Pierwszy dzień wiosny powinien być ciepły i słoneczny, ale nie był. Nad Krakowem wisiały szare chmury i smog, przed którym ostrzegała czarna czacha w informacji pogodowej, oznaczająca, że najlepiej z domu nie wychodzić. Plany na 21 marca zmieniły mi się niespodziewanie wieczorem dnia poprzedniego. Miałam iść na wagary z klasą Michałka, ale okazało się, że nie muszę, bo znalazł się nauczyciel, który mnie z przyjemnością zastąpił.:) Mogłam sobie zatem zorganizować prywatne wagary, co bardzo mi pasowało, bo miałam niepokojące informacje od szefowej stajni, że Latona nie czuje się najlepiej. A niestety tegoroczna wiosna obfituje w różne końskie choróbska, które atakują w różnych stajniach w okolicy. Cieszyłam się więc, że będę mogła zobaczyć jak się czuja moje gadzinki.
Na szczęście okazało się, że Latona nie ma gorączki ani też żadnych poważniejszych objawów chorobowych. Jedynym niepokojącym symptomem był strajk głodowy, ale kiedy jej zrobiłam lepsze jedzonko z witaminami, zjadła. Konie to żarłoki, więc kiedy przestają jeść, jest to znak, ze coś jest nie tak. Z doświadczenia z lat poprzednich wiem, że Latona miała spadki apetytu w czasie wiosennej rui, więc mam nadzieję, że i tym razem jest to jedyna przyczyna jej słabego apetytu i choróbska nas ominą.
Wypucowałam wszystkie cztery koniska, z których wreszcie zaczęło się porządnie wysypywać zimowe futro, pospacerowaliśmy, koniki skubnęły po parę garstek świeżej trawki, a ja wywąchałam połowę zapachu z węgrzczańskich fiołków. Czas wagarów zleciał zdecydowanie za szybko i trzeba było wracać. Dobrze, że zaczęło trochę wiać, bo smoga przegoniło.
Po południu Michaś poszedł z tatą na zajęcia z robotyki, a my z Krzychem mieliśmy czas dla siebie. Plan był prosty - wskakujemy na rowery i jedziemy szukać smardzówek, których dotychczas, mimo kilku prób, znaleźć się nie udało. Oprócz smardzówek powinny też pojawić się już kielonki błyszczące. Gdyby tylko chciały...
Krzyś, początkowo bardzo napalony na poszukiwania, szybko się zniechęcił brakiem znalezisk i wybierał wyjątkowo piękne kamyki, które zdecydowanie łatwiej można było znaleźć niż jakiekolwiek grzyby.
Smardzówkowe miejsce jest niestety straszliwie zdewastowane. Większość rosnących tam krzewów i drzew została wycięta, a ziemię zryły dziki. Skarpy, na których rosły grzybki, wyglądają jak pobojowisko. Obawiam się, że miejscówka została bezpowrotnie zniszczona.
Nie znalazłam smardzówek ani kielonek, chociaż szukałam ich w okularach, z nosem ryjącym w ziemi. :( Obawiam się, że nie wyrosną tu również późniejsze smardzowate, które pojawiały się chwilę po smardzówkach - naparstniczki stożkowate i mitrówki półwolne.
Gdyby nie poganiający mnie Krzyś, szukałabym tego, czego nie było jeszcze dłużej. Niby wiedziałam, ze nie ma to sensu, ale jakoś nie mogłam stamtąd odejść.
Po kolejnym ponagleniu - "Mama, jedźmy już!" zakończyłam poszukiwania i pojechaliśmy przez ruczajskie łąki, na których zakwitły wiosenne słoneczka.
Zatrzymaliśmy się, żeby popatrzeć na podbiały. Skoro nie udało się pofocić wiosennych grzybków, to trzeba było skorzystać z tego, co natura podstawiła na tacy.
Bliżej cywilizacji, na terenie kampusu UJ, potocznie zwanego ujotami, dorwaliśmy kolejne wiosenne kwiaty. Rośnie tam mnóstwo krzewów derenia jadalnego, który pięknie teraz kwitnie.
Wtedy na chwilkę pojawiło się na niebie zachodzące już słońce. To był taki bonusik za cały pochmurny dzień.
Potrenowaliśmy chwilkę na siłowni i wróciliśmy na osiedle.
Wreszcie miałam chwilkę czasu, żeby uwiecznić krokusy w parku linearnym i przyjrzeć się wysypanej tam korze. Rok temu nic na niej nie wyrosło, ale może teraz będzie lepszy smardzowo rok i będzie wysyp grzybków na korze.
Na razie oprócz krokusików nie było widac nic ciekawego.
Zakończyliśmy spacer sesją z forsycją i pojechaliśmy do domu odrabiać Krzysiowe zadanie. Myślałam, że w pierwszym dniu wiosny, w dniu wagarowicza to codzienna atrakcja mnie ominie, ale nic z tego.
Szkoda że nie znalazłaś śladu wiosennych grzybów. Zniszczyli nie jedną miejscówkę.żal patrzyć na dewastacje lasów. I ona dalej się dzieje. Uściski Menażerio. Dobrze że Latonie nic nie jest
OdpowiedzUsuńLatona już na szczęście zakończyła strajk głodowy.:) To była moja jedyna bliska miejscówka na wiosenne grzyby, które mogłam obserwować dość często i strasznie mi żal tego miejsca. Na dalsze wyjazdy w ciągu tygodnia nie ma ostatnio szans, więc i regularnych obserwacji w innych miejscach nie da się prowadzić.:(
UsuńPozdrawiamy Ewciu cieplutko!