wtorek, 30 czerwca 2020

Pierwsze wakacyjne :)

    Po zakończeniu roku szkolnego, dopieszczeniu koni, które mają wolne od pracy i zajmują się tylko hasaniem po pastwiskach, wreszcie po wyborach, w niedzielne popołudnie razem z dziećmi pojechaliśmy z powrotem na Orawę. W Krakowie i po drodze, aż do Rabki - bezchmurne niebo i żar wlewający się przez otwarte okna do samochodu. Dalej coraz chłodniej i czarne chmury wędrujące znad Tatr. Po dojechaniu na miejsce można było odetchnąć z ulgą po miejskim upale. Wydawało się, ze po takim przyjemnym temperaturowo wieczorze, ranek będzie równie miły. Nic bardziej mylnego! Już o szóstej powietrze było gęste od duchoty, a na telefon przyszło kolejne ostrzeżenie przed niebezpieczną pogodą. Pognaliśmy zatem do lasu najwcześniej jak się dało, żeby przed tymi zagrożeniami zdążyć obczaić co się przez te cztery dni w naszych lasach zmieniło.:)

sobota, 27 czerwca 2020

Koniec inny niż dotychczas, początek będzie standardowy :)

     Na zakończenie tego roku szkolnego wszyscy czekaliśmy zdecydowanie bardziej niż na jakiekolwiek wcześniejsze zakończenie. Zdalne nauczanie tak dało wszystkim w kość, że ten dzień ostatni był jak zbawienie od dalszej męki on-line. W różnych szkołach różne to zakończenie się odbywało; niektórzy znajomi mieli tylko wirtualne pożegnanie, a świadectwa odbiorą sobie w innym terminie. U nas Dyrekcja zarządziła rozdawanie świadectw klasami - klasy wchodziły do szkoły co pół godziny i widziały się tylko z wychowawcą. Całe wydarzenie rozciągnęło się w związku z tym na bardzo długi czas. Na szczęście między klasą Krzysia, a Michała była tylko jedna inna klasa, więc zeszło nam półtorej godziny. Krzychu zaczął wakacje wcześniej.:)

czwartek, 25 czerwca 2020

Ostatni przedwakacyjny spacer

    Zbliżamy się do zakończenia roku szkolnego i rozpoczęcia wakacji. W ostatnim tygodniu nauki zaangażowanie chłopaków w uczestnictwo w lekcjach jest, delikatnie rzecz ujmując, mizerne. Ciałami są na wakacjach od końca kwietnia, a teraz do tych ciał dołączyły dusze i chęć oddania się tylko przyjemnościom jest przeogromna. W środę mieli jeszcze regularne lekcje on-line i tylko dzięki zmianie godziny skończyli szkołę o 13, a nie o 14, jak dotychczas w środy bywało. I dzięki dobroci pani od angielskiego, która zamiast lekcji przysłała piosenkę, byli wolni. Rzuciłam hasło, że idziemy na ostatni przedwakacyjny spacer, a następny to już będzie w wakacje, bez ograniczeń czasowych narzuconych przez szkołę, lekcje, zadania... Wybuch radości był ogromny. Nawet nie myślałam, że ta zdalna nauka aż tak im doskwiera. Narzekania brałam raczej jako takie marudzenie pro-forma, żeby nie przyznać, że spotkania z klasą, choćby przez komputer, są super. Ruszyliśmy zatem radośnie na spacer pod Babią.

poniedziałek, 22 czerwca 2020

Pierwszy borowik szlachetny 2020 z Orawy

     Pierwszy i ostatni przedstawiciel danego gatunku grzybowego znaleziony w roku, ma znaczenie szczególne - wyznacza jakieś granice, wewnątrz których raz jest tych grzybów dużo, innym razem nieco mniej. Co roku odbywa się rywalizacja menażeryjna w konkurencji tego pierwszego. Czasem jej rozstrzygnięcie jest sprawiedliwe i znalazcą zostaje ten, kto najbardziej i najdłużej angażował się w poszukiwania, a innym razem jest bardzo niesprawiedliwie... Tak było w tym roku w przypadku pierwszego borowika szlachetnego z Orawy.

sobota, 20 czerwca 2020

Urok koźlarzy w kolorze czerwonym

     Lekcje w tym tygodniu to już tak były, że mogłoby ich nie być - nauczyciele pokończyli omawianie materiału, dzieci są wykończone zdalnym nauczaniem, ale wszyscy udają, że nadal ciężko pracują, logują się na umówione lekcje, a pod nosem złorzeczą na sytuację. Przecież w "normalnej" szkole już przez te dwa tygodnie nie trzeba byłoby kompletnie nic robić - nauczyciele wypisywaliby świadectwa, a uczniowie sprzątali klasy, wychodzili na boisko i tak dalej.Wszyscy tęsknimy już bardzo za normalnością, która wydaje się chwilami być tylko pięknym wspomnieniem... Ale są i dobre strony - zamiast w mieście, siedzimy na wsi, a parę lekcji zostało odwołanych i było więcej czasu na wyjście do lasu. W czwartek mieliśmy wolne już po dziesiątej i wyskoczyliśmy razem z ciocią Anią do Małej Lipnicy.

czwartek, 18 czerwca 2020

Grzybowa pogoda

    Przez ostatnie dni pogoda realna za nic nie może się zgrać z tą prognozowaną. W związku z tym albo trzeba się w trakcie wyjścia rozbierać, albo wypadałoby się ubrać, a nie zawsze jest w co... Wczoraj to już całkiem przeginało - miało ładnie być, lekko zachmurzone, z licznymi przebłyskami słońca. Wymarzona pogoda na spacer. Tymczasem od rana przechodziły kolejne ulewy. Koło południ na czterech portalach pogodowych pokazywali, że aktualnie świeci w Lipnicy Wielkiej słońce, a za oknem była ściana deszczu rzucana w dodatku wiatrem o ścianę chałupy. Do takich warunków trzeba się dostosować i szkoda wytracać czas na sprawdzanie, co zapowiadają. Wyjścia do lasu musimy dostosować nie tylko do pogody, ale także do zajęć zdalnych. Po kilku miesiącach takiego funkcjonowania, coraz lepiej idzie nam maksymalne wykorzystywanie czasu, którego nie trzeba spędzać przed monitorem. Sprawdzamy codziennie, co piszczy w orawskich lasach i możemy na bieżąco informować, co się dzieje.

poniedziałek, 15 czerwca 2020

Zaczyna być pięknie:)

    Co roku na wiosnę czeka się z utęsknieniem na pierwsze wiosenne grzyby - smardze, a wraz z ostatnimi smardzowatymi zaczynają się poszukiwania pierwszych borowików. W tym roku na Orawie borowiki ceglastopore pojawiły się wyjątkowo późno, bo maj był zimny, śnieżny i nieżyczliwy grzybkom. W związku z tym pierwszego ceglasia znalazłam dopiero ostatniego dnia maja. Po tygodniu od tego znaleziska było ich już kilka. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc jak już się udało pozyskać te parę sztuk, to natychmiast zaczęło się marzyć o pełnym koszyku. No, może nie koszyku, a koszyczku.;) I to udało się zrealizować w ten weekend. Pierwszy pełny tegoroczny koszyczek jest zaliczony.

poniedziałek, 8 czerwca 2020

Mój samotny weekend w lesie


      Taka okazja trafia się raz na jedenaście lat! To po takim czasie miałam calutki weekend tylko i wyłącznie dla siebie. Nikogo nie musiałam karmić, ubierać, pilnować, wychowywać ani chwalić za zrobienie czegokolwiek. Jak piękne i cudowne są takie chwile, wie tylko ten, kto ich doświadczył.:) Chciałam je spędzić tak, jak lubię - w ruchu, na Orawie, szukając grzybów. Założenie było takie, że MUSZĘ znaleźć jakieś borowiki ceglastopore i to w ilościach większych niż jedna sztuka. Co więcej  - byłam pewna, ze nie będzie to specjalnym problemem, bo przecież pierwszego orawskiego ceglasia dopadłam tydzień wcześniej. A przez ten tydzień przecież padało i trochę podgrzewało. Warunki były zatem wymarzone, by ceglasie wystartowały całymi stadami.

sobota, 6 czerwca 2020

Wielka męska wyprawa

     Rodzinne wyjazdy żeglarskie na Mazury zostały zawieszone trzy lata temu, kiedy Krzyś zaczął się panicznie bać przechyłów na łódce. Ten ostatni rejs spędziłam pod pokładem, uspokajając drącego się wniebogłosy Krzysztofa. I powiedziałam, że nigdy więcej. Było to dla mnie tak koszmarne przeżycie, że przy nim choroba morska na Śniardwach, podczas której prawie umarłam, to był pikuś. 
    Pawełek pływał przez te lata z kolegami. Z wypraw przywoził zdjęcia. W czasie ich oglądania podczas jednego z długich, jesiennych wieczorów, wzrok Krzysia padł na jeziorną plażę usłaną muszelkami i serce zabiło mu mocniej. Zapragnął znaleźć się w tym miejscu za wszelką cenę, nawet za cenę pokonania strachu, który wydawał się dotychczas strachem nie-do-pokonania. 
    Przeprowadziliśmy z Krzysiem szereg rozmów przygotowawczych i gdzieś w okolicy stycznia zapadła decyzja, że Michał i Krzyś popłyną z tatą Pawełkiem na męski rejs, żeby pozyskać muszelki, a ja będę mieć wreszcie wolne od nich na całe dwa tygodnie. Pierwsze takie wolne od urodzenia Michała, czyli od ponad 11 lat! W sumie mam wrażenie, że ja bardziej się na ten wyjazd cieszyłam niż oni...

wtorek, 2 czerwca 2020

Drugie majowe wejście na Babią

     Wykorzystując samotność bez moich kochanych chłopaków, zmówiłam się z dziewczynami na babską imprezę w Lipnicy. Monika swoich panów zabrała, ale założenie było takie, że w razie potrzeby zajmą się sobą, żebyśmy mogły zaszaleć. W efekcie nie było jednak takiej potrzeby, bo perspektywa sobotniego zdobywania Babiej Góry skutecznie powstrzymała nas przed siedzeniem przy ognisku do samego rana. A plan był następujący - mieliśmy wyruszyć wszyscy na szlak zielony od strony Lipnicy i dojść razem do momentu, w którym dzieciaki już nie dadzą rady dalej iść. Wtedy Jacek z Mikołajem i Nikodemem mieli zawrócić i przyjechać po nas na przełęcz Krowiarki, gdzie planowane było zejście. Plan się szybko okazał mało ambitny i został zmieniony w trakcie realizacji.