środa, 22 czerwca 2016

Ostatni tydzień w szkole

     Pamiętacie jeszcze atmosferę ostatniego tygodnia w szkole przed wakacjami? Dawno to było, co prawda, ale dzięki mojemu pierwszoklasiście, wspomnienia z dzieciństwa powróciły jak żywe... Michałek jest zszokowany, że nie ma już praktycznie żadnych lekcji, a wczoraj oświadczył:"Wiesz mamo, że NAWET angielskiego dzisiaj nie było???" Warto zadać sobie pytanie po co właściwie ten ostatni tydzień w szkole jest, skoro już nauczyciele i uczniowie nie myślą o niczym innym jak WOLNE.:)

     Wpadłam dzisiaj na "genialny" pomysł - w ostatnim tygodniu przed wakacjami, dzieciaki powinny mieć "przedwakacje", a nauczyciele czas na spokojne wypełnienie dokumentów, wypisanie świadectw, złożenie sprawozdań, raportów i diabli wiedzą czego jeszcze. Wszyscy mogliby się spotkać na uroczystości zakończenia roku szkolnego po czterodniowym odpoczynku od swojego towarzystwa.:)

    Z perspektywy nauczyciela ta końcówka jest pracowita i męcząca - tony papierów, biurokracja rozrastająca się z roku na rok i dopilnowanie uczniów, żeby sobie "łbów nie pourywali" w tych ostatnich dniach, kiedy nic się nikomu nie chce i każdy marzy tylko o tym, żeby się ten szkolny rok WRESZCIE skończył.

     W Michałkowej szkole od ostatniego poniedziałku dzieci mają tradycyjne "końcoworoczne" atrakcje - dzień sportu, dzień gospodarczy (cokolwiek by to nie znaczyło), dzień z wychowawcą i takie tam... Tak samo było 10, 20 i 30 lat temu - gorące, czerwcowe dni, swobodne gonienie po szkolnym boisku, oczekiwanie na świadectwo i upragnione wakacje.

    Michaś codziennie zabiera do szkoły stos kartek i przez parę godzin dziennie zajmuje się głównie produkcją origami. Po półrocznej przerwie powrócił do robienia zabawek z papieru i poświęca temu zajęciu bardzo dużo czasu. A myślałam, że etap zainteresowania origami mamy już za sobą.

    Rozmawialiśmy dzisiaj rano na temat ostatnich dni w szkole i organizacji tego "najostatniejszego" z ostatnich i kiedy padło słowo "świadectwo", Michałek rozbrajająco zapytał co to takiego. "Jak można nie wiedzieć?"- przemknęło mi przez myśl, a zaraz potem nadeszła myśl druga z usprawiedliwieniem dla Michałka - skądże ma wiedzieć, skoro jeszcze żadnej klasy nie skończył i świadectwa ani jednego w życiu nie dostał! W przedszkolu były tylko dyplomy. Wyjaśniłam co to jest to świadectwo i dodałam, że z można za nie dostać nagrodę albo karę. Pawełek dodał, że można jeszcze dostać "pasiorem". W ten sposób przygotowany do odbioru świadectwa Michałek oświadczył, że "pasiorem" to na pewno nie dostanie, bo przecież "dzieci bić nie wolno" (takie wyszkolone i świadome swoich praw to moje dziecko jest), a poza tym "jest blisko złotej księgi", więc pewnie zasłuży sobie na nagrodę.:) Poczekamy do poiątku i zobaczymy jak będzie.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz