Krzysiowa zerówka znajduje się w budynku przedszkolnym, stojącym w środku przepięknego, przestronnego ogrodu. Cały teren ogrodzony jest wysokim płotem (na wypadek, gdyby jakiś przedszkolak miał zamiar wybrać się na samotną wędrówkę w celu zwiedzenia okolicy, tak jak ja to czyniłam, kiedy byłam w wieku przedszkolnym). Wzdłuż tegoż ogrodzenia rosną dwa rzędy drzew - sosen, świerków, brzóz. I właśnie tam, w październiku pojawiły się masowo rozmaite grzybki. Jedne dobrze znane, jak chociażby czernidłaki kołpakowate, inne zdecydowanie rzadsze i rozpoznawalne przez nielicznych miłośników grzybków. Te właśnie, mniej znane gatunki będą bohaterami dzisiejszego wpisu.
sobota, 31 października 2015
piątek, 30 października 2015
Pasowanie na ucznia
Przez ostatnie tygodnie Michaś nie robił w szkole nic innego oprócz przygotowań do uroczystości pasowania na ucznia pierwszej klasy - żadnej nauki czytania, pisania, rachowania, żadnych zadań domowych, tylko śpiewanie tańce i wierszyki. Trochę to dla mnie dziwne było, bo Michałek swoich tekstów (a miał ich kilka), nauczył się w ciągu dziesięciu minut, a od dwóch tygodni recytował wierszyki wszystkich koleżanek i kolegów z klasy... Ale nic to. Nadszedł wreszcie ten wielki dzień.
czwartek, 29 października 2015
Lipnickie ostatki okiem kamery oglądane
Od naszej niedzielnej wyprawy na Orawę upłynęło już kilka dni, a po zebranych grzybkach zostało już tylko wspomnienie oraz parę niepublikowanych fotek i filmiki, które udało mi się dzisiaj spreparować i mogę się z Wami podzielić jeszcze kilkoma wspomnieniami sprzed kilku dni.
Na fotce prezentują się pięknie muchomory mglejarki - jedne z bardzo delikatnych, jadalnych muchomorów. Bardzo podobne do mglejarek są też inne gatunki muchomorów - rdzawobrązowy, oliwkowy czy złotawy. Wszystkie te gatunki muchomorów mają dość zmienną barwę, zależną od miejsca, w którym rosną oraz warunków atmosferycznych.
środa, 28 października 2015
Brak prądu
Zaczęły się długie, jesienne popołudnio-wieczory, ciemne i zamglone, kiedy do głosu dochodzą niedźwiedzie geny (które podobno nie wszyscy posiadamy) pchające poziewującego człowieka w objęcia Morfeusza czekającego w cieplutkiej pościeli. Przez dwa dni wracałam z Michałkiem i Krzysiem z popołudniowych zajęć w ciemnościach rozświetlonych księżycem w pełni. Wchodziliśmy do ciemnego mieszkania, a chłopcy oddawali się spokojnym, stacjonarnym zabawom, czekając tylko na hasło do mycia, bajki i spania.
wtorek, 27 października 2015
Koński wtorek
Odwiozłam dzieciarnię do szkoły i zerówki, a sama przebiłam się przez spowity gęstą mgłą Kraków, aby zająć się czworonożną menażerią, która od soboty miała dni wolne od pracy. Kiedy dotarłam na miejsce, powitał mnie widok z powyższej fotki - cała okolica zasłonięta była mgłą, a pojedyncze promienie słońca, którym udało się przebić przez chmury, padły dokładnie na dwa złociste drzewa rosnące na szczycie padoku.
niedziela, 25 października 2015
Orawskie ostatki
Po bezchmurnej nocy nastał mroźny poranek, który przymrozkiem posrebrzył trawniki. Jeszcze przed wschodem słońca przystąpiłam do realizacji dzisiejszego planu - najprawdopodobniej ostatniej jesiennej wyprawy na Orawę. Wymarzyły mi się koźlarzowe stada, które zamierzałam pozyskać na moich ulubionych terenach i szczegółowo opracowałam trasę poszukiwań.
Kiedy prowiant na drogę znalazł się w jednym z koszyków, menażeria zaczęła się budzić, a wraz z nią wstawało słoneczko. Niestety, Michałek i Krzyś powstawali na lewe nogi i do pierwszego starcia doszło już w łazience podczas porannej toalety. Rozdzieliłam wojowniczo nastawionych chłopców i po krótkim kazaniu wyszliśmy z domu.
Po drodze zatrzymaliśmy się, aby oddać głosy w wyborach (Pawełek chciał to zrobić w drodze powrotnej, ale uświadomiłam mu, że wtedy będzie się z nas sypać ściółka leśna, a z butów poodpadają kawałki błota, a ja na pewno wtedy nie pójdę). W drodze chłopcy w drugim rzędzie rozrabiali jak pijane zające - albo zaśmiewali się do rozpuku, albo się kłócili. Wizja grzybobrania z tak nastawionymi dzieciakami stawała się coraz bardziej ponura.
piątek, 23 października 2015
Tramwaj XXI wieku
Nieczęsto jeżdżę komunikacją miejską, bo nie muszę codziennie być w centrum miasta. Kiedy już taka konieczność mnie dopada, najchętniej jadę na rowerze albo idę na piechotę. Dzisiaj też planowałam wykorzystanie mojego jednośladu, ale siąpiący deszcz i niezbyt przyjazna poranna temperatura, sprawiły, że wybrałam tramwaj.
Zakupiłam bilet w automacie (wielkie ułatwienie - nie trzeba iść do kiosku, mówić dzień dobry, poproszę i dziękuję) i szybko wsiadłam do wagonu. Miejsc wolnych było sporo, więc zajęłam siedzenie przy oknie. Po przejechaniu jednego przystanku, wyglądanie przez zaparowaną szybę mnie znudziło i spojrzałam na moich współtowarzyszy podróży. Spojrzałam i poczułam się nieswojo.
czwartek, 22 października 2015
Leśna niespodzianka
Miałam wczoraj ważną misję do wypełnienia, parę kilometrów za Krakowem. Mżawka spokojnie spadała na ziemię z szarych chmur i atmosfera była, delikatnie mówiąc, ponura. Sprawę załatwiłam błyskawicznie i wpadłam na genialny pomysł - skoro jestem już w połowie drogi do mojego najbliższego lasu, to nie można nie skorzystać z takiej okazji, jaka się nadarzyła. W bagażniku mam zawsze niezbędnik koński i grzybiarski - gumowce, kurtkę do ciurania w lesie i jakiś koszyk, więc byłam doskonale przygotowana do wyprawy.
środa, 21 października 2015
Krzychu robi zakupy
Po ubiegłotygodniowym ataku straszliwej zimy (lub tez po straszliwym ataku zimy - w zależności od tego czy bardziej chcemy się bać zimy, czy też ataku), kiedy to odcinek drogi pokonywany zazwyczaj w ciągu 10 minut, zajął mi godzinę, wdrapałam się na wysokość pawlacza, aby wydobyć z jego czeluści te wszystkie kurtki, czapki, szaliki i buciki. Nastąpiły przymiarki, bo wiadomo przecież, że dziecinne rzeczy uwielbiają się kurczyć, kiedy tylko zostaną odłożone na dłużej niż parę dni. Oczywiste było, że nas ta właściwość ubraniowa nie ominie i trzeba było sprawdzić, które to części garderoby Michałka i Krzycha nie chcą nam już służyć.
poniedziałek, 19 października 2015
Czym październikowy las zachwycił nas
Poranek dobijał się do okien słonecznymi promieniami, zachęcając do szybkiego opuszczenia łóżkowych pieleszy. Pogoniłam zatem menażerię do ekspresowego mycia, jedzenia i wychodzenia. Celem był Las Bronaczowa, od strony Radziszowa.
Opuszczaliśmy nasze osiedle w promieniach słońca, ale już po kilku kilometrach wpadliśmy w gęsty tuman mgły spowijającej łąki i przydrożne zagajniki. Od razu pomyślałam sobie, że będziemy mieć w lesie cudne widoki, kiedy słońce rozproszy mgliste zasłony. I nie pomyliłam się, o czym możecie się przekonać podążając teraz naszym słoneczno - grzybowym szlakiem.
niedziela, 18 października 2015
Popołudnie na "ujotach"
Prognozy na sobotę nie były zachwycające - przez cały dzień miał padać deszcz, a w radiu straszyli nawet burzami (wszak naród powinien się czegoś bać, choćby burzy jakiejś październikowej). Uzgodniliśmy zatem, że ze względu na rekonwalescenta Michałka, chłopaków odstawię na warsztat, do ich śrubek, tokarek, pił i wielu, wielu innych zabawek, a sama pojadę zająć się kopytnymi członkami menażerii.
Kiedy pracowałam z konikami, nie spadła ani kropla deszczu, a temperatura była bardzo przyjazna. Żałowałam, że chłopcy siedzą w zamkniętym pomieszczeniu, kiedy jest tak pięknie. I wtedy wymyśliłam, że muszą się trochę przewietrzyć po południu.
sobota, 17 października 2015
Grzybowe dyskusje z Krzysiem
Jeszcze raz zapraszam Was na spacer po Lipówce. Tym razem zamiast moich uroczych fotek, możecie zobaczyć jak z Krzychem szukamy grzybków i podsłuchać o czym dyskutujemy. Sama się uśmiałam, kiedy po kilku dniach słuchałam naszych rozmów zarejestrowanych przez kamerę. Pierwsze nagranie to chwila znalezienia pierwszego ozorka dębowego. To dopiero początek! zapraszam na kolejne filmiki.:)
piątek, 16 października 2015
Hubertus2015 - lisie nagranie
czwartek, 15 października 2015
W rezerwacie Lipówka
Kiedy w niedzielę zbieraliśmy z Krzysiem czubajki gwiaździste w Puszczy Niepołomickiej, nie odmówiłam sobie przyjemności odwiedzenia najładniejszego, moim zdaniem, zakątka w tym kompleksie leśnym - rezerwatu Lipówka.
Pogoda w tym dniu - zimna i wietrzna nie zachęcała do wielogodzinnych wędrówek, ale ja najchętniej spacerowałabym tam do zmroku. Dobrze, że był ze mną Krzyś, który obiema nogami twardo stoi na ziemi i przywołał mnie do rzeczywistości swoim stwierdzeniem, że jest zimno, a brzuszek daje znać, że to już pora obiadowa nastała. Mimo takich okoliczności przyrody, udało nam się nieco połazić po Lipówce i trochę jej uroków uwiecznić, dzięki czemu mogę zaprosić Was teraz na spacer w tym uroczym miejscu.
wtorek, 13 października 2015
W pogoni za lisem - Hubertus 2015
Kiedy już dzieciarnia została nagrodzona po zakończonym konkursie i objadła się znalezionymi wokół stajni cukierkami, zmieniłam konia - nadszedł czas przygotowania do gonitwy - najważniejszego punktu hubertusowej imprezy. Część osób stacjonujących ze swoimi końmi w węgrzczańskiej stajni oddała lisa walkowerem i nie zdecydowała się na uczestnictwo w pogoni za mną. Ale kilka odważnych rumaków szykowało się do wyjazdu wraz z Latoną.
poniedziałek, 12 października 2015
Puszczańskie czubajki
Dzisiaj podzieliliśmy się na zajęcia w podgrupach - Michałek z Pawełkiem pojechali popracować "na warstacie" (Michałek nieco niedomaga od kilku dni, więc spacer nie był dla niego na dzisiaj dobrym pomysłem), a ja z Krzychem pojechaliśmy do Puszczy Niepołomickiej, aby zapolować na upragnione kanie. Po drodze snuliśmy oczywiście plany na temat naszych zbiorów i tego, na co je przerobimy i jak się objemy... Krzychu nie mógł się zdecydować, który dzień jest "najlepszym w jego życiu" - czy wczorajszy, hubertusowy, dzisiejszy - grzybowy, czy tez jutrzejszy, kiedy będzie trening piłki nożnej... Wspólnymi siłami ustaliliśmy, że Krzyś ma same najlepsze i najszczęśliwsze dni w życiu, bo codziennie może robić coś wspaniałego. Na takich dyskusjach minęła nam droga. Byliśmy w lesie.
niedziela, 11 października 2015
Konkurs tatarski, czyli najmłodsi pokonują przeszkody
Nadeszła w końcu długo oczekiwana hubertusowa sobota - dzień od świtu słoneczny i wietrzny. Zapakowaliśmy się tuż po szybkim śniadanku do Doblowoza i ruszyliśmy do stajni. Trzeba było przygotować plac konkursowy dla dzieci oraz miejsce imprezowe dla dorosłych.
Kiedy tylko udało się ogarnąć i wykonać wszystkie niezbędne czynności organizacyjne, najmłodsi, których ilość znacznie wzrosła wraz z upływającym czasem, zaczęli dopytywać, kiedy wreszcie zaczną się ich starty. Wpuszczeni na plac manewrowy "na sucho", czyli bez swoich rumaków, prawie roznieśli pozoranta na strzępy i trzeba ich było hamować w wojennych zapędach. Podstawiłam im zatem konie do czyszczenia.
piątek, 9 października 2015
Trening przedhubertusowy podstępnym okiem kamery widziany
Pierwsze nagranie to jazda kłusem na pierwszej prostej po wyjeździe ze stajni.
Sposób na jesienne popołudnie
Któż z nas, dziecięciem będąc jeszcze nie zbierał jesienią kasztanów i żołędzi? Chyba wszyscy mieliśmy manię pozyskania jak największej ilości tych wrześniowo - październikowych skarbów. Pamiętam, jak wracając ze szkoły, chodziliśmy całą bandą pod wielkiego kasztanowca, do którego rzucaliśmy gałęziami leżącymi na ziemi, aby strącić jak najwięcej owoców. I pamiętam jak przeganiała nas stamtąd pani mieszkająca w domku obok, która nie trawiła naszych okrzyków radości wybuchających po każdym kolejnym kasztanku, jakiego udało nam się zdobyć. Dawne to były czasy... Oj dawne...
Kiedy już byłam całkiem dużą dziewczynką, a nie miałam jeszcze własnych pociech, też jesienią zawsze podnosiłam spotkane gdzieś tam przy okazji jakiegoś spaceru kasztanki i zawsze miałam kilka upchanych po kieszeniach.:) A teraz znowu mogę, bez obciachu, urządzać wyprawy, których jedynym celem jest nazbieranie jesiennych eksponatów.
czwartek, 8 października 2015
Krótka historia pewnej przesyłki i jednej z firm kurierskich
Kiedy wróciliśmy do Krakowa po lipnickich wakacjach, nastawiłam się na zakup małego siodełka sportowego dla dzieci, bo sprzęt, który posiadam, doskonale spisuje się w trakcie oprowadzanych spacerów, ale do poważniejszych treningów już taki rewelacyjny nie jest. Rozpuściłam więc wici wśród znajomych koniarzy, żeby dali mi znać, jak będą coś wiedzieć na temat interesującego mnie siodła, które można byłoby kupić za przystępną cenę.
wtorek, 6 października 2015
Maślakowe zaskoczenie
Przenajróżniejsze już grzybki znajdowałam w mieście - od niejadalnych, które pojawiają się najczęściej, poprzez pieczarki miejskie i czernidłaki kołpakowate, które niejednokrotnie rosną na trawnikach masowo, po nadrzewne zimówki i boczniaki czy nakorowe smardze, a nawet takie rarytasy jak koźlarze babki czy pojedynczy koźlarz pomarańczowożółty. Tym razem jednak grzyby, nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni, zaskoczyły mnie swoją nieprzewidywalnością. A było to tak...
poniedziałek, 5 października 2015
Za kilka dni
Już w najbliższą sobotę odbędzie się tegoroczny hubertus, czyli pogoń za lisem - impreza kończąca sezon jeździecki. Tak naprawdę to sezon nigdy się nie kończy, bo koni nie odstawia się do garażu na zimę, ale wszelkie zawody hippiczne przenoszą się spod otwartego nieba do hal, więc kończy się sezon startów na świeżym powietrzu. I tak naprawdę, hubertus powinien odbywać się 3 listopada, kiedy obchodzone jest święto patrona myśliwych i jeźdźców. Jednak ze względu na pogodę, imprezy hubertusowe rozpoczynają sie już w październiku.
W tym roku ja i jeden z moich rumaków wystąpimy na hubertusie w rolach głównych już po raz czwarty z rzędu. Przygotowujemy się do tego występu bardzo sumiennie, aby zapewnić oglądającym widowisko pełne pozytywnych wrażeń. Hubertus to nie tylko gonitwa, ale również zabawy dla najmłodszych, okazja do spotkań towarzyskich, ognisko, bigos i rozluźniające trunki dla tych, którzy nie muszą już w tym dniu nikogo ani niczego prowadzić i mogą liczyć na to, że jakaś dobra dusza doprowadzi ich we właściwe miejsce.:)
Zanim będziemy się napawać wrażeniami z tegorocznej imprezy, zebrałam garść wspomnień z węgrzczańskich hubertusów, w których mieliśmy przyjemność uczestniczyć.
niedziela, 4 października 2015
Na Orawie wreszcie sypnęło grzybem!
Nadeszła niedziela, a z nią okazja na spędzenie całego dnia z moją dwunożną menażerią w lesie i jego przyległościach. Zaczęłam dzień od przygotowania prowiantu na leśną eskapadę, bo siły moich chłopaków trzeba dość często regenerować jakimś posiłkiem, aby uniknąć zbędnego marudzenia. Jednak malkontenctwo jest nieuniknione - kiedy zarządziłam zabranie trzech koszyków, Pawełek zaczął krakać, że nie będzie co do nich włożyć i w ogóle cały wyjazd z nastawieniem na pozysk jest bez sensu, bo na pewno żadne grzyby nie wyrosły.
Aby nie wozić Doblowozem nadmiaru powietrza, oprócz siebie i swoich betów, upchaliśmy jeszcze ciocię Anię, która wyraziła chęć towarzyszenia nam w wycieczce. To bardzo miłe, a równocześnie wygodne towarzystwo, bo uwaga Michałka i Krzysia skupia się głównie na cioci, która z zainteresowaniem wysłuchuje różnych historii i sama też wiele ciekawostek potrafi wygrzebać na poczekaniu.:)
sobota, 3 października 2015
Już za dziewięć miesięcy!
Wrzesień minął niepostrzeżenie, więc kolejne miesiące przemkną zapewne w równie szybkim tempie. I znowu będzie lato, wakacje i wszystkie związane z nimi atrakcje. Ale zanim to nastąpi, trzeba uzbroić się w cierpliwość i pokonywać z uśmiechem na buzi codzienne trudy szkolnego życia, z jego radościami, smutkami, sukcesami i porażkami. Dzisiaj pokuszę się o krótkie podsumowanie pierwszego miesiąca szkolnej edukacji Michałka i prawie szkolnej Krzysia.
piątek, 2 października 2015
Skazana na szmaciaki i anyżową woń
Nocny przymrozek pobielił dach pobliskiego przedszkola (widziany przez okno) i oszronił zielone jeszcze trawniki. Słoneczko jednak wstało uśmiechnięte i wypoczęte przez kilka ostatnich dni, kiedy to skrywało swoje oblicze w szarych chmurach. Dzisiaj postanowiło świecić. I ja tu w taki piękny pierwszopaździernikowy dzień wytrwać w czterech ścianach? No jak??? Się mi nie udało. Zwolniłam się z obowiązków i rozpoczęłam przebijanie się przez Kraków opanowany przez protestujących taksówkarzy i "naszych kochanych studentów" (tekst z radia), którym się zdawało, że zajadą przed swoje uczelnie tak samo szybko jak przed remizy "na wioskach", z których dojechali do miasta "po naukę". Abstrahując od grzybków, po które się wybrałam przez miasto, wojna o krakowski smog rozbija się o tysiące samochodów stojących każdego dnia w korkach. Ale udało się - po godzinie zaparkowałam na leśnym parkingu.
czwartek, 1 października 2015
Na Polach Chwaly - największa atrakcja
Największą atrakcją tegorocznych Dni Chwały w Niepołomicach był czołg, który rozjeżdżał swoimi gąsienicami błotnistą nawierzchnię ujeżdżalni tamtejszego klubu jeździeckiego. Od samego naszego przyjazdu na imprezę to właśnie wokół czołgu przetaczały się największe tłumy. My również poszliśmy tam na chwilę na samym początku i jak się później okazało, dobrze uczyniliśmy, bo w miarę przybywania kolejnych odwiedzających, do tanka było się coraz trudniej dopchać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)