Ciocia Ania jechała do nas w sobotę rano, ale nie dała znać, o której dotrze, więc rozminęliśmy się w drodze - ja z chłopakami do lasu, a Ania do lipnickiego domku. Za to w niedzielę Pawełek, Michaś i Krzyś mieli świąteczny dzień lenia (na prawie, bo musieli jechać do bacówki po świeże oscypki). Zostali więc w łóżeczkach, głośno pochrapując i posapując, kiedy Ania i ja wydarłyśmy do lasów, do których można dotrzeć bez odpalania samochodu.
Pierwszy etap naszej wędrówki wiódł przez łąki - oczywiście zarośnięte wysoką trawą, której w żaden sposób nie "karkuluje się" kosić; wszak lepiej jechać na zmywak do Anglii niż gazdować. Trawa w tym roku wyrosła bujna i miejscami była wyższa od nas. Pląsałyśmy po porannej trawie niczym jakieś rusałki... Właściwie to, gdyby nie gumofilce na nogach i koszyki w pazerniaczych łapkach, spokojnie jakiś "gorol" wracający z sobotniej dyskoteki, mógłby myśleć, że jakoweś nieziemskie istoty zobaczył.;)
Pląsy zawiodły nas do lasu, w którym powitały nas stada urokliwych goryczaków. To chyba jedyne grzyby, do których każdy grzybiarz przynajmniej raz w swojej karierze schylał się, biegł z mocniej bijącym sercem, a nawet zrywał, myśląc w pierwszej chwili, że trafił na cudny okaz borowika. Ja niejednokrotnie padłam ofiarą tego oszusta i dopiero po bliskich oględzinach stwierdzałam, że to nie ten, którego poszukuję.:)
Prawie tak licznie jak goryczaki rosły kurki - były piękne, wyrośnięte... Czekały na nas ukryte w mchu, borowinach, trawie, a także na czystej ściółce pod młodymi świerkami. Przeglądając zdjęcia, nie mogłam uwierzyć, że nie cyknęłam im żadnej fotki. Najwyraźniej pasja fotografowania została zdominowana przez straszliwą chorobę pazerniaczą. Kurki znajdowałyśmy obydwie z Anią - wypatrzona kępka należała do znalazczyni. Ja miałam tę przewagę, że znałam teren i większość odwiedzanych miejscówek, ale i ani całkiem sporo kurasków wpadło do koszyka.
Ania znalazła pierwszego borowika szlachetnego. Sama była zdziwiona, że na niego trafiła, bo przeszłyśmy już sporo terenu, a nic z tego gatunku nie wpadło nam wcześniej w oczy. Później borowików było całkiem sporo - rosły sobie w jednym ciągu na zboczu, mniej więcej na środku wysokości - dołem i górą nie było nic.
Ja trafiłam natomiast na dwie kolonie mleczajów świerkowych, zwanych potocznie rydzami. Zazwyczaj są one tak robaczywe, że nawet się po nie nie schylam, ale te wyglądały tak uroczo,młodo i zdrowo... Obcięte u podstawy trzony wyglądały na zdrowe, więc pozbierałam mleczaje do koszyka, ciesząc się, że będę mieć z nich słoiczek marynaciaków.
Dopiero w domu, kiedy założyłam okulary i obcięłam trzony przy samych kapeluszach, okazało się, że grzybki te, zgodnie z tradycjami swojego gatunku, są wypełnione mięsnym farszem. Z całego rydzowego pozysku zostały mi dwie wegetariańskie sztuki.
Znalazłyśmy również pierwsze w tym roku na "moim" tereniekoźlarze świerkowe - maluchy wyrosły gromadnie w znanym mi miejscu. Ponieważ spotkałam je pierwszy raz w tym letnim sezonie, zasłużyły sobie na sesję.:)
Z jednego lasu do kolejnego musiałyśmy ponownie zamienić się w rusałki łąkowe - rosy już co prawda nie było, ale trawy wysokaśne rosły. Przedzieranie się przez nie w promieniach słońca było zdecydowanie mniej przyjemne niż o poranku,kiedy skwar do ziemi jeszcze nie dotarł.
Dopełniałyśmy koszyki na ostatnim przed powrotem zboczu. Największe wrazenie zrobiła na nas rodzina borowików usiatkowanych - rosło ich pięć, a obok było kilka przewróconych i "obadanych". Ponieważ rosnące grzyby wyglądały całkiem przyzwoicie i od połowy wysokości trzonów robali nie było, zaczęłam oglądać te przewrócone - doszłam do wniosku, że komuś, kto myślał,ze to borowiki, jednak nie zgadzała się baza danych i wolał zostawić zerwane i obejrzane grzybki w lesie. Te zerwane nie nadawały się juz do reanimacji, ale te rosnące trafiły do koszyka.
Ania musiała w południe opuścić Lipnicę, więc po powrocie z grzybobrania niewiele czasu nam na wspólne działania zostało. Z tych "spidów" nawet całości nie sfociłam...
W czasie tego spaceru trafiło się również kilka ciekawych gatunków ale o nich będzie w następnym wpisie.:)
Cudowności świata całego, Dorotka.
OdpowiedzUsuńTylko natura takie umie stworzyć. Człowiek nigdy jej nie dorówna.:)
UsuńPozdrawiam i czekamy na Waszą wizytę. Od pół godzinki pada równy, gęsty deszcz.:)
OdpowiedzUsuńgratulujemy bawcie się miło
OdpowiedzUsuńStaramy się z tą zabawą. Szkoda, ze Was tu nie ma.
Usuńkozaczki piękne
OdpowiedzUsuń