Kiedy dojechaliśmy do cisiowego lasu, oprócz mnóstwa wyciętych drzew, w oczy rzucał się bardzo jeszcze zimowy wygląd lasu. Pawełek od razu zwątpił w sens poszukiwania przylaszczek, których znalezienie obiecałam chłopcom. Szczególnie po penetracji czarkowej miejscówki, zniszczonej i pustej, wydawało się, że nic ciekawego nie wytropimy. Ponieważ nie trawię takiego marudzenia, pogoniłam menażerię tam, gdzie zawsze rosło najwiecej przylaszczek.
Pierwsze niebieściutkie kwiatuszki wypatrzył Pawełek (ja, szczerze mówiąc, bardziej skupiłam się na próbie zlokalizowania czegoś czerwonego). Kolejne przylaszczki zostały zauważone przez Michałka i Krzycha, którzy natychmiast zaczęli się przekomarzać, który z nich znalazł więcej "oznak wiosny".
Zanim zdążyli się na poważnie pokłócić, zaproponowałam im, żeby zaczęli liczyć płatuszki na przylaszczkowych kwiatkach. Spodobało im się to zadanie, które po chwili również stało się podstawą do rywalizacji. W efekcie liczenia udało sie znaleźć przylaszczki sześcio-, ośmio-, dziewięcio- i dziesieciopłatkowe.
Pawełkowi, na widok kwiatuszków, humor zdecydowanie się poprawił, a na paździapie zagościł uśmiech. Zaległ zatem tata Pawełek na leśnej ściółce i oddał się robieniu uroczych zdjęć z przylaszczkami w rolach głównych.
Krzysiowi pierwszemu znudziło się przeliczanie przylaszczkowych płatków, więc nie mogąc się doczekać aż skończymy focenie, znalazł sobie skarpę, po której można było się spindrać do góry, a następnie zjeżdżać w dół. Krzyś ma tyle energii, ze pozostawanie w bezruchu przez pięć minut, jest dla niego nie lada wyzwaniem. Nigdy jednak nie marudzi, że jest nudno, tylko znajduje sobie odpowiednią dla siebie zabawę.:)
Już wśród przylaszczek wypatrzyliśmy pierwsze grzybki - trąbki zimowe. Widzieliśmy je później jeszcze w wielu miejscach. Nieco mnie zdziwiło, że większość z nich była dobrze obsuszana, mimo, że w lesie wilgoci nie brakowało.
Oko można tez było co rusz zawiesić na "twardych" nadrzewniakach. Szczególnie urokliwe były hubiaki zasiedlające kłody leżące na dość mokrym terenie w dole lasu.
Przez ubiegłoroczne liście przebijały się wszędzie zawilce - w jednych miejscach było już wyraźnie widać ich zielone listki i białe pączuszki, w innych dopiero skulone kiełki, doskonale maskujące się na tle podłoża.
Widząc takie ilości zawilców, zarządziłam poszukiwania grzybków, które rosną wyłącznie w ich towarzystwie. Niby są bardzo częste, ale znalezienie ich wcale do łatwych nie należy. Nam się udało - pierwsze owocniki wypatrzyli Michałek i Krzyś. Musieli się oczywiście posprzeczać, który zobaczył pierwszy malutkie miseczki twardnicy bulwiastej. Dobrze, że te ich przekomarzania kończą się zazwyczaj śmiechem.:)
Twardnica bulwiasta to interesujący grzybek - pasożytuje na korzeniach zawilców gajowych, więc znaleźć ją można wyłącznie w towarzystwie tych kwiatków. Zimę przeżywa w formie przetrwalnikowej, przyczepionej do korzonka swojego żywiciela, a wiosną tworzy owocniki. Teraz jest najlepsza pora na wypatrywanie twardnicy - kiedy dno lasu zarośnie bardziej roślinnością, wytropienie malutkiego grzybka jest znacznie trudniejsze.
Twardnica nie ma wartości użytkowej, ponieważ jest grzybkiem niejadalnym, ale jej znalezienie w marcowym lesie bardzo cieszy.
Idąc przez las, widzieliśmy sporo kwitnących krzaczków wawrzynka wilczegołyka. Przy okazji oglądania wawrzynka, przypomniałam chłopcom wiadomości o właściwościach trujących niektórych roślin. Michałek i Krzyś na tyle często bywają w lesie, ze większość zagrożeń potrafią rozpoznać, nawet jak im czasem nazwa wyparuje z główek. Tym razem Michałek był zainteresowany przede wszystkim tym, jakie są objawy zatrucia poszczególnymi gatunkami i jakie związki chemiczne powodują te zatrucia... Nie na wszystkie pytania mojego dziecka umiałam odpowiedzieć. Coraz trudniejsze zadaje...
W dolnych partiach lasu wypatrzyliśmy jeszcze zdrojówki, kokorycze pełne i śledziennice. Kwiatowe znaleziska "rozcieszyły" nas bardzo i zdecydowanie umiliły spacer wśród wycinanych masowo drzew.
Prosto z lasu pojechaliśmy do wujka Marcina i Natalki na malowanie pisanek. W ubiegłym roku dzieci malowały jaja całe popołudnie i jeszcze im było mało; w tym roku znudziły się po dziesięciu minutach i porzuciły stacjonarne zajęcie na rzecz pirackiej walki na Natalkowym łóżku - najwyraźniej przejście blisko dziesięciu kilometrów po lesie nie wyczerpało nieograniczonych pokładów energii, jaką mają chłopcy.:)
O wawrzynku czytałam, że nawet zapach może być trujący...
OdpowiedzUsuńnie strasz! Wąchaliśmy i żyjemy.:) Ale o tym nie wiedziałam.
Usuń