Pamiętacie powieść Z.Nałkowskiej "Granica"? Wiem, wiem... Szkoła, lektury obowiązkowe, sprawdziany... Kto by to pamiętał. Ja też nie pomnę dokładnie, ani ze szkoły, ani ze studiów, ale nie wiedzieć czemu, kiedy oglądałam zdjęcia Pawełka, przypomniały mi się fragmenty tejże lektury. Właściwie to nie fragmenty, a cytaty, których pewnikiem dosłownie nie przytoczę, bo zawsze przejawiałam tendencję do przerabiania dobrych sentencji na jeszcze lepsze.:) Od popołudnia "kotają" (wg Michałkowego słownika - kręcą) mi się po czaszce i spokoju dać nie chcą: "Jest taka granica, której nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą." i "Nie jest się takim jak myślimy o sobie sami, jest się takim jak myślą o nas inni."
Nie wiedzieć czemu, a może wiedzieć - szereg ostatnio doświadczonych zdarzeń, rozmów i dyskusji sprowadził na mnie skojarzenia, którym oprzeć się nie sposób. Z obserwacji moich wynika bowiem, że granice są płynne, zmieniają się, znikają, przesuwają tak, by było nam wygodnie. Odnoszę nieodparte wrażenie, że ludzie z wiekiem stają się coraz większymi konformistami, którzy gotowi są zrobić wszystko, aby tylko mieć święty spokój. Godzą się na narzucone przez społeczeństwo zasady, choć wcale nie są to ich zasady. Granica się przemieszcza. A może znika?
Nie potrafię tak. Uwiera mnie każdy krok w stronę moralnego wygodnictwa. Dlaczego na niepokornego piętnasto- czy dwudziestolatka patrzy się z przymrużeniem oka, a na mnie, jak na jakieś zjawisko z Księżyca rodem? Czy to już przejaw nietolerancji, czy po prostu spojrzenie na rzeczywistość przez pryzmat archetypów stawiających mnie w rzędzie tych, którzy powinni siedzieć cicho i cieszyć się, że mogą żyć w tak cudownym świecie?
Trochę się wyżyłam filozoficznie, a może ulałam trochę z czary goryczy, zbyt już napełnionej. Teraz się już tak szybko nie przeleje, więc mogę z uśmiechem wkroczyć do akcji na granicy, której już nie ma w realu, ale wciąż żyje w świadomości.
Na koniec wakacji udało mi się namówić Pawełka, żeby na własnych odnóżach powędrował do granicznej łąki i popełnił parę fot ze mną i Latoną w rolach głównych. I powędrował Pawełek wraz z dzieciarnią powierzoną opiece cioci Ani, która spaceru zażyć z nami musiała.
I Latona ze mną na grzbiecie do granicznej łąki doszła, podekscytowana towarzystwem i tym, że coś innego niż zwykle podczas spaceru dziać się będzie. Graniczna łąka - miejsce urocze, oddychające przestrzenią i wolnością, wolnością, którą ciągle ścigam. Po granicy można hulać bezpiecznie - staż jej nie pilnuje, a ostatnie tabliczki "Pozor! Statna hranica." wylądowały w kolekcjonerskich zasobach.
Galopujemy pokonując kolejne granice - szybkości, wytrzymałości, możliwości. Pawełek foci.
Trochę zwrotów, zmiany nóg w galopie, zakręty, zwroty - Latona zaczyna się popisywać i jest coraz bardziej nabuzowana. Urodzona, długonoga modelka.
Chłopcy korzystają z granicznych pozostałości, które są doskonałymi przyrządami gimnastycznymi, na których można robić rozmaite akrobacje.
Michałek pyta czy pokażę jak wygląda galop szybszy od dzikiego. Trudne zadanie. Ale czegóż się nie robi dla własnego dziecka, które akurat taką ma potrzebę.
Odfruwamy dając z siebie wszystko. Czuję każdy pracujący mięsień Latony - robimy to, co kochamy najbardziej przekraczając granice między ziemią, a nieboskłonem. Tę granicę lubię chyba najbardziej - wtedy jestem naprawdę sobą i wiem, że nic mnie nie zatrzyma. A jak widzą to inni? Ci, którzy kochają - pokazują fotki, a tych, którzy widzą inaczej... Powinni założyć okulary.
Zdjęcia nie wyszły Pawełkowi tak, jakby sobie tego życzył, ale dostrzegł swoje błędy i złożył na moje ręce samokrytykę, co go w oczach moich rehabilituje całkowicie. Następnym razem, jeśli mnie posłucha, będzie lepiej.:)
Babia wyszła doskonale - cały czas przyglądała się naszym zmaganiom z okolicznościami przyrody, jakie nas na granicy spotkały. I pozostała niewzruszona na wieki - ponadczasowa i niezmiennie potężna. Ona może mieć wszelkie granice w głębokim poważaniu.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz