Pobudkę po pierwszym mazurskim spaniu zrobił Krzyś. O piątej. Tylko Michałek wykazał się odpornością na braterskie poszturchiwania i spał smacznie dalej. Krzychu oczywiście nie mógł się doczekać, kiedy wypłyniemy i chyba ta myśl o wyruszeniu w rejs nie pozwoliła mu porządnie wypocząć.
Zaraz po śniadaniu Pawełek pozaplątywał właściwe linki, inne, równie właściwe rozplątał i zarządził odbijanie od brzegu. Opuszczaliśmy macierzysty port kierując się do śluzy, a następnie na Bełdany.
Po kwadransie od wypłynięcia z portu padło pierwszy raz pytanie czy daleko jeszcze do plaży. I stało się mantrą powtarzaną wielokrotnie w ciągu trzygodzinnego żeglowania. Do śluzy Guzianka wpłynęliśmy bez czekania w kolejce i prześluzowaliśmy się ponad dwa metry w dół. Po postawieniu masztu, można było rozłożyć żagle i dać się popychać bardzo mocnym podmuchom wiatru. Pawełek musiał pilnować kierunku płynięcia oraz zadbać o to, żeby nas nie krzywiło za bardzo.:)
Michał i Krzyś byli zainteresowani sterowaniem łódką przez kilka chwil raptem, a później wyszukiwali sobie zajęcia przeróżne - Krzychu chodził tam i z powrotem na pokład i w dół. Nie pomagały moje ostrzeżenia ani też przypomnienie ubiegłorocznego upadku ze schodków zakończonego dwoma straszliwymi guzami - Krzyś musiał nabijać kolejne kilometry w czasie rejsu i już.
Dobrą chwilę zajęło im ostrzeliwanie sąsiednich łódek - nareszcie zostały wykorzystane śmigusowe pistolety, na użycie których we właściwym dla nich czasie było za zimno. Z inicjatywy Krzysia zostaliśmy zatem piratami polującymi na nieświadomych niczego żeglarzy mazurskich. Tym razem nie udało się pozyskać żadnych łupów, ale Pawełek ma plan - w Mikołajkach zakupi piracką flagę, a wiadomo, że z flagą od razu będzie łatwiej zajmować kupieckie okręty.
Mimo tych zajęć rozlicznych i tak się chłopcy nie mogli doczekać dobicia do wymarzonej plaży, na której rok temu nie było im dane wybawić się do woli, bo kiedy tu byliśmy, z nieba wylewały się hektolitry deszczówki. Tym razem pogoda była łaskawsza i choć temperatura przy porywistym wietrze nie była powalająca, nie odstraszyła Michałka od włażenia do wody.
Chłopcy nie poszli nawet na większą piaskową płaszczyznę kilka metrów od łódki, tylko bawili się na wąskim skrawku plaży obok pomostu - było budowanie, namaczanie, wysuszanie i oczywiście polowanie na cokolwiek w wydaniu Krzysia - udało mu się zdobyć jednego małża jeziornego, ale to wystarczyło, żeby był zadowolony ze swoich łupów. Świetną zabawą było tez bombardowanie naszej łódki piaskowymi pociskami, które zostawiły nieusuwalne ślady na całej długości lewej burty. Swoją drogą ciekawe, komu przypadnie w udziale posprzątanie tego pobojowiska.
Po słodkim podwieczorku Krzysia tak rozpierała energia, że sprawiał wrażenie, jakby miał za chwilę eksplodować. To jest wręcz niesamowite, jak to dziecko, pięć minut po napełnieniu brzuszka (szczególnie słodkim:)), zaczyna się rozładowywać. Bieganie, skoki, fikołki i inne szaleństwa zakończyły się wbitą do stopy drzazgą z pomostu, bo okazało się, że bez butów da się przemieszczać szybciej.:) Cierpiącego Krzysia szybko uratowałam, żeby zdążył się jeszcze wyszaleć przed spaniem.
Michałek, który nie jest tak energetyczny, jak młodszy brat, odgrywał sceny ze swojego ulubionego ostatnio filmu - "Titanica". Szczególnie upodobał sobie "pozycję miłości", którą prezentuje na fotce. Chciał tę scenę odgrywać już w czasie rejsu, ale na środku jeziora nie byłoby to tak bezpieczne, jak na portowej płyciźnie.
Na koniec plażowania dostałam od Michałka w prezencie pięknego, wielkiego, piaskowego grzybka - piaszczaka plażowego.
Po kolacji trzeba już było zapakować towarzystwo do łódki i włączyć ogrzewanie, bo robiło się coraz zimniej. Nocne ciemności z bezchmurnego nieba oświetlał księżyc w pełni, który przeglądał się w jeziornej wodzie - widok piękny, ale było tak zimno, że po wystawieniu głowy na zewnątrz zrezygnowałam z sesji foto - księżycowej.
Dzisiejszy poranek jest słoneczny i cieplejszy niż wczoraj, towarzyszą mi trzy równo pochrapujące oddechy (dzisiaj się wreszcie wyśpią), a ja walczę z kiepściutkim zasięgiem netowym i wspominam wczorajsze przygody.
W planie na dziś jest krótka wizyta w Mikołajkach i wpłynięcie na Jezioro Ryńskie. Będziemy realizować po śniadanku.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz