpłynął nieprzyjacielski zwiad - wielki łabędź, który posykiwał na plażowiczów, dopóki nie dostał okupu w postaci dwóch kromek chleba. Podjadł sobie, wyczyścił piórka, popatrzył po okolicy i majestatycznie odpłynął w kierunku głębokiej wody. Ale to był dopiero początek napadu. Po chwili znajomy łabądek powrócił w towarzystwie swojej rodziny. Tym razem ptaki miały liczebną przewagę i sykiem przepędziły z piasku dzieci, które z piskami i wrzaskami uciekały do rodziców. Zaczęła się okupacja popielańskiej plaży.
Cała łabędzia rodzina rozsiadła się wygodnie między pobudowanymi zamkami, wieżami, okopami, domkami i zaczęła czyścić swoje piórka. Każda próba przegonienia intruzów kończyła się porażką, bo piękne ptaki przeganiały sykiem wszystkich, którzy chcieli odzyskać okupowany teren.
Śmiechu i zabawy było z tymi łabędziami co niemiara. A i one też się chyba nieźle bawiły z ludźmi, a na pewno dobrze sobie podjadły, bo każdy przynosił im okup, który szybko znikał w przepastnych czeluściach ich brzuchów.
Na darmowy posiłek załapała się równiez kacza rodzina, która dołączyła do okupantów.Po dwóch godzinach takiej zabawy i obżarstwa pierzaste z własnej, nieprzymuszonej woli opuściły plażę i budowniczowie mogli powrócić do przerwanych zajęć.
I na koniec "pozycja miłości" na piaskowym Titanicu, znana chyba na całym świecie. Tym razem w wydaniu Michałka, Krzysia i poznanej na plaży Zosi.
W Popielnie będziemy stacjonować jeszcze raz - z soboty na niedzielę. Może wtedy będzie cieplej i będzie można pociaptać się w wodzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz