Pobudka (moja pobudka) - 3.30 - ostatnie pakowanie, kanapki na drogę, kawa dla Pawełka, wyciągnięcie Pawełka z łóżka, ubranie Michałka i Krzycha "na spaniu", zasłanie łóżek i można wołać windę i jechać do garażu. Pakuję menażerię na właściwe miejsca w Doblowozie i ruszamy, piętnascie minut przed planowanym czasem - 4.45. Krzychu korzysta z wygodności fotelika i po chwili pochrapuje, Michas, skutecznie rozbudzony, tokuje po swojemu, a Pawełek marudzi - za szybko, za wolno, nie tak, inaczej byłoby lepiej... I ja za sterami, gotująca chwilami od pytań Michałka i zrzędzenia Pawełka.... Całe szczęście, że Pawełek nie wymyślił żadnej alternatywnej trasy dzięki której jechalibyśmy da razy dłużej i na miejscu zameldowaliśmy się w południe.
Po obowiązkowych zakupach w Nidzie zawinęliśmy w końcu "Pod Dęba". Sami widzicie, skąd nazwa tego portu. Łódka już na nas czekała, więc nadszedł czas zaokrętowania. Michałek i Krzyś w ramach pomocy pojeździli w wózku portowym służącym zazwyczaj do transportu bagaży na łódkę, a resztą musiałam się zająć sama - zorganizować kuchnię (jeden palnik nie działał), rozparcelować te wszystkie bety i ugotować coś na ząb. Wydaje się, że to chwila moment, ale tylko wtedy, kiedy nie trzeba tego robić.
Na pomoście czekały na nas oczywiście stada kaczek liczących na jakikolwiek żer. Nie liczyły natomiast na to, że Krzychu zaplanował na nie polowanie i będą się musiały ewakuować szybko do wody. Mimo braku przygotowań zrobiły to bardzo sprawnie i żadna nie wylądowała w Krzysiowych łapach ani też na moim zdjęciu.
Chłopcy bawili się świetnie nad brzegiem jeziora i w piaskownicy, do której systematycznie donosili kolejne wiaderka wody jeziornej. Sami stwierdzili, że na kąpiel jest dzisiaj za zimno. Słoneczko doszło do podobnych wniosków i schowało się za chmury, które zaczęły nas z lekka podlewać.
Poszliśmy też spenetrować naszą prywatną uprawę poziomkową. Michaś z Krzychem rzucili się na PRAWIE DOJRZAŁE POZIOMKI i zeżarli je ze smakiem. No cóż... Były tylko PRAWIE DOJRZAŁE, ale za to pierwsze tegoroczne, więc najpyszniejsze.
Kiedy ja bawiłam się z dziećmi, Pawełek sprawdzał stan łódki, naprawiał kuchenkę (zadbał o swoje, przygotowane na ciepło, wyżywienie w ciągu najbliższych dwóch tygodni), dolewał wody pitnej i generalnie przygotowywał łódkę numer jeden do jutrzejszego rejsu. Kiedy już wszystko było ogarnięte, czyli zalogowaliśmy się na Mazurach, menażeria nakarmiona i rozbawiona, poszłam sobie na leśny spacer. Trafiłam na nim na ciekawe grzybki, ale o tym już nie teraz. Młodsza menażeria pochrapuje, a ja mam wielką ochotę udać się w jej ślady.:)
Po pierwsze to "Pawełek" wstał sam. Po drugie to nie zrzędził ale dawał cenne wskazówki dotyczące sposobu jazdy.
OdpowiedzUsuńO ile jazda po "hajłeju" jakoś Dorotce idzie (pedał gazu do oporu i całość damskiego mózgu ogarnia wyłącznie trzymanie toru jazdy - to znaczy nie wypadania poza białe linie) to podążanie za pojazdem, który śmiga całkiem, całkiem i NIE MA JAK go wyprzedzić to już siły przerasta...
Zważcie:
-biała linia po prawej (to skraj drogi),
-biała linia po lewej - czasem przerywana (to środek)
-pojazd przed Doblowozem...
Należy:
-nie wypaść poza skrajnię drogi
-trzymać mniej więcej stałą odległość od pojazdu poprzedzającego
-dać "se" na wstrzymanie bo nie jedzie się samemu
W tym celu wystarczy:
-utrzymać tor jazdy,
-delikatnie operować gazem, przewidując zachowanie pojazdu przed Doblowozem.
Jest:
"sarpacka" - 100m przed pojazdem, gaz, 10m za pojazdem, hamulec, 100m przed pojazdem, gaz, hamulec i tak przez 200 km.
No "fak!" - kto to wytrzyma?
A do tego wszystkiego spija mi ostatnie piwo!
Jutro płyniemy! I to jest najważniejsze!
"Pawełek"
Sami widzicie jaka z Pawełka wczoraj była maruda.:)
Usuń)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńNie możeta sobie tego powiedzieć, tylko musita pisać.
OdpowiedzUsuńNapisane zostanie na pamiątkę dla potomnych.:)
Usuńa ja tam wolę czytać, niż podsłuchiwać )))) PRA ??? )))))
UsuńPawełek marudny od jakiegoś czasu coraz bardziej :D
OdpowiedzUsuńPrawda? Chyba go trzeba porządnie zacząć przeganiać po lasach.:)
UsuńPawełku, nie obrażaj mojej koleżanki - jeździ wspaniale!!!! Nie dziwię się, że wolała piwo i czasem musi udawać blondynkę. Też często mówię, że faceci są najlepszymi kierowcami (he,he). Ela
Usuń