Korzystając z wolnej chwili wsiadłam na rowerek i objechałam moje krakowskie miejscówki grzybowe zlokalizowane niedaleko domku. chciałam wytropić pierwszego tegorocznego żółciaka, ale najwyraźniej jest dla niego jeszcze za chłodno, bo na żadnym znajomym żółciakowym drzewie nie dostrzegłam charakterystycznych cytrynowych kulek, z których rozwijają się żółciakowe talerze. Z pewną dozą nieśmiałości liczyłam też na to, że mimo moich niekorzystnych dla tego gatunku wyliczeń, wyrosła jakaś kielonka błyszcząca. Niestety, statystyka pojawiania się tego grzybka jest nieubłagana - kielonek nie było. Dopisały za to smardzowate, które w tym roku czują się doskonale i rosną obficie. Zobaczcie jakie tym razem grzybki mi się przytrafiły.
Najpierw sprawdziłam miejsce smardzówkowe, ale po nich nawet już ślad nie pozostał. Ruszyłam zatem rowerowym żółciakowym szlakiem wiodącym przez park, stare, opuszczone działki i sady. Patrzyłam zarówno po drzewach jak i po podłożu, a w miejscach znanych chodziłam na nogach wypatrując smardzowatych.
Czekały na mnie! Na początek naparstniczki stożkowate - kilkanaście owocników, stosunkowo drobnych, na porządnie już wyrośniętych trzonach. Przystąpiłam do robienia zdjęć, rozglądając się równocześnie za kolejnymi egzemplarzami - wiadomo, że z poziomu ziemi widać lepiej.:)
Wreszcie trafiła się jedna sztuka, której udało się osiągnąć rozmiary charakterystyczne dla tego gatunku. Widać tez na jej przykładzie, że główka jest zdecydowanie bardziej "pomarszczona" niż na okazach ze zdjęć poprzednich. Takie pomarszczone naparstniczki są nieco podobne do smardzówek i dla niewprawnego oka mogą wydawać się takie same. Nie znalazłam niestety żadnej smardzówki, żeby zrobić zdjęcia porównawcze.
Zestawiłam natomiast z sobę dwie naparstniczki - tę największą i jedną z malutkich. Zwróćcie uwagę jak mogą różnić się wielkością i fakturą główek. Ponieważ grzyby rosły w miejscu działkowo - ogrodowym, więc na terenie, który od 2014 roku nie podlega ochronie. Dlatego zebrałam owocniki, aby mieć możliwość wykonania zdjęć porównawczych. Naparstniczki, podobnie jak pozostałe smardzowate, są grzybami jadalnymi, więc po sesji zabrałam je ze sobą. Nie zmarnowały się.:)
Nieco dalej, na innej miejscówce, również na terenie ogródków działkowych, rosły mitrówki półwolne (smardze półwolne). Z zadowoleniem stwierdziłam, że oprócz kilkunastu dobrze wyrośniętych owocników, w ziemi drzemie jeszcze sporo maluchów, gotowych wystartować do góry.
Mitrówki półwolne są również jadalne, jednak nie mają tak doskonałego smaku i aromatu jak smardze stożkowate czy jadalne. Ich główki są zdecydowanie mniejsze i w połowie przyrośnięte do trzonu - stąd drugi człon w nazwie gatunkowej.
Tu widać, że dół główki mitrówkowej jest wolny - nie łączy się z trzonem, natomiast góra jest przyrośnięta do trzonu.
Takich maluszków wypatrzyłam około 20 - zostały na miejscu i jeśli nie zostaną zjedzone przez ślimaki, może będzie mi dane jeszcze je popodglądać.
Mitrówki dołączyły do zabranych naparstniczek. Już na blacie biurka - porównawcze foto naparstniczki stożkowatej i mitrówki półwolnej. Pomylenie tych dwu smardzowatych gatunków jest raczej niemożliwe.
A tu jeszcze mitrówka półwolna w przekroju - dobrze widać, od którego punktu główka nie jest już wolna.:) To był młodziutki owocnik (te większe były bardzo kruche i próba przekrojenia jednego z nich zakończyła się połamaniem główki, więc wzięłam młodszy, twardy jeszcze owocnik); z wiekiem i wzrostem punkt połączenia główki z trzonem będzie się przesuwał ku dołowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz