Z utęsknieniem wyczekiwana przez zimę wiosenna zieleń zapanowała nad światem. Jej seledynowy odcień jest jedyny w swoim rodzaju i szybko stanie się ciemniejszy, bardziej dojrzały, letni, a nie wiosenny. Trzeba więc szybko nacieszyć oczy tym, co natura serwuje nam obecnie.
Na zieloną trawę, młode listki i cieplejsze dni czekaliśmy nie tylko my - ludzie, ale i stworzenia wszelakie, spragnione świeżego pożywienia. Najbardziej na świecie stęsknione za trawą są koniska, na które zielona trawka działa z magnetyczną mocą.:)
Najbardziej ze świeżyzny korzystają kucunie, które już od ponad tygodnia pasą się na trawnikach. Przez zimę, chociaż miały stały dostęp do siana, nieco schudły i teraz starają się jak najszybciej nadrobić stracone kilogramy. Spokojnie mogłabym je wynajmować do przydomowych ogrodów jako ekologiczne kosiarki - po ich przejściu trawka jest przystrzyżona równo z ziemią.
Nieco gorzej mają duże konie, które jeszcze nie wychodzą na zielone pastwiska i muszą sie zadowolić głównie siankiem. Dlatego też każde wyjście na spacer wykorzystują jak okazje do chapnięcia czegokolwiek zielonego.
Ramzes, tuż po przejściu brami rzucił się łapczywie na przydrożną trawkę. Dawno już przestałam zabraniać moim koniom podskubywania zieleni w czasie terenowych wypadów. Wiedzą, że mogą sobie coś chapnąć, a kiedy daję sygnał, iść dalej. Wcale nie kombinują, żeby w ogóle nie iść, tylko zająć się jedzeniem - wiedzą, że po chwili znowu pozwolę im coś skubnąć.
Wiem, że wielu jeźdźców stwierdzi, że rozpuściłam swoje koniska pozwalając im na jedzenie w czasie "pracy", ale dzięki temu wspólne spacery są przyjemnością dla wszystkich uczestników, a Latona i Ramzes zawsze z wielką ochotą czekają na wyjście w teren. Od kilku lat używam popręgów z gumami, dzięki czemu schylanie się do trawy nie grozi zapoprężeniem (nadwyrężeniem mięśni piersiowych spowodowanych schylaniem się z zapiętym popręgiem).
Kiedy Ramzes wyskubywał źdźbełka z dobrze namoczonej, bagnistej łąki, mogłam sobie dobrze zlustrować okolicę. Trzy sarenki żerowały na skraju suchych trzcin, ale nawiały, kiedy miałam aparat gotowy do strzału.
Przez podmokłe bagienka dotarliśmy z Ramziatkiem na tereny starych ogrodów i sadów, z których już praktycznie nikt nie korzysta. Celem głównym były poszukiwania wiosennych grzybów - smardzów jadalnych i żółciaków siarkowych. Nic grzybowego nie udało się nam wypatrzeć, ale sama możliwość nasycenia oczu kwitnącymi drzewkami warta była spacerowania w tych miejscach.
Pospacerowany Ramzes poszedł do swoich końskich kolegów na padok, a ja zabrałam na spacer Latonę. Ona jest zdecydowanie bardziej wybredna - opuściła pierwszą trawę i dopiero kawałek dalej zaczęła wybierać odpowiadające jej kępki. Nie wiem jakim kryterium kierowała się w selekcji przydatnych do spożycia trawek, bo stwierdziłam, że wcale nie wybiera tych najładniejszych, które moim zdaniem wyglądały najbardziej smakowicie.
Poza tym Latona nie potrafi spokojnie skubać - łapie garść źdźbeł i kontroluje sytuację, nastawiając swoje uszyska w stronę, która ją niepokoi najbardziej. Za to potrafi zrywać zieleninę również w kłusie i wolnym galopie, której to umiejętności Ramzesowi nie udało się opanować.
Popróbowała tez kwitnących czereśni, które okazały się mniej smaczne niż na to wyglądały.
Znacznie bardziej spasowały jej tarniny, które właśnie zaczynają kwitnienie. Tu jednak problemem okazały się kolce, które definitywnie przekonały Toncię do zaprzestania eksperymentów żywieniowych.
Trawa będzie coraz większa i wkrótce wszystkie koniska wyjdą na wybieg łąkowy. ale i tak w czasie spacerów będą mogły korzystać z dobrodziejstw napotkanej zieloności, bo każdy koń przecież wie, że "najlepsza jest trawa po drugiej stronie płotu.":)
Albo wybredna, albo wie czego chce, a nie bierze wszystkiego, co przed paszczą się znajdzie. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie zostało to napisane.
OdpowiedzUsuń