Od dłuższego czasu Michałek gromadzi w domu coraz liczniejszą flotyllę powietrzną, a po mieszkaniu ciągle latają mniej lub bardziej profesjonalnie wykonane modele. Na początku roku Pawełek obiecał Michasiowi wyjście do sklepu modelarskiego i zakup jakiegoś super latającego egzemplarza. Ciągle jednak coś stawało na przeszkodzie i nie mogli do tego sklepu dotrzeć. Ponieważ Michałek co jakiś czas sobie przypominał o tatowej obietnicy, stwierdziłam, że trzeba go do tego sklepu w końcu zaprowadzić, bo niespełnione obiecanki nie są miłe dla nikogo, a dla dziecka w szczególności. Korzystając z faktu, że po zwiedzeniu Historylandu byliśmy w centrum miasta, poszliśmy do Modelarni (tak nazywa się ten sklep z modelami).
Kiedy zobaczyłam mnóstwo modeli, niektórych w cenach przyprawiających o lekki zawrót głowy, zaczęłam w myślach analizować zawartość portfela i konta, gdzie po wszystkich feryjnych atrakcjach za bogato nie było. Na moje szczęście, Michałek, po rozmowie z panem sprzedawcą, zdecydował się na jeden z tanich szybowców - prościutki w montażu i z zestawem farbek do pomalowania. Zaakceptowałam wybór z zastrzeżeniem, że ten samolot nie będzie latał po mieszkaniu.
Popołudnie zeszło Michasiowi na montowaniu, malowaniu i suszeniu samolotu w cieple żarówki znajdującej się w lampce nad biurkiem. Kiedy szybowiec był już prawie suchy (z naciskiem na prawie), padło pytanie, czy naprawdę nie można go "wytestować" w domu. Byłam nieugięta, ale obiecałam, że następnego dnia, po przedpołudniowym wyjściu, pójdziemy przed blok i będzie można poddać szybowiec testom, czyli w Michałkowym żargonie - wytestować.
Jak powiedziałam, tak uczyniliśmy. Jeszcze w windzie Michał ostrzegł młodszego brata, żeby sobie nawet nie marzył o tym, ze da mu choć raz puścić szybowiec, bo przecież Krzyś się na samolotach nie zna, latać nie umie i na pewno samolot rozbije. Krzyś nie miał zachwyconej miny, ale cóż miał biedny począć.
Michał zaczął puszczać szybowiec w przestworza. Szybko okazało się, że każdy wzlot kończy się bolesnym upadkiem. Po kilku niekontrolowanych lądowaniach zdarciu uległa farba na dziobie, podwoziu i skrzydłach. Michaś był coraz smutniejszy - nie dość, że model nie chciał mu latać tak, jak to sobie założył, to jeszcze nie wyglądał już tak ładnie.
I wtedy, po moich perswazjach, zgodził się pozwolić Krzysiowi na puszczenie szybowca. Okazało się, że samolot potrafi całkiem dobrze latać! W rękach Krzycha ożył - łapał wiatr, wznosił się, zakręcał, a nawet okrążył całe boisko. Michałek był zdruzgotany. A równocześnie pełen podziwu dla młodszego brata, co bardzo rzadko się zdarza.
Nawet poprosił Krzyśka, żeby mu pokazał, jak to robi. Krzyś poczuł się ważny i stwierdził: "Twój samolot mnie lubi.":)
Michaś, po przeszkoleniu, zaczął puszczać szybowiec nieco lepiej i też mu się udało kilka razy pięknie polecieć i bezpiecznie wylądować.
Tu mi trochę uciekł z kadru, ale mina tuż przed kolejną katastrofą - bezcenna.
Szybowcowi nie zawsze udawało się siąść na ziemi. Najpierw zaliczył krzaki koło wiaty śmietnikowej, ale było na tyle nisko, że Krzysiowi udało się go bez trudu zdjąć.
Później było już tylko gorzej - szybowiec wylądował w gałęziach wysokiego drzewa i trzeba było organizować akcję ratowniczą.
Michaś rozpaczał, a Krzyś wchodził na drzewo.
Krzychu całkiem dobrze to wymyślił - dotarł do miejsca, gdzie można było dosięgnąć do konara, na którego gałęziach wisiał szybowiec. Zaczął trzepać odpowiednią częścią drzewa, ale nie miał dość siły i samolot tylko nieznacznie się zsunął. Dalej wisiał na drzewie.
Wiatr odmówił współpracy i zamiast zwiać model na dół, dopychał go do gałęzi. Cóż było robić... Zostałam zaistniałą sytuacją zmuszona do łażenia po drzewie przed blokiem, na oczach sąsiadów. Ale samolot udało się odzyskać.
Po akcji ratunkowej poszliśmy już do domu i szybowiec trafił do warsztatu naprawczego, gdzie Michałek pokrył go nową warstwą farby.
Szkoda Dorotko ze chłopaki nie uwiecznili Twojej wizyty na drzewie,musiał być ciekawy widok hii. Krzyś znowu urósł w oczach brata i super;ściskamy z mroźnego -25 Olecka
OdpowiedzUsuńTo Wam strasznie przymroziło! U nas aż tak zimno nie jest. Chłopcy mają problem z obsługą aparatu i jak robią zdjęcia, to zawsze coś obcinają.:) To już pokolenie dotykowych ekranów i przyciskanie pstryczków jest dla nich trudne. Znacznie lepiej idzie im robienie zdjęć na tabletach, ale na spacery im nie pozwalam zabierać sprzętu, żeby go później nie nosić. Trzymajcie się cieplutko!
UsuńWytestowanie szybowca dogłębnie opisane... Fajnie, że chłopaki się uzupełniają, choć rywalizacja też nie jest im obca! U mnie dziewczyna i chłopak (już po 30-tce), więc i zainteresowania inne;-))) Szkoda, ze ferie się skończyły, bo Twoje Dorotko relacje, z ciekawych miejsc bardzo mnie wciągnęły... Dzisiaj o 8.00 na termometrach było -12 st. (okolice Dobrodzienia/woj.opolskie...do Krakowa 170km.);-))) Pozdrawiam, Gabrysia.
OdpowiedzUsuńChłopcy też nie byli rano szczęśliwi z powodu końca ferii. Zebranie się dzisiaj do szkoły było prawdziwym wyczynem.:) Ja mam brata, więc wiem jak to jest w mieszanym rodzeństwie - do pewnego wieku bawiliśmy się razem, bo ja byłam raczej chłopaczarą i wolałam bitwy i chodzenie po drzewach niż lalki. Jak nam lat przybyło, to i zainteresowania się pozmieniały.
UsuńU nas rano było -13, a teraz jest już -15, więc ta noc będzie chyba mroźniejsza od poprzedniej. Pozdrawiam Gabrysiu serdecznie!
Szkoda, że skończył na drzewie :(
OdpowiedzUsuńZ tego drzewa został uratowany. Później zaliczył jeszcze dwa i jedno wyjątkowo niefortunne lądowanie, w wyniku którego został poważnie uszkodzony. W wolnej chwili będziemy go reanimowac.
UsuńBędzie kolejny model, może teraz będzie umiał wrócić z drzewa :D
OdpowiedzUsuńJuż jest kolejny - ładny, ale niezbyt lotny. Jeszcze mu się nie udało osiągnąć wysokości drzewa.:)
OdpowiedzUsuń