To było drugie podejście do poszukiwań pierwszych borowików ceglastoporych w tym roku. Kiedy dwa tygodnie temu nawiedziliśmy Las Bronaczowa, nie czekał na nas żaden grzybek, ale uznałam, że ciepła i deszczowa aura musiała zrobić swoje i jechaliśmy z pewnością, że tym razem uda się zapełnić mały koszyczek.
poniedziałek, 29 maja 2017
niedziela, 28 maja 2017
Majowe uszaki i kwiatowy żółciak
Sobota zapowiadała się fantastycznie - do "naszej" stajni mieli przyjechać w odwiedziny wakacyjni znajomi - jeden z najulubieńszych kolegów Michałka i Krzysia - Eryk i jego młodsza siostra Ola. Kiedy w środę powiedziałam chłopakom, że w sobotę spotkają się z Erykiem, nastąpiła eksplozja dzikiej radości i zaczęły się przygotowania do spotkania polegające przede wszystkim na wyborze zabawek, które trzeba zabrać z sobą do stajni. Grom z jasnego nieba spadł w piątek wieczorem - Oleńka się pochorowała i odwiedziny zostały odwołane. Wybuch rozpaczy moich chłopaków był porównywalny jedynie z wybuchem radości, jaki towarzyszył wieści o mającym się odbyć spotkaniu. W efekcie przygotowane zabawki wylądowały z powrotem w pokoju chłopaków, a Michał obwieścił grobowym głose: "No to jutro będzie NUDA."
sobota, 27 maja 2017
Ten szczególny dzień
26 maja to szczególny dzień w kalendarzu zarówno dla tych przyjmujących życzenia jak i dla tych, którzy je składają. Ja już nie mam kogo w Dzień Matki uściskać, podziękować, ucałować, ale mam na szczęście moje dwa skarby, które pamiętają, że mają matkę. Odkąd Michaś i Krzyś poszli do przedszkola, zawsze przygotowywali na ten dzień jakieś upominki w czasie zajęć. Nie bardzo się dla nich liczyły życzenia, ale prezent musiał być. I jeszcze długie przytulasy. W tym roku też dostałam szkolny upominek, ale nie tylko - po raz pierwszy chłopcy poświęcili własne oszczędności, żeby podarować mi coś więcej.:)
środa, 24 maja 2017
Wąż z patyka, dmuchawce i parkowe pieczarki na kolację
Poniedziałkowy wieczór. Zabawki już prawie (z naciskiem na prawie) pozbierane, za chwilę mycie, bajka i chłopaki do spania. A tu nagle Michałek odrywa się od sprzątania i:
- Mamo! Daj mi patyk! - prosi, a właściwie żąda.- Jaki paty? Po co ci patyk?
- Będziemy z niego robić węża!
- Jakiego węża??? - pytam coraz bardziej zdumiona.
- No jak to jakiego! Z głową. rozdwojonym językiem i oczami!
- Nie mam patyka - odpowiadam. A na kiedy go potrzebujesz?
- No chyba na jutro - odpowiada Michałek.
Doszłam do wniosku, że zapewne ma ten patyk przynieść do szkoły na zajęcia plastyczne. Zaczęłam dalszą indagację. Okazało się, że Michaś miał "ten patyk zadany" w piątek, ale się dziecku zapomniało... A tu cała sobota spędzona w stajni, cała niedziela w lesie; w jednym i drugim miejscu patyków było od groma i jeszcze ciut, ciut. Zaproponowałam, że weźmiemy rano jeden z patyków leżących w garażu (chłopcy przynoszą takie pamiątki ze spacerów i trochę się tych patyków zgromadziło). Michaś oświadczył jednak, ze to nie może być taki patyk, bo w garażu są same proste, a on potrzebuje krzywy patyk, z którego można będzie zrobić wijącego się węża.
Krzywego patyka nie miałam, więc powiedziałam Michałkowi, że najwcześniej odpowiedni materiał na węża będzie można pozyskać następnego dnia; we wtorek. Przystał na to, zwłaszcza, że nie był pewien, kiedy mu ten patyk będzie potrzebny. Początkowo miałam zamiar sama znaleźć Michałkowi jakiś patyk, ale po przemyśleniu doszłam do wniosku, ze będzie bezpieczniej jak Michał sam sobie znajdzie odpowiedni do swojego zamysłu materiał. Patyk wybrany przeze mnie mógłby się okazać za gruby, za prosty albo ogólnie nie taki jak być powinien.
poniedziałek, 22 maja 2017
Orawskie pożegnanie smardza
Niedzielny poranek - bardziej listopadowy niż majowy - za oknem mgła i mżawka... Pawełek pojękujący, że dopiero szósta, a on ma wstawać, Krzyś przewracający się z boku na bok i udający, że jeszcze śpi i Michałek gotowy do działania pół godziny przed czasem. Ostatnio Michaś ma zdecydowanie mniejsze zapotrzebowanie na sen niż przez zimę i najpóźniej o wpół do szóstej jest już na nogach. Poganiam chłopaków, bo mamy napięty plan działania, a aura wcale nie wpływa motywująco.
W końcu udaje nam się wyjść z domu. Teraz jeszcze tylko zapiąć przyczepkę do Doblowoza i w drogę! Do Spytkowic towarzyszyła nam nieustannie mżawka, ale zza mgieł chwilami wyłaniały się nieco ostrzejsze widoki. W Podwilku już tylko pojedyncze kropelki spadały na szybę, a dalej, w stronę Babiej było już całkiem sucho.
sobota, 20 maja 2017
Szkolny piknik
Po wakacjach Michaś i Krzyś zmienią szkołę, a właściwie to dotychczasowa szkoła zmieni lokalizację i nazwę. Jakby na to nie patrzeć, będzie to zmiana znacząca, która od ponad miesiąca stała się jednym z najważniejszych tematów dyskusji między dzieciakami i rodzicami. Ponieważ dzieci bardzo lubią szkołę, do której chodzą, a jeszcze bardziej szkolne podwórko, na którym spędzają dużo czasu, bawią się, mają swoje bazy i leszczyny spod których jesienią zbierają orzeszki, pozostawienie tego wszystkiego, do niedawna było w ich odczuciu ogromną stratą. Michałek i Krzyś opowiadali mi o swoich rozmowach z kolegami i koleżankami, z których jasno wynikało, że nie chcą chodzić do nowej szkoły, bo ona na pewno będzie "gorsza" od tej dotychczasowej. Oczywiście rodzice też mają swoje rozterki związane ze zmianą miejsca, do którego oddają swoje dzieciaki na większą część dnia.
W celu ułatwienia powakacyjnego przejścia do nowego miejsca, dyrekcja zorganizowała w nowej szkole rodzinny piknik, żeby dzieciaki zobaczyły, że tu też będą miały cudowne warunki do nauki i zabawy; przede wszystkim zabawy, bo przecież "zabawa jest najważniejsza".;)
czwartek, 18 maja 2017
Kontrolnie na żółciakowych miejscówkach
W końcu wiosna zrobiła się taka, jaka być powinna - cieplutka, słoneczna, zielona i pachnąca. Mam nadzieję, że po raz ostatni schowałam zimowe kurtki i wywlokę je z pawlacza dopiero późną jesienią. Wiosnę poczuły też żółciaki siarkowe. Kiedy w ubiegłym tygodniu przeczłapałam moim konnym żółciakowym szlakiem, udało mi się zlokalizować jedno jedyne maleństwo na skraju Bosutowskiego Lasu, a nad Dłubnią, gdzie rośnie ich rokrocznie najwięcej, nie było śladu czegokolwiek żółtego na nadrzecznych wierzbach. Spacer po tych samych miejscach powtórzyłam po pięciu dniach i widać jak grzybki rosną w oczach.:)
środa, 17 maja 2017
Jak Żółty odzyskał swoją utraconą tożsamość
Żółty dołączył do mojej Menażerii prawie dwa lata temu, a dopiero niedawno, po wielu perypetiach udało się go formalnie "ożywić" i wyprostować kręte ścieżki jego przeszłości.
Przed wakacjami 2015, po głębokich przemyśleniach, zdecydowałam, że wezmę w dzierżawę na okres wakacji dwa kucyki, specjalnie dla Michałka i Krzysia, żeby mieli "swoje" konie, dopasowane wielkością do ich wzrostu. Zamierzenie było pierwotnie takie, że po dwumiesięcznym okresie dzierżawy wybierzemy wspólnie jednego z dwóch kucyków i go kupimy, a drugi wróci do właścicielki. Zamiary, zamiarami, a życie pisze swoje scenariusze... W efekcie obydwa kucory zostały z nami. Ale po kolei.
poniedziałek, 15 maja 2017
W bezgrzybowym Lesie Bronaczowa
Grzyby nie zawsze zaskakują pozytywnie. Czasem bywa wręcz odwrotnie. Tym razem miały być borowiki, pierwsze borowiki ceglastopore w tym roku. Miały być, a nie były. Nie stawiły się na umówione i zaplanowane spotkanie, a co gorsza również inne jadalniaki miały nas w głebokim poważaniu i nie raczyły wychylić łebków spod ziemi. Mimo to mieliśmy cudowny, wiosenny spacer, doskonałą zabawę i nie wróciliśmy z pustymi łapkami.:)
Pawełek od połowy tygodnia zapowiadał, że w niedzielę pójdzie sobie spokojnie popracować, bo w dzień świąteczny nikt nie będzie do niego wydzwaniał i odrywał co chwilę od roboty. Jak zwykle w takich sytuacjach, nie byłam zachwycona, ale doszłam do wniosku, że jak ma się smęcić za mną po lesie z naburmuszoną miną, to niech już sobie idzie na ten warsztat i pracuje. Pojechałam zatem na wycieczkę tylko z Michałkiem i Krzysiem. Celem był Las Bronaczowa, w którym od lat znajdujemy wiosną najpierwsze poćki. Byłam święcie przekonana, że i tym razem będzie tak samo. Zabrałam koszyczek, w którym byłoby im wygodnie i ruszyliśmy na penetrację znanych miejscówek.
sobota, 13 maja 2017
Michaś poluje na żółciaki
Mieleńce z pierwszego tegorocznego zółciaka tak posmakowały Michałkowi, że zanim jeszcze skończył jedzenie, dopytywał kiedy będzie następne takie danie. Cóż miałam odpowiedzieć - przecież po żółciaka nie da się pójść do marketu i przynieść go, kiedy ma się ochotę na danie z nim w roli głównej. Grzybka trzeba znaleźć, pozyskać i dopiero zjeść.
Przepatrzyłam kilka żółciakowych miejscówek parkowych, ale w żadnej z nich nie czekał nawet najmniejszy żółtek. Wybrałam się też na konny spacer na Dłubnię, gdzie rok temu żółciaków było nie do wyniesienia - tam również nic nie wyrosło.:( w sumie to wcale się tym żółciakom nie dziwię, ze nie pchają się na świat, skoro temperatura jest ciągle mało wiosenna, a we wtorek nawet sypnęło śniegiem. A Michaś dopytywał codziennie, kiedy tego żółciaka mu znajdę. Ostatnią szansą był park wokół szpitala znajdujący się koło boiska, na którym trenuje Krzyś. Zapowiedziałam zatem Michałkowi, że sam będzie polował na swój obiad. Co prawda w tym parku nigdy żółciaka nie znalazłam, bo chodzimy tam na regularne spacery dopiero od jesieni ubiegłego roku, kiedy Krzyś zapragnął zostać Messim, ale rośnie tam tyle sarych drzew, że obecność żółciaków wydawała się wielce prawdopodobna.
czwartek, 11 maja 2017
Jak Michaś Krzycha matematyki nauczał
Dzień za dniem płynie nieubłaganie i nasz pierwszoklasista Krzyś musi przyswajać tony wiedzy. Czasem idzie to prosto, łatwo i przyjemnie, czasem jest "pod górkę". Michałek od początku nauki szkolnej był bardzo obowiązkowy i jak mu coś nie wychodziło, pracował nad tym do momentu aż osiągnął perfekcyjny wynik. Krzyś natomiast albo nie przyznaje się, że ma z czymś problem, albo się złości na siebie i cały świat, albo szuka winnego swoich niepowodzeń. Biedne są nieraz jego książki wielokrotnie już rzucane z wściekłością na biurko, jeszcze biedniejsze kredki i ołówki zgryzione małymi ząbkami... Biedna ja, zmuszona zapanować nad sytuacją i biedny Michałek, którego młodszy brat próbuje wykorzystać do wykonywania zadań przeznaczonych dla niego. Tata Pawełek jest zwolniony z odrabiania zadań z chłopakami, bo to zajęcie za bardzo go stresuje.;)
środa, 10 maja 2017
Karawana na Pustyni
Jak już wspomniałam wcześniej, nie udało nam się okrążyć Pustyni Błędowskiej, więc w celu przedostania się z lasu po jednej stronie piaszczystej przestrzeni, do lasu po stronie drugiej, musieliśmy przejść karawaną przez całą szerokość pustyni. Było to dla nas wszystkich zupełnie nowe doświadczenie, bo zawsze skupialiśmy się na obrzeżach porośniętych lasem, gdzie można znaleźć jakieś grzybki i nie zagłębialiśmy się w bezdrzewny teren. Tym razem była okazja do zobaczenia czegoś nowego.
wtorek, 9 maja 2017
Nie tylko smardze, czyli jakie ciekawe grzybki udało się znaleźć w czasie majówki
Przemierzając dziesiątki kilometrów w poszukiwaniu smardzów w czasie lipnickiej majówki wypatrywaliśmy również innych, znacznie rzadszych grzybków. Niektóre z nich rosną co roku i spotkania z nimi są na stałe wpisane w smardzowe wędrówki, inne udaje się spotkać co parę lat, a trafiły się również takie, które widziałam pierwszy raz w życiu - może dlatego, że na pewne siedliska nie zwracałam uwagi, a może dlatego, że są wyjątkowo rzadkie. W tym roku zależało mi na znalezieniu niektórych gatunków ze względu na uczestników spotkania, którzy nie mieli jeszcze okazji oglądać ich w realu. Grzybki dobrze współpracowały, więc zamierzenia udało się zrealizować.
poniedziałek, 8 maja 2017
Dookoła Pustyni Błędowskiej
Po smardzowej majówce nadeszła pora na sprawdzenie czy w znajomych miejscach nie rosną już maślaki. Zaplanowaliśmy doroczną eskapadę na Pustynię Błędowską. Michałek i Krzyś cieszyli się na samą myśl o wyjeździe "na piasek", ale Pawełek trochę marudził, że będzie padać i zmokniemy tak samo jak w ubiegłym roku, kiedy wybraliśmy się na Pustynię. Poranek był niestety potwierdzeniem tego czarnowidztwa - za oknem było szaro, buro i ponuro, a z chmur wyciekała mżawka. Nie spieszyliśmy się zbytnio, zwłaszcza, że Krzyś postanowił odespać wszystkie poranne pobudki i o ósmej jeszcze pochrapywał. Niemniej w końcu zebraliśmy się i wyruszyliśmy. Przez większą część drogi towarzyszył nam deszcz, ale parę kilometrów przed celem wycieraczki w samochodzie mogły odpocząć.
niedziela, 7 maja 2017
Czym się kończy popołudniowe wyjście na lody
Sobotnie przedpołudnie spędziliśmy z naszymi koniskami skupiając się przede wszystkim na wyczyszczeniu ich z tygodniowego kurzu i błota (przez tydzień naszej majówki nikt ich nie zmuszał do utrzymywania czystości). Pogoda od rana do południa przeszła korzystną ewolucję - przestało siąpić i zaświeciło słońce. Miałam po południu zrobić dzień gospodarczy - sprzątanie i takie tam, ale stwierdziłam, że skoro słonko świeci i wreszcie jest ciepło, to zabiorę chłopaków na lody. Już dawno mama jednego z kolegów Krzysia polecała nową lodziarnię, więc w sam raz byłaby okazja do sprawdzenia czy lody stamtąd są rzeczywiście takie pyszne. Ogłosiłam chłopakom radosną nowinę i zapowiedziałam, że plan zrealizujemy pod warunkiem, że zjedzą cały obiad. Chłopcy wiedzą, że w tej kwestii nie ma dyskusji, bo jestem nieustępliwa i jeśli nie zjedzą posiłku właściwego, deser przepada. Tym razem, po wybieganiu w stajni, bez problemu obiadek zmieścił się w brzuszkach i mogliśmy iść na lody.
sobota, 6 maja 2017
Nie tylko smardzem żyli majówkowicze w Lipnicy
Majówka była nie tylko okazją do przeprowadzenia selekcji na orawskich smardzowiskach, ale również do spotkania ze znajomymi. Szczególnie dzieciaki nie mogły się doczekać wyjazdu na majówkę, a następnie przyjazdu kolegów i koleżanek. My byliśmy dwa dni przed rozpoczęciem "właściwego" weekendu, więc miałam okazję usłyszeć po tysiąckroć zadawane przez Michałka i Krzycha pytania: "Kiedy przyjadą?", "Kiedy będzie sobota?", "Za ile będą?" I tak w nieskończoność. Odetchnęłam więc z ulgą, kiedy nadszedł dzień przyjazdu całej dziecięcej ekipy - wiedziałam, że po powrocie ze smardzowego spaceru chłopcy będą już mieli swoje wyczekiwane towarzystwo.
czwartek, 4 maja 2017
Bacówka, oscypki, przydrożne grzybki i samotna wędrówka
Doczekaliśmy się soboty - można było ruszyć na bacówkę po upragnione oscypki i bundz. W ramach przygotowań do obżarstwa, nie zjadłam śniadania - na całkiem pusty brzuszek bacówkowe pyszności smakują jeszcze lepiej niż zwykle.:) Ze względu na poziom namoknięcia gruntu i zamiany polnych dróg w strumienie, nie było szans na dojechanie samochodem na miejsce, więc w tym dniu darowaliśmy sobie długotrwałe poszukiwania smardzów i zaplanowaliśmy spacer do bacówki.
Od miejsca, do którego zawsze da się dojechać samochodem, jest do przejścia 2 kilometry, więc to był lajtowy spacerek w porównaniu z ilością kilometrów, jakie przemierzyliśmy przez dwa wcześniejsze dni. Dodatkowym bonusem był brak deszczu, co po dwóch dniach niemal nieustannego siąpienia, wydawało się darem od losu.:)
wtorek, 2 maja 2017
Pierwszomajowy pochód smardzowy
Nadszedł maj, czyli rozpoczęła się majówka właściwa. Na ten dzień zaplanowaliśmy wymarzony spacer Pawełka, w dzikiej dolinie, gdzie trzeba się sporo przedzierać, ale za to widoki są cudne. Jeszcze dwa dni wcześniej nie dałoby się tamtędy przejść, bo woda w potoku spływającym z gór nazbierała tyle deszczu, że jej poziom stał się trzy razy wyższy niż zazwyczaj. Ale po jednym dniu z małym deszczem i drugim dniu bez deszczu, nadmiar wody spłynął i mogliśmy wyruszyć na pochód. Jakoś inni majówkowicze smardzowicze nie mieli specjalnej ochoty dołączyć do nas, bo nie ukrywałam, że trasa do najłatwiejszych nie należy. Jedynie Paweł z Jaworzna, mimo lekkiej niemocy po wieczornym grillowaniu, bez namysłu zdecydował się iść z nami.
poniedziałek, 1 maja 2017
Lokalna atrakcja znowu do nas przychodzi
Sara - półdzika, półoswojona sarenka z naszej lipnickiej miejscówki wakacyjnej przeżyła w dobrej kondycji zimę i znowu robi wszystko, żeby zainteresować ludzi swoją sarnią osobą, czyli celebryci na całego.:) Kiedy poznaliśmy Sarę w ubiegłym roku, przychodziła na podwórko głównie o poranku, kiedy nie było większego ruchu, bo prawie wszyscy jeszcze spali. Teraz zmieniła czas nawiedzania - przychodzi regularnie popołudniami, kiedy jest największy ruch w obejściu, a im więcej osób na nią patrzy, tym bardziej Sara się popisuje.
Subskrybuj:
Posty (Atom)