Wakacyjne przedpołudnia Michałek i Krzyś spędzają w lesie. Mniej lub bardziej obfite grzybobrania są stałym elementem lipnickiej kanikuły. Popołudnia natomiast chłopcy mają zajęte rozmaitymi zabawami podwórkowymi w towarzystwie kolegów i koleżanek.
To tu, w Lipnicy właśnie nawiązali pierwsze znajomości mające charakter dziecięcych przyjaźni - kolejny rok z rzędu czekali z utęsknieniem na przyjazd znajomych dzieci. Od przyjazdu dopytywali kiedy będzie Eryk, za ile przyjedzie Mateusz, czy ciocia z dziewczynkami też będzie...
Oprócz placu zabaw, basenu, trampoliny, zbierania jajek czy zaganiania gęsi, dzieciakom organizuje się różne zabawy. Nieocenioną inicjatorką tych atrakcji jest Asia - córka naszych gospodarzy. Ja mam zazwyczaj popołudnia zajęte pracą z czworonożną menażerią i nie zawsze mogę uczestniczyć w dziecięcych zabawach, ale czasem się udaje.:)
Najulubieńszą zabawą wszystkich dzieci jest poszukiwanie ukrytych na podwórku cukierków. Nie można jednak codziennie zjadać tylu słodyczy, więc taką cukierkową rywalizację staramy się ograniczać na rzecz innych, zdrowszych form rywalizacji. Wczorajsze zawody zaczęły się od podziału na dwie drużyny (dzieci dobrze się znające zostały wymieszane z "nowymi") i ustaleniu zasad. Później można już było przystąpić do konkursów.
Chodzenie z mapą na głowie okazało się na tyle trudne, że tylko jeden zawodnik nie zgubił swojego "kapelutka". Krzychu, po drugim upadku mapy tak się zdenerwował, że z płaczem uciekł w krzaki i musiałam go doprowadzić na "stadion", żeby pomógł swojej drużynie. A ja pomogłam jemu w przenoszeniu mapy...
Skoki w workach po owsie zawsze wzbudzały wiele emocji. Podobnie było i tym razem - mimo wielu upadków, śmiechu było co niemiara.
Noszenie piłeczek kauczukowych na łyżce też było nie lada wyzwaniem - dobrze, że nie daliśmy dzieciakom jajek, choć taka wersja również byłaby ciekawa.:)
Nie brakowało rywalizacji na szybkość - bieg slalomem wcale nie był taki prosty i większość zawodników wprowadziła na trasie modyfikacje ustalonego slalomu.;) Żeby było szybciej.
Nadszedł czas na ostateczną rozgrywkę - przeciąganie liny. Konkurencja rozpoczęła się od drużynowych narad i ustalenia taktyki.
Przystąpiono do działania. Wszyscy byli zaangażowani na miarę swoich możliwości, ale ja patrzyłam na Krzysia - z zaciśniętymi zębami, dolną szczęką wysuniętą na maksa do przodu, nabrzmiałymi żyłami, zarył się piętami w ziemię i widać było, jak pragnienie zwycięstwa dodaje mu sił.
I to chyba właśnie determinacja Krzycha przesądziła o zwycięstwie jego drużyny, która na pierwszy rzut oka wyglądała na fizycznie słabszą.:)
Oczywiście nie obeszło się bez słodkich nagród - otrzymali je wszyscy zawodnicy za sportową rywalizację i zaangażowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz