Wybraliśmy się na spacer z Krzyży do Karwicy - trasa piękna, cel ustalony (lody w docelowej wsi). Można było ruszać. Ponieważ zepsuł mi się zamek w plecaku, zabrałam sobie koszyk, do którego włożyłam aparat, picie dla dzieci i zapasowe bluzy (chwilami było całkiem chłodno) - zaraz na wstępem miałam zatem koszyk pełny.:)
Pod tabliczką informującą, że opuszczamy Krzyże, dojrzały pierwsze tegoroczne poziomki. Mają w tym roku jakieś opóźnienie chyba, bo zawsze w czasie naszych mazurskich wyjazdów już były.
Chłopcy rzucili się do rowu i wyrywali sobie sprzed nosa pachnące owoce. To było jedyne miejsce z poziomkami - w wielu innych krzaczki były obsypane kwiatuszkami i maleńkimi zielonymi kuleczkami przyszłych pyszności. A w tym miejscu Michaś z Krzychem doliczyli się 10 sztuk!
Z główniejszej drogi odbiliśmy do lasu. Zapach rozgrzanej żywicy sosnowej jest zniewalający. I chociaż najbardziej lubię górskie lasy jodłowo - świerkowe, to muszę przyznać, że tak jak sosnowe, to one nie pachną. Oddychając głęboko patrzyliśmy po poboczach drogi. Pierwsze wpadły mi w oczy stułki piaskowe. Chłopcy stwierdzili, że wyglądają jak stoliki i krzesełka dla krasnoludków. Zaproponowałam im zatem, żeby poszukali skrzatów w okolicy, bo pewnie tu mieszkają. Popatrzyli na mnie z lekkim niedowierzaniem po czym stwierdzili, że krasnoludki to tylko w bajkach, a w lesie lepiej szukać grzybów.
Mieli rację! Warto było poszukać właśnie grzybów, bo niedaleko od stułek rosła gromadka młodziutkich maślaków ziarnistych. Cieszyliśmy się z chłopakami jak dzieci.;) Grzybki pięknie pachniały. Zrobiłam im miejsce w koszyku obarczając Pawełka noszeniem rzeczy dla dzieci. Taka ilość marnie się prezentowała w narożniku koszyka - dobrze byłoby coś jeszcze znaleźć...
Szliśmy dalej i dalej... Napotykaliśmy kolejnych spacerowiczów, którzy z zainteresowaniem dopytywali czy szukamy grzybków (koszyk w ręce do czegoś zobowiązuje) i najczęściej byli mocno zaskoczeni, że nie tylko szukamy, ale i coś znaleźliśmy. Spacerowicze byli, ale kolejnych grzybków jakoś nie było widać... Las się zresztą zmienił z sosnowego na liściasty, więc i zestaw gatunkowy grzybków powinien być w tym miejscu inny.
Za to Michaś wytropił ogromne mrówki. Jedna z nich wlokła po drodze swoją zdobycz - dwukrotnie większego od niej, martwego żuka. Chłopcy byli pod wrażeniem siły posiadanej przez mrówkę. Zawlokła swoją zdobycz do mrowiska zbudowanego głównie z gałęzi. Trochę mnie ta konstrukcja zdziwiła, bo w pobliżu rosły również pojedyncze sosny i w takich okolicznościach przyrody mrówki wykorzystywały do budowy mrowisk właśnie igły sosnowe, a nie patyki. Dużo czasu spędziliśmy przy mrowisku - Michaś miał, jak zwykle, tysiąc pytań dotyczących mrówczego życia i trzeba było zaspokoić jego pęd do wiedzy.:)
Na następnym odcinku naszej trasy rosły polówki popękane. Ich nazwa jest ściśle związana z wyglądem kapelutków starszych owocników - pękają na drobne poletka, nawet wtedy,kiedy w lesie jest mokro. Dzięki temu łatwo jest odróżnić ten gatunek od innych, podobnych wielkością i kolorem grzybków.
Weszliśmy ponownie w bór sosnowy. W oczy rzuciły nam się całe pola wyciętych drzew. Widok ten nie licował zupełnie ze statusem lasu, w którym byliśmy - rezerwatu. Wycinka drzew została eufemistycznie nazwana "pracami gospodarczymi", o czym informowały tabliczki zakazujące wstępu w kolejne fragmenty lasu...
Dotarliśmy do Karwicy. Kolejne napotkane osoby zerkały do naszego koszyka. Zjedliśmy lody, chłopcy pobawili się na "plaży wiejskiej" i ruszyliśmy w drogę powrotną. Karwica pożegnała nas jednym, obsuszonym maslaczkiem.
Szperając po lesie w drodze powrotnej do Krzyży, znalazłam gałąź, która złamała się pod ciężarem pasożytującej na niej jemioły. Przeprowadziliśmy oczywiście szczegółowe oględziny i podyskutowaliśmy o pasożytnictwie.
I dopiero przed samymi Krzyżami udało się dorwać maślakową rodzinkę, która dołączyła do zasiedlających koszyk wcześniejszych znalezisk. Ostatniego grzybka znalazł Pawełek, tuz na skraju lasu. Grzybków za wiele nie było, ale po dołożeniu do nich dwóch sporych cebul i wiechcia dzikiej pietruszki pozyskanej w lesie, udało się upichcić pyszny sosik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz