Rankiem zobaczyłam coś niesamowitego - takie jasne, duże coś na niebie! Świeciło! Poszperałam w pamięci i przypomniało mi się, że to coś, to słońce. Dawno go u nas nie było i stąd moje poranne, sobotnie zaskoczenie.;) Nie tylko świeciło, ale i grzało w szyby. Zrobiło się w domku jasno i przyjemnie. Kiedy jednak wyszłam na balkon, w sekundzie przestało być przyjemnie. Lodowaty powiew wdarł się momentalnie do wnętrzności i szybciutko wróciłam do ciepełka. Spojrzałam na termometr - minus dziesięć. W sumie nie tak dużo tego mrozu, ale wiatr swoje zrobił - przegonił smog i mroził okrutnie.
Zdecydowałam, że do koni pojadę sama, bo Michał z Krzychem przy poprzedniej bytności w stajni po godzinie byli już zmarznięci, a nie było wtedy aż tak zimno jak dziś. Odstawiłam więc całą trójkę na Pawełkowy warsztat, a sama pojechałam do koni. Po drodze musiałam zatankować i samo trzymanie końcówki od dystrybutora było ekstremalnym doznaniem - ręka prawie przykleiła mi się do metalu. Na szczęście jakoś się od tego dystrybutora odczepiłam i dojechałam na miejsce.
Po stajennym podwórku hulał wiatr. Ujeżdżalnia od ubiegłotygodniowej odwilży i opadów deszczu jest lodowiskiem i doskonale nadałby się do jazdy na łyżwach. Nikt jednak łyżew dla koni jeszcze nie wymyślił, więc korzystanie z ujeżdżalni od tygodnia jest niemożliwe. Koniska nie mogą też pobiegać na padoku, bo zamarznięta i nierówna ziemia pod kopytami nie pozwala na uskutecznianie końskich szaleństw. Zatem od tygodnia konie stoją w stajni na zmianę ze staniem na padoku, a energia się w nich gromadzi. Nawet moje stadko od ostatniej soboty nie wychodziło nigdzie poza padoki na spacery, bo wszystko jest w okolicy oblodzone i zmarznięte. Ile jednak można wędrować między boksem w stajni, a niewielkim padokiem? Dzisiaj Latona domagała się wręcz wyprowadzenia jej gdzie indziej, gdzieś, gdzie można będzie w końcu pobiegać. Tłumaczyłam jej, że nie ma szans na pobieganie, ale ona z uporem maniaka pokazywała mi pyskiem wyjście ze stajni i porozumiewawczo mrugała ślepiami.
Poczyściłam gadziny (nie ma błota, więc czyszczenie trwa moment w porównaniu z czasem, jaki trzeba było poświęcić na wydobycie koni spod warstwy panierki), przyjechała Gabrysia i wzięłyśmy się za siodłanie Latony i Ramzesa, stwierdzając, że spróbujemy gdzieś w tych lodowych warunkach dojechać. Sama zawsze twierdziłam, że koń jest perfekcyjną terenówką, którą da się wjechać wszędzie i zawsze, ale tegoroczna zima dała radę nawet nam. Wszystkie polne drogi są oblodzone, leśne ścieżki zupełnie odpadają, zostaje asfalt - tak samo twardy jak zamrożona ziemia, ale przynajmniej gładki.
Lód był wszędzie. Trochę asfaltem, trochę po polach, dotarłyśmy w pobliże łąk nad Dłubnią. I tam okazało się, że nie da się do nich dotrzeć żadną dróżką czy ścieżką - wszędzie sam lód. Poczłapałyśmy jeszcze kawałek wzdłuż najlepiej wyglądającej drogi, ale i na niej końskie nogi rozjeżdżały się na wszystkie strony świata. Postanowiłam zawrócić. Latonie się to bardzo, ale to bardzo nie spodobało - wiedziała dokąd idziemy i najwyraźniej w jej końskim mózgu zrodziła się wizja płaskich łąk, po których można galopować i galopować. Kiedy ją zawróciłam, wkurzyła się nie na żarty i na dobre straciła zdrowy rozsądek - próbowała mnie nakierować na powrót na tę właściwą drogę, czyli tam, gdzie można biegać i zaczęła ze złości "prać zadem", czyli wyrzucać w powietrze tylne odnóża. Huknęłam na nią, bo takie akrobacje na śliskiej nawierzchni są doskonałym sposobem na nabawienie się kontuzji. Ramzes ze stoickim spokojem przyglądał się szalejącej koleżance i tylko wycofał się dwa kroki, żeby nie oberwać fruwającymi kopytami Latony.
Przywołałam odrobinę zdrowego końskiego rozsądku Latony i opuściłyśmy wyślizganą powierzchnię oblodzonej ścieżki. Zeszliśmy na kawałek łąki, gdzie było trochę nawianego, stwardniałego od mrozu śniegu. Pozwoliłam Latonie zakłusować na kilku metrach bardziej przyjaznego podłoża, co ją momentalnie rozochociło i chciała więcej. Znowu się rozsierdziła i odstawiła kolejne akrobacje mające na celu przekonanie mnie do jej końskiej racji. A dalej znowu był lód i można było przejechać jedynie po zaoranym w wysokie, zmrożone bruzdy polu. Nie mogłam jej pozwolić na wpadnięcie tam dzikim skokiem, bo połamałaby sobie te swoje cienkie Latońskie nóżki. Ja ją trzymałam, a ona stojąc w miejscu wierzgała we wszystkie strony i fuczała jak wściekły byk. Miejsce na końcu łąki nie było najgorsze do wyładowania nadmiaru energii, więc pozwoliłam się jej nieco wyprztykać. Ramzes spokojnie czekał aż Latona sobie popodskakuje.
Poszliśmy dalej. Wiatr hulał i gwizdał w polach. Zimno mi było jak wszyscy diabli. Gabrysia co prawda twierdziła, ze nie jest jej tak zimno, ale patrząc na nią, odnosiłam wrażenie, że trochę ściemnia.;) Z tego zimna nawet nie wyjęłam aparatu z kieszeni (musiałabym zdjąć zewnętrzny zestaw rękawic, a to mnie skutecznie zniechęciło) i nie udokumentowałam tych dzisiejszych oblodzonych szlaków.
Wracałyśmy tą samą drogą - już sprawdzoną, asfaltowo-polową. Nie chciałam już szukać innej trasy umożliwiającej przejazd, bo zimno wniknęło w nas już dogłębnie. Latonie wrócił rozsądek i już nie uskuteczniała namawiania mnie na galopady. Dotarłyśmy do stajni. Kiedy zsiadłam z Latony, nie mogłam przez dobrą chwilę rozprostować kolan - przymarzły mi w pozycji "siodlanej" i tak już chciały zostać. Z przykrością stwierdziłam, że tej zimy jeszcze tak bardzo jak dzisiaj nie zmarzłam. I mam nadzieję, że tego rekordu nie uda mi się już pobić.
Dobrze, że chłopcy sobotnie przedpołudnie spędzili w nieco cieplejszym miejscu. Pojechałam po nich na warsztat. Miałam pecha, bo zaatakował mnie słupek od bramy, który znienacka wtargnął mi na drogę i pocelował w prawe lusterko.:( Badziewne strasznie to lusterko było, bo zamiast się złożyć, to ono wypadło i się rozbiło. Dobrze, że nie jestem zbyt przesądna, bo się tylko pośmiałam z tego wypadku.
poczytałam i zimno mi się zrobiło,szkoda że Latona nie mogła sobie pofruwać z rozwianą grzywą oj szkoda.A te lusterko to wiesz też zmarzło i dlatego takie dziwne,uściski z zamarzniętych -13 Mazur Garbatych
OdpowiedzUsuńUściski z zamarzniętego Krakowa. Teraz jest -15 i chyba nie wieje tak mocno, jak wczoraj. Miłej niedzieli!
Usuń