Po nocy spędzonej w Popielnie Michałek z Krzychem stwierdzili, że jest na tyle ciepło, że będą się kąpać. Założyli kąpielówki i zaczęli się chlapać. Na sam widok robiło się zimno.Inne dzieci obecne na plaży też chciały wejść do wody, ale ich rodzice mieli na en temat inne zdanie. Tym razem żadna łabędzia rodzina nie zaatakowała plaży, więc chłopcy mogli spokojnie zaliczyć poranne moczenie w jeziornej wodzie.
Pawełek nie chciał być gorszy i też się poszedł namaczać do jeziora. Na szczęście temperatura wody zrobiła swoje i menażeria z własnej nieprzymuszonej woli dość szybko zakończyła wodne igraszki. Po wchłonięciu (jedzeniem takie tempo trudno nazwać) zupy pomidorowej, odbiliśmy od brzegu i wypłynęliśmy na lekko pofalowaną powierzchnię Śniardw. Pomyślne wiatry szybko nas dodmuchały do następnego portu - Niedźwiedziego Rogu. Na poniższym zdjęciu jest niebezpieczne wejście do kanału portowego. Na szczęście ominęliśmy bezpiecznie przybrzeżne skały i zaparkowaliśmy przy odnowionym pomoście.
Co roku, jak już się w ten Niedźwiedzi Róg zapędzimy, robimy sobie wycieczkę do Głodowa, gdzie, jak sama nazwa wskazuje, przybywają głodni, a odchodzą najedzeni.:) Droga prowadzi przez piękny mazurski las, więc zapuszczaliśmy się między drzewa i krzaki, aby pozyskać jakiś wsad grzybowy do kolacji. Niestety, mimo, że środowisko podobne jak w Wielkiej Jorze, nie wytropiliśmy ani jednego jadalniaka. Nie było też innych przejawów grzybowego życia, po prostu, było tam NIC.
Tabliczka z nazwą była na swoim miejscu, bocian także witał nas z wysokości swojego domostwa i tylko restauracja wyglądała inaczej niż zwykle - dzikie tłumy, wśród których mnóstwo było dzieci, obległy wszystkie stoliki przy których odbywało się zbiorowe napełnianie brzuchów.
Tabliczka z nazwą była na swoim miejscu, bocian także witał nas z wysokości swojego domostwa i tylko restauracja wyglądała inaczej niż zwykle - dzikie tłumy, wśród których mnóstwo było dzieci, obległy wszystkie stoliki przy których odbywało się zbiorowe napełnianie brzuchów.
Udało nam się dopaść do zwalniającego się właśnie stolika (szybciej niż zrobili to inni chętni) i zająć miejsca. Teraz nadeszło najtrudniejsze - nuda oczekiwania. Czekanie nie trwało jednak na tyle długo, żeby nuda wprawiła w ruch szare komórki mające mnóstwo świetnych pomysłów na jej zabicie. Kiedy posiłek stanął na stole, nie było już czasu na focenie, bo trzeba było pilnować, żeby młodsza menażeria nie upaćkała za bardzo pięknego obrusika.
Najedzeni, w świetnych humorach poszliśmy jeszcze do sklepu, który ma swój niepowtarzalny klimat. Po obowiązkowym zakupie i konsumpcji "słodkiego", wróciliśmy do portu.Z braku plaży chłopcy wykorzystali do zabawy akcesoria przywiezione z domu i zorganizowali rajd samochodowy wokół miejsca ogniskowego.
Moja menażeria zwolniła mnie na spacer (sami nie mieli ochoty pójść) nad brzeg Śniardw, do wylotu kanału portowego. Obeszłam cały port dookoła (innej drogi lądowej nie ma) i dotarłam do malowniczych głazów pilnujących wlotu kanału.
Zrobiłam kilka uroczych zdjęć i wtedy mnie podkusiło, żeby przespacerować się po głazach. Przeskoczyłam chyba na trzeci kamień - widok lepszy niż z brzegu. Następny kamerdolec wyglądał tak samo jak poprzednie, wiec wykonałam kolejny skok, który zakończył się lądowaniem w "mało ciepłej" wodzie. Nie sama woda dała mi jednak popalić; znacznie boleśniejsze było zetknięcie z kamienistym dnem. Obadałam felerny kamień - był porośnięty śliskimi, podstępnymi glonami, które dokładnie z niego wytarłam ubraniem. Posiedziałam chwilę chłodząc poobijane odnóża i ociekając wodą i glonami poczłapałam dookoła całego portu do naszej łódki.
Kiedy pokazałam menażerii odniesione rany, Michałek zapytał, czy płakałam, kiedy walnęłam na głazy. Zgodnie z prawdą, odpowiedziałam mu, że nie płakałam, tylko powiedziałam brzydkie słowo, na co domyślny Michałek odrzekł: "Aha, takie na "k" i drugie na "m"". Musiałam mu przyznać rację i wprowadzić sprostowanie - tego słowa na "m" już nie było. Uśmiechnęłam się pod nosem i od razu noga mniej mnie bolała. Krzyś oczywiście chciał, żebym mu powiedziała "to słowo" jeszcze raz, bo wyjątkowo go te brzydkie słowa fascynują.
I na koniec fotka spokojnych wód jeziora widzianych z podstępnych kamieni strzegących wjazdu do Niedźwiedziego Rogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz