Kiedy wróciliśmy z porannego spaceru, słońce stało już wysoko i grzało jak w środku lata. Nakarmiłam moją menażerię zupą brokułową i resztką ryżu z warzywami i uszakami, zobaczyłam, że rąk do przygotowania wsadu do imprezowego kociołka nie brakuje i ruszyłam w mój ulubiony teren. Ponieważ Paweł jaworzański przyniósł w piątkowe popołudnie trochę kurek z jednego z "moich" miejsc, stwierdziłam, że warto będzie sprawdzić również dalsze miejscówki tych moich ulubionych grzybków.
Zabrałam jeden z moich najnowszych koszyków - kilka dni wcześniej dostałam od mojego Pawełka dwa. Wracał z ciężkich robót znad morza i w Ciechocinku zatrzymały go wystawione przy drodze wyroby wikliniarskie. Nabył zatem dwa koszyki, bo nie mógł się zdecydować, który ładniejszy.:)
Zanim dotarłam do pierwszego lasu, drogę zastąpiły mi całe zastępy zimowitów jesiennych, które ślicznie rozwinęły się w promieniach październikowego już słońca. Nie dało się przejść obok nich obojętnie.
W pierwszym lasku, przez który przechodziłam, znalazłam jedynie ptasie gniazdko, z którego wyfrunęły już dawno pisklęta. Leżało sobie pod drzewem, na którym zapewne odbywał się wychów jego wiosenno - letnich lokatorów. Mimo upadku, pozostało nienaruszone. Zapakowałam gniazdko do koszyka, żeby pokazać je później dzieciakom (w efekcie przyjechało z nami do Krakowa i stało się "ozdobą" Krzysiowej półki).
Następny zagajniczek był dla mnie nieco łaskawszy - czekały w nim dwa młode czerwone koźlarze. Zaległy obok gniazdka.
Wychodząc z koźlarzowej miejscówki natknęłam się na leżącą przy drodze buławkę obciętą - była nadzwyczaj dorodna i najwyraźniej ktoś ją wziął za jakiegoś jadalniaka i pozbawił łączności z podłożem.
W drodze do właściwych kurkowych miejscówek zatrzymały mnie jeszcze goryczki orzęsione, rozkwitnięte równie pięknie jak spotkane wcześniej zimowity.
Kurki czekały. Najprawdopodobniej nikt ich nie zbierał od ostatniej mojej wizyty w tych miejscach pod koniec sierpnia. Wyrosły więc pięknie, niektóre nie nadawały się już do zabrania.
Większość z nich miała podsuszone brzegi kapeluszy, ale ten urodowy mankament wcale mnie nie zrażał. Zapełniałam wolniutko dno koszyka. Nie spieszyłam się nigdzie, wiec spokojnie mogłam kontemplować każdego wypatrzonego grzybka.
Nachodziłam się, naoglądałam, nazdjęciowałam do syta. Pora była wracać na lipnickie podwórko, ale żeby nie było za lekko, powędrowałam przez szczyt Grapy. Może i nie jest to góra wysoka, ale dość stroma i wychodząc po jej zboczu, można się nieźle zasapać.
Na szczycie Grapy czekała niespodzianka - dwa borowiki szlachetne. Wyglądały całkiem dobrze, ale tylko je dotknęłam i zostawiłam na miejscu. Będą na rozsiew.
Wróciłam do rodziny i znajomych z przykrytym dnem koszyka. Na aktualne warunki pogodowo - grzybowe, był to całkiem zadowalający efekt.
Przyniosłam z lasu jeszcze dwa grzybki, które posłużyły do badań naukowych. Nadeszła pora rozpoczęcia najważniejszego punktu programu sobotniego - imprezy urodzinowej Pawełka, który zdążył zregenerować siły poświęcając pół popołudnia na drzemkę.
A na Warmii 1, słownie JEDNA kurka! Dużo maślaków ale raczej własnych działkowych niż leśnych. Za sucho. Teraz czekam co się wydarzy na Mazowszu po zapowiadanych deszczach :) Pozdr. Kasia
OdpowiedzUsuńTo ta jedna jedyna musiała mieć wielką siłę przebicia i chęć życia.:) Dobrze, że masz chociaż prywatne uprawy maślakowe. Oby po deszczu ruszyły.:)
UsuńU nas pada od niedzieli wieczorem prawie bez przerw. Pozdrowienia dla Ciebie Kasiu!
Ile wysiłku i wytrwałości musiały włożyć ptaszęta w zbudowaniu takiego gniazda.Mam czas to na żywo w internecie podglądam różne kamery
OdpowiedzUsuńz ptakami i zwierzakami.Dużo się nauczyłam o ich życiu,widziałam jaka to mozolna praca budowanie gniazda.Dorotka a kwiatki wyglądają jakby była wiosna.No i twój spacerek po lesie,super,pozdrawiam
Szkoda, ze im to gniazdko spadło; na przyszły rok miałyby tylko poprawki do zrobienia, a nie budowę od podstaw.
UsuńZimowity są prawie jak krokusy.W połączeniu ze słońcem stwarzały iluzję wiosny. Pozdrawiam cieplutko.:)