Pamiętacie powieść Z.Nałkowskiej "Granica"? Wiem, wiem... Szkoła, lektury obowiązkowe, sprawdziany... Kto by to pamiętał. Ja też nie pomnę dokładnie, ani ze szkoły, ani ze studiów, ale nie wiedzieć czemu, kiedy oglądałam zdjęcia Pawełka, przypomniały mi się fragmenty tejże lektury. Właściwie to nie fragmenty, a cytaty, których pewnikiem dosłownie nie przytoczę, bo zawsze przejawiałam tendencję do przerabiania dobrych sentencji na jeszcze lepsze.:) Od popołudnia "kotają" (wg Michałkowego słownika - kręcą) mi się po czaszce i spokoju dać nie chcą: "Jest taka granica, której nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą." i "Nie jest się takim jak myślimy o sobie sami, jest się takim jak myślą o nas inni."
Nie wiedzieć czemu, a może wiedzieć - szereg ostatnio doświadczonych zdarzeń, rozmów i dyskusji sprowadził na mnie skojarzenia, którym oprzeć się nie sposób. Z obserwacji moich wynika bowiem, że granice są płynne, zmieniają się, znikają, przesuwają tak, by było nam wygodnie. Odnoszę nieodparte wrażenie, że ludzie z wiekiem stają się coraz większymi konformistami, którzy gotowi są zrobić wszystko, aby tylko mieć święty spokój. Godzą się na narzucone przez społeczeństwo zasady, choć wcale nie są to ich zasady. Granica się przemieszcza. A może znika?
Nie potrafię tak. Uwiera mnie każdy krok w stronę moralnego wygodnictwa. Dlaczego na niepokornego piętnasto- czy dwudziestolatka patrzy się z przymrużeniem oka, a na mnie, jak na jakieś zjawisko z Księżyca rodem? Czy to już przejaw nietolerancji, czy po prostu spojrzenie na rzeczywistość przez pryzmat archetypów stawiających mnie w rzędzie tych, którzy powinni siedzieć cicho i cieszyć się, że mogą żyć w tak cudownym świecie?