Kiedy Krzychu, dwa razy w tygodniu, trenuje na boisku (sam sobie taki los wybrał), ja z Michałkiem mamy czas na penetrowanie kolejnych zakątków starego parku porastającego teren starego szpitala; musimy czekać aż Krzyś się wytrenuje. W związku z tymi spacerami,mamy już w domu tyle kasztanów, że spokojnie można byłoby wykarmić nimi stado dzików. Staram się hamować Michałka przed ich dalszym gromadzeniem. Ale nie o kasztankach dzisiaj będzie, a o grzybkach. Wypatrzyliśmy je we wtorek zwiedzając dotychczas dziewiczą dla nas część parku. Nie miałam wtedy aparatu, więc w czwartek powtórzyliśmy przemarsz tą samą trasą. Prowadzić miał Michałek (w ramach testu zapamiętywania drogi), ale tak zajął się opowiadaniem o swoich projektach, że szybko zapomniała gdzie i po co miał dojść.;)
Najliczniej rosły podblaszki gromadne (kępkowce jasnobrązowe). Zdążyły wyrosnąć i zestarzeć się, a nikt oprócz parkowych stworów się nimi nie zainteresował.
Stały się mieszkankiem i pokarmem dla robaczków i ślimaczków. Szczególnie te ostatnie przyciągały wzrok - rozciągnęły swoje wypasione cielska na grzybowych kapeluszach i żarły.;) Michałek na moment przerwał swoje wywody o perpetum mobile (nad tym obecnie pracuje) i stwierdził, że woli ślimaki ze skorupami, bo te bez są bleee.
Dożyć sędziwego wieku nie udało się niektórym członkom rodziny ponuraków. Ktoś najwyraźniej zwrócił na nie uwagę, czego skutkiem było obalenie dwóch z nich. Widać było doskonale, że są robaczywe.
Borowiki ponure lubią takie parkowe, miejskie miejscówki. Częściej je spotykam w takich właśnie miejscach niż w lesie.
Zaświeciło słońce i zrobiło się nieco cieplej. Niewiele to pomogło mojemu katarowi - ostatniemu letniemu, który przeszedł w pierwszy jesienny. Wycieki z kichawy mam do dziś okrutne, a w czasie spaceru zabrakło mi chusteczek, więc tym dotkliwiej dał mi się ten katar we znaki.
Michaś dzielnie przedzierał się nawet przez zarośnięte odcinki. Niestraszne mu były pokrzywy i inne chaszcze stojące na drodze do kolejnego grzybka.
A był nim wachlarzowiec olbrzymi; nieczęsto spotykany gatunek wyrastający na drewnie drzew liściastych, chociaż był tez podobno znajdowany na iglakach. Wachlarzowiec nazywał się kiedyś flagowcem (również olbrzymim) i znajdował się na Liście Grzybów Chronionych. Obecnie ochronie nie podlega, więc jeżeli znajdziecie młodziutki owocnik, możecie spróbować jak smakuje. Nie mam doświadczeń kulinarnych z tym grzybkiem, bo zawsze znajduję go już w takim stadium, kiedy jest twardy i do jedzenia się nie nadaje.
Uwagę moją zwrócił sposób rośnięcia tego wachlarzowca - widać było owocniki w różnym wieku rosnące wokół pnia w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Najstarszy owocnik był już martwy, kolejne opasały pień drzewa nieco później.
Do zamknięcia kręgu zostało wachlarzowcowi jakieś 30 centymetrów. Ciekawe czy jeszcze tej jesieni połączy się z najstarszym owocnikiem.
Ekspansja w tamtą stronę trwa.:)
Idąc dalej mieliśmy jeszcze spotkać widziane poprzednio maślaki żółte i podgrzybka złotawego, ale najwidoczniej wpadły komuś w oko i wylądowały w garnku. W zamian wytropiliśmy malutkiego rycerzyka czerwonozłotego.
Powrót aleją pilnowaną obustronnie przez kasztanowce, zaowocował kolejnymi kasztanowymi pozyskami.... Jednak kasztankom nie można się oprzeć, tak samo jak grzybkom.:)
Ostatnio widziałam u nas wachlarzowca również w parku. Niestety nie miałam aparatu a jak wróciłam za 4 dni (niestety wcześniej nie mogłam) okazało się, że ktoś (chyba służby parkowe) pięknie go odrąbał. Widać bylo ślady siekiery. Zastanawiam się tylko po co bo drzewo jest już na wpół obumarłe .... :-(
OdpowiedzUsuńTo macie sprawnie działające służby parkowe... Żeby tak inne służby potrafiły tak szybko i sprawnie działać.;) A grzybka szkoda, bo mógł cieszyć oczy bywalców parku.
UsuńTo wyżej byłam ja Brzęcząca_Muuuu
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy poburzowo.:)
Usuń