czwartek, 14 stycznia 2016

Młodzi (nie) ogarnięci

     "Polska język, trudna język" - tak czasem mawia Pawełek, kiedy wychwyci jakąś "perełkę" wśród internetowych komentarzy albo przyłapie Michałka lub Krzycha na próbie wymówienia jakiegoś trudnego słowa czy też skonstruowania zdania. Pawełek ma rację, ale ponieważ ja uważam, że nie ma trudności, których nie dałoby się pokonać, jest zmuszony, z całą resztą menażerii słuchać nauk i przyjmować z pokorą moje uwagi (czasem, nie ukrywam, nieco kąśliwe).;)

     Jednak nie o mojej wewnątrzmenażeryjnej działalności edukacyjnej chciałam napisać, ale o zjawisku, które obecne jest w języku od zawsze - tworzeniu nowych słów, a częściej nadawaniu nowych, szerszych znaczeń, słowom już istniejącym, co ma sprawiać, że język jest (przynajmniej w odczuciu osób używających danych zwrotów) prostszy, bardziej zrozumiały, łatwiejszy.

     Do pochylenia się nad tym tematem skłonili mnie oczywiście moi chłopcy, bardzo podatni (jak to w ich wieku) na wszelkie wpływy ze strony kolegów, koleżanek i innych osób, z którymi spędzają czas. I tak - od kilku tygodni zauważyłam, że Krzyś coraz częściej zamiast "mama", mówi "ma", zamiast "tata" - "ta". W ten sposób powstają na przykład takie zdania: "Ma, rozłączysz mi klocki?", "Ta, daj mi pieniążka do świnki." W końcu zapytałam Krzycha czemu mówi sylabami, a nie całymi wyrazami. Odpowiedź była prosta - bo tak jest szybciej! No cóż, trudno nie przyznać mu racji, zwłaszcza jak by się przeliczyło te setki razy powtórzone w ciągu dnia "ma", to spora oszczędność drugich sylab by była. Parę dni temu, w zerówkowej szatni było kilku rodziców ze swoimi pociechami i okazało się, że tak jak Krzyś, mówi większość dzieci. Oszczędzają najwidoczniej czas na zabawę.:) Mam nadzieję, że to tylko chwilowa moda i niedługo dzieciaki z zerówki zaczną szukać oszczędności gdzie indziej, nie tylko w słowach.

     Michaś natomiast zapytał co to znaczy "jak się czegoś nie ogarnia". W momencie, kiedy zadawał to pytanie, uzmysłowiłam sobie, że ostatnio bardzo często słyszałam to określenie w przeróżnych sytuacjach. "Ogarnianie" zrobiło ostatnimi czasy zawrotną karierę w języku młodzieżowym, a teraz, jak się okazało, dotarło również do  mojego pierwszaka. Wypytałam zatem od kogo i w jakim kontekście usłyszał o tym ogarnianiu. Jak to zazwyczaj bywa, Michaś w odpowiedzi posłużył się ogólnikami - "wszyscy tak mówią, Jasiek, Robert, Lena, no wszyscy. A ja nie zawsze wiem o co im chodzi."

     W pierwszym momencie pomyślałam, że Michałka zawodzi wrodzona intuicja językowa, ale po chwili uświadomiłam sobie, że "ogarnianie" ma tak obszerne znaczenie, że nawet stary mógłby się w tym pogubić. Ponieważ uwielbiam dyskusje językowe z moimi dziećmi (często je prowadzimy, bo chłopcy często pytają o różne słowa; pamiętacie nasze dysputy o brzydkich słowach?), przystąpiłam do działania. Zaczęliśmy od słownikowej wieloznaczności "ogarniania", ale to było proste, jasne i zrozumiałe.

    W czym zatem trudność? Chyba w próbie nadmiernego uproszczenia wypowiedzi, w których "ogarnięcie" zaczyna zastępować cały szereg innych słów i jest używane w sytuacjach, w których inne zwroty byłyby odpowiedniejsze.bo cóż się okazuje z relacji Michasia i tego, co miałam okazję usłyszeć w różnych sytuacjach - ogarnąć/nie ogarnąć może znaczyć: zrozumieć/nie zrozumieć, chcieć coś zrobić/nie chcieć, poradzić sobie/nie poradzić, wywiązać się z zadania/nie wywiązać, akceptować coś/nie akceptować, zgadzać się na coś/nie zgadzać, chcieć się bawić/nie chcieć... I pewnie jeszcze w wielu innych sytuacjach. Można i tak mówić, tylko po co, skoro jest tyle słów na wyrażenie tego, co chce sie zakomunikować innym. Wcale się nie dziwię, że mój Michałek trochę się pogubił w tych językowych zawiłościach, szczególnie, że prawdopodobnie jego koledzy i koleżanki używają "ogarniania" nie do końca wiedząc, co chca powiedzieć.

     Nie podoba mi się takie nadmierne, moim zdaniem oczywiście, upraszczanie. nie chcę, żeby moje dziecko na pytanie "Co robiłeś dzisiaj w szkole?" odpowiadało:"Ogarnąłem TO." Dlatego będę z uporem maniaka gnębić moje biedne dzieci, żeby nie szły na łatwiznę językową i jakąkolwiek inną. Chyba warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz