Nadszedł ostatni dzień starego roku. Michaś i Krzyś mają wolne od szkolno - zerówkowych zajęć i stwierdzili, że chcą sylwestrowe przedpołudnie spędzić w stajni. Nie chodziło im bynajmniej o to, żeby jeździć konno, tylko pobawić się na stajennym podwórku. Nie miałam nic przeciwko tej formie spędzenia wolnego dnia, więc ubrałam chłopców w kilka ciepłych warstw (na termometrze było -10) i ruszyliśmy do koni.
czwartek, 31 grudnia 2015
środa, 30 grudnia 2015
Pierwszy ząbek i wróżka Zębuszka
Koleżanki i koledzy Michałka już od pierwszego półrocza w zerówce uśmiechali się szczerbatymi paździapkami - wymieniali swoje mleczaki na "prawdziwe" zęby i opowiadali historie o wróżkach Zębuszkach, które w zamian za ząbki dawały pieniążki. Michałek oglądał swoje uzębienie w lustrze, sprawdzał czy któryś ząbek nie ma ochoty opuścić swojego miejsca, ale wszystkie twardo trzymały się podłoża. Dopiero kilka dni temu doczekał się na swoją pierwszą szczerbę w równiutkim rządku mleczaków.
wtorek, 29 grudnia 2015
W forcie Borek
Michałek ma obecnie swoje pierwsze szkolne ferie świąteczne. Wczoraj, w pierwszy dzień po powrocie z wyjazdu świątecznego, musiał ze mną trochę popracować, ale dzisiaj zorganizowaliśmy sobie bardzo przyjemną wycieczkę. Po odwiezieniu Krzysia do zerówki, pojechaliśmy do cioci i jej dwóch dziewczynek i razem wyruszyliśmy na zwiedzanie miejsca, do którego mnie i mojej menażerii jeszcze nie udało się dotrzeć, mimo że znajduje się bardzo blisko naszego domku. Kierunek wyprawy został zaproponowany przez nasze współtowarzyszki.
poniedziałek, 28 grudnia 2015
Pożegnalny spacer
Wszystko się kiedyś kończy, zatem i nasze muszyńskie świętowanie dobiegło kresu. Przed odjazdem pogoniłam jeszcze menażerię na krótki pożegnalny spacer. Tym razem nie poszliśmy do błotnistego lasu, tylko kulturalnie, w wymytych Pawełkiem butach przemierzaliśmy deptak nad rzeczką Muszynką.
sobota, 26 grudnia 2015
Ekstremalny spacer w gęstej mgle
Na spacer w drugi świąteczny dzień wybraliśmy Tylicz, gdzie nogi nasze jeszcze nigdy żadnych ścieżek nie przedeptały. Do wyboru tego miejsca zachęcali nas Gospodarze, bowiem tam znajduje się agroturystyka ze stadniną, w której ich córka Zosia uczy się jazdy konnej. Zapakowaliśmy więc prowiant, koszyk, Zosię, siebie i ruszyliśmy w stronę Tylicza. Po drodze zaczęło przebłyskiwać słoneczko i myśleliśmy, że będziemy mieli piękną pogodę. Tymczasem na granicy miejscowości, do której zmierzaliśmy stała szara zapora mgielna, która co prawda wpuściła nas za swoje zasłony, ale na jakiekolwiek widoki szans żadnych nie było.
piątek, 25 grudnia 2015
W rezerwacie Obrożyska
Kolejny poranek spowity gęstą mgłą, a my szykujemy się do realizacji wycieczkowego planu - zwiedzenia lipowego rezerwatu Obrożyska, zdobycia szczytu Mikowej Góry i nazbierania grzybków. Nasza muszyńska gospodyni pożyczyła nam koszyk, żebyśmy nie musieli dręczyć naszych zbiorów w foliowych reklamówkach (przytomnie stwierdziłam, że wystarczy nam najmniejszy koszyczek), spakowaliśmy prowiant i tuż po śniadaniu wyruszyliśmy w kierunku wejścia do rezerwatu.
czwartek, 24 grudnia 2015
Jak menażeria Wierchomlę zdobywała
Dojście do bacówki pod Wierchomlą zostało zaplanowane już w Krakowie- Pawełek chciał odwiedzić miejsca, które pamiętał z rowerowych wycieczek sprzed lat. Poza tym miał w planie zjedzenie na górze jajecznicy z kiełbasą, bo przecież w schroniskach ZAWSZE jadło się właśnie to danie.:)
środa, 23 grudnia 2015
Fenomenalne grzybobranie w Muszynie
Rozpoczęliśmy menażeryjne świętowanie - opuściliśmy Kraków w promieniach mocno przygrzewającego słoneczka. Ta cieplutka świetlistość towarzyszyła nam do Rytra, gdzie zostaliśmy wchłonięci przez mgielne opary połączone z chmurami, z których jednak nic nie wyciekało (na szczęście). Taką samą pogodą powitała nas Muszyna. Temperatura była też znacznie mniej przyjazna dla ciepłolubnych stworzeń. Dobrze, że wspaniali nasi muszyńscy Gospodarze podgrzali atmosferę szerokimi uśmiechami i uroczym powitaniem w willi nomen omen "Urocze".
wtorek, 22 grudnia 2015
Już spakowani! Prawie...
Przedświąteczne szaleństwo trwa w Krakowie od dobrych dwóch tygodni - ruch w pobliżu centrów handlowych podwoił się albo potroił (nie wszystkie newralgiczne miejsca udaje się ominąć podczas codziennego przemieszczania się po mieście), parkingi przed galeriami pękają w szwach - zakupy, zakupy, ZAKUPY... Witajcie święta!
Przedświąteczna gorączka, w której nie uczestniczymy dopada nas na każdym kroku - zmęczeni zakupami, rozzłoszczeni kierowcy stali się jeszcze mniej uprzejmi niż zazwyczaj... Klaksony, wygrażanie pięścią przez szybę, pukanie się w czoło... Oj, można się napatrzeć. Witajcie święta!
U mnie i mojej menażerii przygotowania świąteczne zaczęły się i prawie zakończyły dzisiaj - bagaże spakowane, Michaś i Krzyś kombinują jeszcze jak upchnąć więcej zabawek do plecaków, a Pawełek ładuje baterie do swoich zabawek. Jutro jedziemy. Kolejny raz w to samo miejsce - do Muszyny. Chciałam inaczej spędzić te kilka wolnych dni, ale zostałam przegłosowana 1 : 3.
poniedziałek, 21 grudnia 2015
Pożegnanie jesieni
Nadszedł ostatni dzień tegorocznej jesieni, wyjątkowo ciepłej i przyjaznej wszelkiemu stworzeniu. Pożegnałam tę porę roku w towarzystwie mojej czworonożnej menażerii, która rozpocznie zimę tygodniem wolnym od mojego towarzystwa. A jak nas jesień pożegnała?
niedziela, 20 grudnia 2015
Koszyk prawie pełny! I to jesiennych grzybków!
Sobota rozpieściła nas iście wiosenną aurą, więc na niedzielne grzybobranie nastawiłam się bardziej na grzyby jesienne niż zimowe. Wybrałam las koło Skały, gdzie w październiku widziałam liczne zastępy maleńkich pieprzników trąbkowych. Liczyłam na to, że część z nich przetrwała przymrozki i czeka na mnie i moją menażerię, aby wskoczyć do naszego koszyka.:) Marzył mi się ponadto sosik z moich ulubionych grzybków, świeżych grzybków (suszonych pieprzników trąbkowych mam jeszcze spory zapas). Pawełek stwierdził nawet, że kiedy mówiłam o jedzeniu leśnej świeżyzny, miałam rozanieloną minę.
Niedziela obudziła się spowita wyziewami krakowskiego smoka i widoczność kończyła się na ścianie najbliższego bloku. Moim chłopakom wcale nie chciało się opuszczać ciepłego domku, aby wejść w wilgotne i aż gęste powietrze. Ale plan jest planem, więc pogoniłam towarzystwo i pojechaliśmy.
sobota, 19 grudnia 2015
Nocne wędrówki ludów
Do świtu jeszcze sporo zostało... Tak to już jest w te najkrótsze dni w roku. Budzę się w Michałkowym łóżku przywalona prawą ręką i lewą nogą posapującego, głęboko uśpionego Krzycha. Powoli zsuwam z siebie obce odnóża i powoli rozprostowuję moje ugniecione "body". Gramolę się z dolnego poziomu piętrowego łóżka i zerkam do drugiego pokoju, gdzie na moim miejscu śpi spokojnie, z szeroko rozłożonymi członkami Michałek. Pawełek pochrapuje wciśnięty w kącik naszego obszernego łóżka.
piątek, 18 grudnia 2015
Szkolna imprezka
W środę odbyła się pierwsza wywiadówka w Michałkowej klasie. Poszedł na nią oczywiście Pawełek, który uwielbia takie spotkania. A jak jeszcze wysłuchał w trakcie zebrania pochwał pod adresem naszego synka, był już zachwycony.
Ale nie o zebraniu chciałam dzisiaj pisać (bo nie było na nim nic niezwykłego; gdyby Michaś coś narozrabiał, byłby ciekawy temat;)), tylko o przedświątecznej imprezie dla uczniów, ich rodziców i nauczycieli. A było to tak...
Ale nie o zebraniu chciałam dzisiaj pisać (bo nie było na nim nic niezwykłego; gdyby Michaś coś narozrabiał, byłby ciekawy temat;)), tylko o przedświątecznej imprezie dla uczniów, ich rodziców i nauczycieli. A było to tak...
środa, 16 grudnia 2015
Jest taki dzień
Jest taki dzień, całkiem ciemny, bury i ponury, który od początku aż kipi nic-niechceniem. Nastał nam dziś taki dzień właśnie. Rozpoczął się od moich rozpaczliwych prób wygonienia Michałka i Krzysia z łóżka, które tajemniczą mocą trzymało ich pod kołderkami nie chcąc pozwolić na podjęcie jakiegokolwiek działania. "Jeszcze trochę, jeszcze odrobinkę" przeciągało się niemiłosiernie i byłam zmuszona zadziałać brutalnie i zabrać chłopcom pościel. Powlekli się do łazienki mamrocząc pod nosami, że mają okrutną matkę...
Ubieranie się, jedzenie śniadania i wyjście do szkoły też trwało dłużej niż zazwyczaj - za oknem, mimo uciekającego czasu, było ciągle ciemno, mgliście i wilgotno. Tak naprawdę to nikomu się nie chciało opuszczać domowych pieleszy.
poniedziałek, 14 grudnia 2015
Pod Babią już zimowo
Niedziela powitała nas siąpiącym deszczem i mocnymi podmuchami zimnego wiatru. Pawełek obiecywał, że pogoda się poprawi i rozpieści nas, podobnie jak w sobotę. Wyruszyliśmy w drogę do Lipnicy. Za szybami przesuwały się widoki bardziej jesienno-wiosenne niż zimowe, a śnieg bielił się tylko na szczytach gór.
W Rabce deszcz ustał, a na niebie było coraz więcej błękitu wypierającego szare, nasiąknięte wodą chmurzyska. Na podwórko naszych lipnickich gospodarzy wjechaliśmy w promieniach słońca roztapiających cieniutką śnieżną powłokę. Szybciutko się przywitaliśmy, zabraliśmy Asię i pojechaliśmy w kierunku Babiej, aby sobie pospacerować i poszukać ostatniego borowika (to był mój osobisty plan).
sobota, 12 grudnia 2015
Żelki i galaretki z grudniowego lasu
Nie zawsze zimowe wyjście do lasu owocuje znalezieniem i pozyskaniem smacznych grzybków zimowych - boczniaków, zimówek czy uszaków. Może się zdarzyć tak, że do koszyka nic nie trafi, ale to nie znaczy, że leśny spacer będzie czasem zmarnowanym. Samo przebywanie w urokliwych okolicznościach przyrody jest czystą przyjemnością, którą możemy ubogacić obserwacją grzybowych gatunków, którymi co prawda nie napełnimy brzuchów, ale możemy nacieszyć oczy. Oczywiście najczęściej na naszej drodze pojawią się rozmaite grzybki nadrzewne, zwane popularnie hubami, ale oprócz nich możemy zimą spotkać sporo delikatnych grzybków o konsystencji żelkowo - galaretkowej. Zapraszam do zapoznania się z kilkoma przedstawicielami tej grupy.
piątek, 11 grudnia 2015
Mroźny piątkowy poranek
Drugi piątek z rzędu zaczął się cudnie. Przymroziło tylko konkretniej niż tydzień temu, ale słoneczko operowało ostro na nieboskłonie od samego świtu. Nie potrafiłam pozostać obojętna na takie urocze wezwanie do wędrówki i znowu poszłam sobie okrężną drogą.:) Miałam co prawda lekkie wyrzuty sumienia, że tak sobie pozwalam na delikatną bumelkę, ale szybko je uciszyłam przywołując bardzo mądre stwierdzenie, że powinno się być dla siebie dobrym. No to byłam i sobie poszłam w kierunku Zakrzówka.
środa, 9 grudnia 2015
Na Kopcu Piłsudskiego
Spacerując po Lasku Wolskim i szukając grzybków zimowych, dotarliśmy w pobliże Kopca Piłsudskiego. Michaś i Krzyś nigdy nie przepuszczą okazji, żeby wdrapać się na szczyt. więc i tym razem było podobnie - oprócz zdobycia szczytu mieli w planie pozyskanie flagi. Krzysiowi marzy się polska flaga powiewająca na naszym balkonie i doszedł do wniosku, że najłatwiejszym sposobem wejścia w posiadanie takowej będzie zdobycie jej na przykład ze szczytu kopca.:)
wtorek, 8 grudnia 2015
Mikołajowe szaleństwo
W tym roku Mikołaj poroznosił prezenty dla Michałka i Krzycha w tyle miejsc, że szaleństwo rozpakowywania i zabawy trwa nieprzerwanie od piątku, kiedy to chłopcy, po powrocie ze szkoły, odkryli, że ich grudniowy idol wpadł na chwilę przez specjalnie w tym celu otwarte okno i coś dla nich zostawił. A było to tak...
niedziela, 6 grudnia 2015
Udane grudniowe grzybobranie
Kolejny piękny, niemal wiosenny dzień mieliśmy dzisiaj. Rozpieszczeni nieco przez Mikołaja chłopcy nie mogli się rano zebrać do wyjścia, bo nowe zabawki z siłą magiczną trzymały ich w domu. Zadziałała dopiero obietnica, że będą się mogli bawić całe popołudnie. Udało się wreszcie ubrać i ruszyć na podbój lasu. Tym razem zaczęliśmy wędrówkę u stóp klasztoru na Bielanach.
sobota, 5 grudnia 2015
W przedświatecznym Krakowie
Jako rodowici krakowianie mieszkający na obrzeżach miasta, rzadko bywamy w centrum opanowanym głównie przez turystów (a mamy do tegoż centrum rzut beretem). Niemniej, od czasu do czasu wypada w rynku bywać. I dziś nastał ten dzień, kiedy po południu wybraliśmy się na Rynek Krakowski.
Szperałam w pamięci, aby przypomnieć sobie, kiedy byliśmy tu całą rodziną ostatnio i wyszło mi z tych poszukiwań, że dawno, dawno temu - przy okazji wiosennych świąt. A teraz zbliżają się święta kolejne i znowu na rynku czeka na gości mnóstwo atrakcji. Zapraszam na spacer po przedświątecznym Krakowie.
piątek, 4 grudnia 2015
Grudniowy poranek w krakowskim parku
Piękny grudniowy poranek nam dziś nastał w Krakowie. Przez zamglenia od świtu przebijały się promienie słoneczne, podgrzewające zmrożoną nocnym przymrozkiem ziemię. Z ochotą większą niż w ostatnie szare ranki wygrzebaliśmy się z pościeli i szybko zebrali do wyjścia.
Odwiozłam Michałka i Krzycha do szkoły, odstawiłam samochód (nie wspomagam krakowskiego "smoga", kiedy nie muszę) i poszłam sobie piechotą. Nie zabrałam rękawiczek, więc łapy mi nieco skostniały, ale mimo tych niedogodności uległam nieodpartej sile przyciągania zapuszczonego parku, obok (no, prawie obok) którego musiałam przejść.
środa, 2 grudnia 2015
Jak było w szkole?
Na tak postawione pytanie przez dłuższy czas zawsze była jedna, krótka, zwięzła i jakże pojemna odpowiedź - "Dobrze!" Dla Michałka mieściło się w niej wszystko, dla reszty świata (oprócz Krzysia, u którego w zerówce też jest dobrze), niewiele.
wtorek, 1 grudnia 2015
Zimowe grzybobranie - uszaki
Do przeszukania foto-archiwów pod kątem uszaków zmobilizował mnie Michałek, który podczas wczorajszej kolacji, z rozmarzoną miną zapytał kiedy wreszcie nazbieramy tyle uszaków, żeby zrobić takie przepyszne danie, jak robiliśmy. No i nie umiałam Michałkowi odpowiedzieć, bo chociaż warunki dla tych grzybków są obecnie dobre, to niestety nie udaje nam się tej jesieni znaleźć ich w większych ilościach. W znanych nam uszakowych miejscach pojawiły się jedynie pojedyncze sztuki, a to za mało, żeby potrawka z nimi była konkretnie uszakowa.
Zdjęć z poprzednich sezonów mam natomiast pod dostatkiem, zatem zapraszam do bliższego zapoznania się z kolejnym gatunkiem grzybów, które można znajdować i zbierać w okresie zimowym.
niedziela, 29 listopada 2015
Niedzielny boczniakowy szlak
Bezchmurny poranek zaskoczył nas bardzo pozytywnie - nikt się takiego nie spodziewał, nawet prognozy pogody. Widząc promieniejące na tle błękitu słoneczko, spodziewaliśmy się bardzo przyjaznej temperatury. Było to niestety złudzenie, które szybko rozwiał lodowaty wiatr, który hulał po balkonie. Dzięki niemu wiedziałam już czego możemy się spodziewać w terenie i ile warstw ochronnych muszę założyć na siebie i resztę menażerii.
Czas, który mogliśmy poświecić na poszukiwania grzybków był dzisiaj mocno ograniczony, bo Pawełek miał w planie dwa spotkania towarzysko - zawodowe, a po południu Krzyś i Michaś mieli imprezę urodzinową u kolegi. Poganiałam zatem chłopaków od rana, żeby jak najwięcej czasu wygospodarować na poszukiwania zimowych grzybków. Ruszyliśmy zaraz po śniadaniu, a grzejące przez szyby samochodu słońce sprawiło, że było nam momentami aż za ciepło.
sobota, 28 listopada 2015
Błotne dzieci
Kiedy zaparkowaliśmy przed stajnią, Krzyś i Michałek wyprysnęli ze swoich fotelików i z okrzykiem "Kałuże! Zamarznięte kałuże!" pognali w kierunku tej największej, najgłębsze, najcudowniejszej. Z trudem odwołałam ich na chwilę, żeby wyposażyć ich łapki w suche, czyściutkie rękawiczki. Przestrzegłam przy tym chłopaków, że mają uważać i tychże rękawiczek nie zamoczyć tak od razu, bo drugich na zmianę nie mam. Co prawda sama wątpiłam w sensowność takich ostrzeżeń, ale rodzicielski obowiązek nakazywał mi takie kazanie wygłosić.
czwartek, 26 listopada 2015
Przez zmrożone łąki i pola
Nie kocham tych dni najkrótszych w roku z pogranicza jesieni i zimy, kiedy słońca niewiele nad światem, a mgieł i mrozinek w nadmiarze. Dopadają mnie wtedy różne smutki i smuteczki, które trudniej rozwiać, gdy na spacerze ręce grabieją, a cała przyroda trwa zastygnięta pod pierwszymi mroźnymi tchnieniami zbliżającej się zimy.
Przez kilka ostatnich dni, w godzinach południowych słoneczko trochę ogrzewało atmosferę i robiło się na chwilę całkiem miło i przyjemnie, a dzisiaj nad Krakowem i okolicami znowu zaczął gromadzić się coraz potężniejszy smog, który w połączeniu z mgłą i niskimi chmurami uczynił dzień ponurym, zimnym i mało przyjaznym dla ciepłolubnych stworzeń. A ja akurat dzisiaj miałam czas na koniowanie.
wtorek, 24 listopada 2015
Zimowe grzybobranie - zimówki
Drugim zimowym gatunkiem grzybów jadalnych (po boczniakach, o których pisałam kilka dni temu), są zimówki aksamitnotrzonowe, zwane obecnie płomiennicami zimowymi. Obydwie nazwy powstały w oparciu o charakterystyczne cechy gatunku - zimówka, bo rośnie w zimie; aksamitnotrzonowa, bo trzon pokryty jest aksamitnym meszkiem i z wiekiem ciemnieje; płomiennica, bo na tle bezlistnych drzew lub śniegu, wygląda jak płomień. Mówi się na nie również pieszczotliwie flamulinki - od łacińskiej nazwy Flammulina velutipes.
Zimówki widywałam w dzieciństwie, ale nie były znane ani mojej babci, ani mamie, więc traktowało się je jak wybryk natury, która pozwoliła im wyrosnąć w czasie, kiedy przecież grzybów być nie powinno. Dopiero dobrych parę lat później nabyłam wiedzę na temat grzybów zimowych i od tamtej pory zbieram ten gatunek do celów konsumpcyjnych i prowadzę obserwacje tych uroczych grzybków. Zapraszam na spacerek z zimówkami w tle.
poniedziałek, 23 listopada 2015
Dzieci listy piszą
Dzieci listy piszą - wiadomo do kogo. Dobrze, że najbardziej zapracowany na początku grudnia święty ma rzesze pomocników w osobach elfów, bo jakby tak zaczął czytać te wszystkie prośby, to nie wyrobiłby się z obdarowaniem zainteresowanych nawet do wiosny.
W tym roku Michaś z Krzychem po raz pierwszy, prawie samodzielnie (z dużym naciskiem na prawie:)) zapisywali swoje mikołajowe marzenia. W latach ubiegłych Mikołaj zadowalał się rysunkami, ale teraz, jak się już zna wszystkie literki, trzeba zrobić z tego użytek. Tak więc, po powrocie ze szkoły zasiedli przy biurkach i przez caluteńkie popołudnie przelewali swoje prośby na papier (a papier, wiadomo - wszystko przyjmie).
niedziela, 22 listopada 2015
Mam pięć lat, czyli jak mi się Krzyś postarzał
Od miesiąca trwało odliczanie tygodni, dni, godzin, "spań" do imprezy urodzinowej. W Krzysiowym wieku chce się być jak najszybciej większym, starszym, bardziej niezależnym i każde kolejne urodziny wyczekiwane są z ogromną niecierpliwością, a perspektywa zabawy z koleżankami i kolegami oraz prezenty, nie pozwalają spokojnie spać po nocach ani skupić się na codzienności.
Wreszcie nadszedł ten upragniony dzień i po śniadaniu ruszyliśmy do cukierni, aby odebrać zamówiony tort i z godzinnym wyprzedzeniem (nie było dzisiaj korków) dojechaliśmy na miejsce imprezy. Zaczęło się oczekiwanie na zaproszonych gości.
sobota, 21 listopada 2015
Popołudniem w starym parku
Po drodze do szkoły mijamy resztki starego przyszpitalnego parku. Od dawna miałam ochotę spenetrować ten niewielki teren, ale jakoś nigdy nie mieliśmy nadmiaru czasu. Aż nadszedł ten dzień, kiedy czas się musiał znaleźć - rano wypatrzyłam z samochodu coś, co wyglądało jak boczniaki, więc zapowiedziałam chłopakom, że po lekcjach idziemy na wyprawę do starego parku. Dodatkową motywacją była potrzeba wytracenia nadmiaru dziecięcej energii, która dała nam się we znaki dzień wcześniej.
piątek, 20 listopada 2015
Opóźnione pasowanie zerówkowiczów
Od początku roku przedszkolno - szkolnego na przedszkolaków i zerówkowiczów ciągle spadały jakieś chorobowe nieszczęścia - a to rotawirusy, a to ospa. Krzyś nie załapał się (na szczęście) na żadne chorowanie i chyba jako jedyny nie opuścił ani jednego dnia zabawo - nauki. ale koledzy i koleżanki byli tak dziesiątkowani przez mikrobów, że uroczystość pasowania była kilkakrotnie przekładana. Koniec końców, dopiero wczoraj udało się zorganizować uroczystość, w czasie której Krzychu został pełnoprawnym zerówkowiczem.
środa, 18 listopada 2015
Krótka historia długiej choroby Feliksia
"Końskie zdrowie" to jedno z powiedzonek, które w realu niestety się nie sprawdza. Konie to bardzo delikatne stworzenia i dość często chorują czy odnoszą kontuzje. Wie o tym doskonale każdy, kto z tymi pięknymi zwierzętami miał do czynienia dłużej niż przez chwil kilka. Najrzadziej choruję konie ras prymitywnych (np.kucyki), które nie są tak wydelikacone hodowlą jak rasy najszlachetniejsze. Ale i im się zdarza, że dopadną je problemy zdrowotne. Opowiem Wam dzisiaj jak przez przypadkowy zbieg okoliczności Feliks wracał do zdrowia przez ostatnie trzy miesiące.
wtorek, 17 listopada 2015
Jesień zmienną bywa
Lubimy jesień. Oczywiście najbardziej tę złotą polską, rozświetloną promieniami słońca rozpraszającymi poranne mgły. Korzystamy z bogactwa dojrzałych owoców i darów lasu, których szukanie i znajdowanie jest jednym z przyjemniejszych życiowych zajęć.
Ale i taka płacząca deszczowymi łzami jesień, ma swój urok - zwłaszcza wtedy, kiedy po zmoknięciu i zmarznięciu można wpakować się pod cieplutki kocyk i przytulić do kogoś kochanego.
niedziela, 15 listopada 2015
Trochę jesiennie, trochę zimowo - najważniejsze, że grzybowo, spacerowo
Mieliśmy przygotowane dwa warianty grzybowo - wycieczkowe, których realizację uzależniliśmy od aury, jaka powita nas o poranku - gdyby było bezdeszczowo, pojechalibyśmy w okolice Skały, na poszukiwanie ostatniego siedzunia i pieprzników trąbkowych, a w przypadku deszczu w planie był Lasek Wolski w pobliżu Kopca Kościuszki, gdzie mieliśmy nadzieję znaleźć grzybki bardziej zimowe niż jesienne.
Ranek powitał nas szary i siąpiący, więc nie spiesząc się zbytnio, przystąpiliśmy do realizacji wariantu bliższego i krótszego. Oprócz pogody przemawiało za nim również kiepskie samopoczucie Michałka. Ruszyliśmy o dziewiątej, szybko pokonując puste krakowskie ulice. Zapraszam na spacer z ciekawymi i smacznymi grzybkami w tle.
sobota, 14 listopada 2015
W kukurydzianym labiryncie
Od kilku tygodni niesłabnącym powodzeniem u naszych stajennych dzieci cieszą się pola wyschniętej już kukurydzy. Część z niej została już zebrana i w wysokim kukurydzianym lesie powstały liczne dróżki i ścieżynki tworzące fascynujący labirynt. Takie pole daje niezliczone możliwości, a pomysłowość użytkowników tego naturalnego placu zabaw nie zna granic.
piątek, 13 listopada 2015
Dzieci i porządek
Po patriotycznym koniowaniu wróciliśmy do domu, kiedy już robiło się ciemno. Pawełek rzuciła się do komputera, aby zasięgnąć informacji jak przebiegły marsze niepodległościowe, ja szalałam w kuchni, a Michaś z Krzychem, po szybkim nakarmieniu ciepłą zupą (zupa to dla nich podstawowy posiłek - bez niej nie najedzą się porządnie), rozpoczęli prace budowlane w swoim pokoju. Bawili się zgodnie, co jakiś czas wybiegając z informacjami, co nowego udało im się wybudować. Oczywiście trzeba było każdorazowo pójść i zobaczyć ich kolejne dokonania, potykając się po drodze o rozsypane klocki i inne akcesoria budowlane.
czwartek, 12 listopada 2015
Zimowe grzybobranie - boczniaki
Szliśmy sobie kiedyś przez las, tak jakoś w styczniu czy lutym i szukaliśmy grzybków rozglądając się po pniakach i drzewach. Przypadkowi spacerowicze przez dłuższą chwilę obserwowali nas, jak obskubujemy "coś" z gałązek i pakujemy do małego koszyczka. Odważyli się, podeszli i zapytali co tak zbieramy. Kiedy dowiedzieli się, że pozyskujemy grzyby, byli, delikatnie mówiąc, zdziwieni. Podobnie zareagowałaby większość przeciętnych zjadaczy grzybów, dla których sezon na leśne skarby zaczyna się późnym latem, a kończy jesienią.
Tymczasem teraz, kiedy znajdujemy ostatnie borowiki, podgrzybki, gąski czy mleczaje, należy zacząć się rozglądać za grzybkami zimowymi. Jednym z gatunków zapewniających obfite zbiory jest boczniak ostrygowaty - moim zdaniem, jeden z pyszniejszych grzybków, jakie rosną w polskich lasach. W tym roku jeszcze boczniaków nie znalazłam, ale mam piękne wspomnienia z ubiegłych sezonów. Chcecie się dowiedzieć gdzie i kiedy szukać i jak zbierać te smaczne grzyby? Zapraszam na boczniakowy szlak.
wtorek, 10 listopada 2015
Leśny tor przeszkód
Jak to dobrze, że las daje tyle możliwości! Kiedy dzieciom znudzi się szukanie grzybów (a nudzi się dość szybko, zwłaszcza, jeśli tych grzybów za wiele nie ma), jest milion sposobów na zorganizowanie ciekawych zabaw. I wcale nie trzeba dzieciakom pokazywać co i jak - same doskonale potrafią sobie zapewnić rozrywkę, korzystając z tego, co podsuwa im natura. Dla Michałka i Krzysia las jest jak dom - znany, bezpieczny i przyjazny. Zobaczcie sami, czym zajęli się, kiedy akurat nie było żadnej czubajki chętnej do zerwania i umieszczenia w koszyku.:)
niedziela, 8 listopada 2015
Niedzielny obiad z listopadowego lasu
Rozwiało się w nocy nad Krakowem i rozpędziło nieco smog zasłaniający od kilku dni widoki, które w dodatku oświetlone były chwilami przez słonko przebłyskujące spomiędzy chmur. Na termometrze plus 10 o siódmej rano - no po prostu rewelka jak na listopad! Pogoda wymarzona na leśny spacer w poszukiwaniu grzybowych zdobyczy. Już kilka dni wcześniej zwerbowaliśmy na niedzielną wyprawę ciocię Anię i po śniadaniu ruszyliśmy w piątkę w kierunku Puszczy Niepołomickiej.
piątek, 6 listopada 2015
Wspomnienia, wspomnienia...
Listopad jest doskonały na wspominki - długie, ciemne popołudnia i wieczory sprzyjają przekopywaniu archiwów i wygrzebywaniu wspominek wciąż żywych, zapisanych. Dzieci już znacznie większe, Oki nie ma z nami od blisko dwóch lat, ale zostały foty i filmy. Dziś zapraszam na krótką, wakacyjną przejażdżkę pod Babią w towarzystwie trzyletniego Michałka dosiadającego Oki - najdoskonalszego konia dla każdego dzieciaka.
czwartek, 5 listopada 2015
Spacerowo zimówkowo
Miałam się zabrać za sprzątanie, żeby zacząć i skończyć bez moich małych pomocników, którzy tupiąc nóżkami produkują straszne ilości kurzynek już w trakcie porządków, ale okrutnie mi się nie chciało. Za oknem słoneczko przykryte nieco przez krakowskiego smoka uśmiechało się zachęcająco. Popatzrzyłam na mieszkanie, popatrzyłam za okno, westchnęłam ciężko i poszłam na spacer. Niedaleko - na teren pobliskiego Zakrzówka, gdzie już dawno mnie nogi nie zaniosły.
środa, 4 listopada 2015
Jesienna zaduma
Pamiętacie jeszcze setny wpis na blogu? Mnie się przypomniał przy okazji kolejnej setki. I oto jest dwusetny post, jesienny, zamyślony, zadumany, ale nie szary i smutny, bo słońce i radość można znaleźć zawsze i wszędzie, trzeba tylko rozejrzeć się wokół.
Jesienią zawsze zwalniam - długie noce i krótkie dni sprawiają, że nie mogę wykrzesać z siebie takiej energii, jaką dysponuję wiosną czy latem. Konie też jakoś ospale wkroczyły do akcji i zamiast korzystać z danej im wolności, patrzyły tęsknie w dal. Ciekawe jakie myśli kołatały im się po ich końskich łebkach?
poniedziałek, 2 listopada 2015
Pierwszolistopadowe atrakcje
Pierwszy listopada to dzień szczególny, dzień, w którym częściej niż zwykle wspomina się tych, których już z nami nie ma. Dlaczego częściej? Bo taka jest tradycja sięgająca czasów, kiedy Polanie dopiero byli nawracani na "jedynie słuszną wiarę". Nasi pogańscy przodkowie właśnie w listopadzie zapalali na cmentarzyskach ogniska mające ogrzać zmarznięte duchy, zanosili im jedzenie i napitki. Teraz nikt już prawie o tym nie pamięta i pierwszy listopadowy dzień traktowany jest jako święto kościelne, chociaż przez kościół zostało tylko przejęte i do nowych potrzeb dostosowane.
Moi zmarli bliscy żyją w mojej pamięci i to jest najważniejsze, ale w listopadowy dzień zawsze odwiedzamy ich na cmentarzach, organizując przy tym długie spacery. Tak było również wczoraj.
sobota, 31 października 2015
Październikowe grzybki z przedszkolnego podwórka
Krzysiowa zerówka znajduje się w budynku przedszkolnym, stojącym w środku przepięknego, przestronnego ogrodu. Cały teren ogrodzony jest wysokim płotem (na wypadek, gdyby jakiś przedszkolak miał zamiar wybrać się na samotną wędrówkę w celu zwiedzenia okolicy, tak jak ja to czyniłam, kiedy byłam w wieku przedszkolnym). Wzdłuż tegoż ogrodzenia rosną dwa rzędy drzew - sosen, świerków, brzóz. I właśnie tam, w październiku pojawiły się masowo rozmaite grzybki. Jedne dobrze znane, jak chociażby czernidłaki kołpakowate, inne zdecydowanie rzadsze i rozpoznawalne przez nielicznych miłośników grzybków. Te właśnie, mniej znane gatunki będą bohaterami dzisiejszego wpisu.
piątek, 30 października 2015
Pasowanie na ucznia
Przez ostatnie tygodnie Michaś nie robił w szkole nic innego oprócz przygotowań do uroczystości pasowania na ucznia pierwszej klasy - żadnej nauki czytania, pisania, rachowania, żadnych zadań domowych, tylko śpiewanie tańce i wierszyki. Trochę to dla mnie dziwne było, bo Michałek swoich tekstów (a miał ich kilka), nauczył się w ciągu dziesięciu minut, a od dwóch tygodni recytował wierszyki wszystkich koleżanek i kolegów z klasy... Ale nic to. Nadszedł wreszcie ten wielki dzień.
czwartek, 29 października 2015
Lipnickie ostatki okiem kamery oglądane
Od naszej niedzielnej wyprawy na Orawę upłynęło już kilka dni, a po zebranych grzybkach zostało już tylko wspomnienie oraz parę niepublikowanych fotek i filmiki, które udało mi się dzisiaj spreparować i mogę się z Wami podzielić jeszcze kilkoma wspomnieniami sprzed kilku dni.
Na fotce prezentują się pięknie muchomory mglejarki - jedne z bardzo delikatnych, jadalnych muchomorów. Bardzo podobne do mglejarek są też inne gatunki muchomorów - rdzawobrązowy, oliwkowy czy złotawy. Wszystkie te gatunki muchomorów mają dość zmienną barwę, zależną od miejsca, w którym rosną oraz warunków atmosferycznych.
środa, 28 października 2015
Brak prądu
Zaczęły się długie, jesienne popołudnio-wieczory, ciemne i zamglone, kiedy do głosu dochodzą niedźwiedzie geny (które podobno nie wszyscy posiadamy) pchające poziewującego człowieka w objęcia Morfeusza czekającego w cieplutkiej pościeli. Przez dwa dni wracałam z Michałkiem i Krzysiem z popołudniowych zajęć w ciemnościach rozświetlonych księżycem w pełni. Wchodziliśmy do ciemnego mieszkania, a chłopcy oddawali się spokojnym, stacjonarnym zabawom, czekając tylko na hasło do mycia, bajki i spania.
wtorek, 27 października 2015
Koński wtorek
Odwiozłam dzieciarnię do szkoły i zerówki, a sama przebiłam się przez spowity gęstą mgłą Kraków, aby zająć się czworonożną menażerią, która od soboty miała dni wolne od pracy. Kiedy dotarłam na miejsce, powitał mnie widok z powyższej fotki - cała okolica zasłonięta była mgłą, a pojedyncze promienie słońca, którym udało się przebić przez chmury, padły dokładnie na dwa złociste drzewa rosnące na szczycie padoku.
niedziela, 25 października 2015
Orawskie ostatki
Po bezchmurnej nocy nastał mroźny poranek, który przymrozkiem posrebrzył trawniki. Jeszcze przed wschodem słońca przystąpiłam do realizacji dzisiejszego planu - najprawdopodobniej ostatniej jesiennej wyprawy na Orawę. Wymarzyły mi się koźlarzowe stada, które zamierzałam pozyskać na moich ulubionych terenach i szczegółowo opracowałam trasę poszukiwań.
Kiedy prowiant na drogę znalazł się w jednym z koszyków, menażeria zaczęła się budzić, a wraz z nią wstawało słoneczko. Niestety, Michałek i Krzyś powstawali na lewe nogi i do pierwszego starcia doszło już w łazience podczas porannej toalety. Rozdzieliłam wojowniczo nastawionych chłopców i po krótkim kazaniu wyszliśmy z domu.
Po drodze zatrzymaliśmy się, aby oddać głosy w wyborach (Pawełek chciał to zrobić w drodze powrotnej, ale uświadomiłam mu, że wtedy będzie się z nas sypać ściółka leśna, a z butów poodpadają kawałki błota, a ja na pewno wtedy nie pójdę). W drodze chłopcy w drugim rzędzie rozrabiali jak pijane zające - albo zaśmiewali się do rozpuku, albo się kłócili. Wizja grzybobrania z tak nastawionymi dzieciakami stawała się coraz bardziej ponura.
piątek, 23 października 2015
Tramwaj XXI wieku
Nieczęsto jeżdżę komunikacją miejską, bo nie muszę codziennie być w centrum miasta. Kiedy już taka konieczność mnie dopada, najchętniej jadę na rowerze albo idę na piechotę. Dzisiaj też planowałam wykorzystanie mojego jednośladu, ale siąpiący deszcz i niezbyt przyjazna poranna temperatura, sprawiły, że wybrałam tramwaj.
Zakupiłam bilet w automacie (wielkie ułatwienie - nie trzeba iść do kiosku, mówić dzień dobry, poproszę i dziękuję) i szybko wsiadłam do wagonu. Miejsc wolnych było sporo, więc zajęłam siedzenie przy oknie. Po przejechaniu jednego przystanku, wyglądanie przez zaparowaną szybę mnie znudziło i spojrzałam na moich współtowarzyszy podróży. Spojrzałam i poczułam się nieswojo.
czwartek, 22 października 2015
Leśna niespodzianka
Miałam wczoraj ważną misję do wypełnienia, parę kilometrów za Krakowem. Mżawka spokojnie spadała na ziemię z szarych chmur i atmosfera była, delikatnie mówiąc, ponura. Sprawę załatwiłam błyskawicznie i wpadłam na genialny pomysł - skoro jestem już w połowie drogi do mojego najbliższego lasu, to nie można nie skorzystać z takiej okazji, jaka się nadarzyła. W bagażniku mam zawsze niezbędnik koński i grzybiarski - gumowce, kurtkę do ciurania w lesie i jakiś koszyk, więc byłam doskonale przygotowana do wyprawy.
środa, 21 października 2015
Krzychu robi zakupy
Po ubiegłotygodniowym ataku straszliwej zimy (lub tez po straszliwym ataku zimy - w zależności od tego czy bardziej chcemy się bać zimy, czy też ataku), kiedy to odcinek drogi pokonywany zazwyczaj w ciągu 10 minut, zajął mi godzinę, wdrapałam się na wysokość pawlacza, aby wydobyć z jego czeluści te wszystkie kurtki, czapki, szaliki i buciki. Nastąpiły przymiarki, bo wiadomo przecież, że dziecinne rzeczy uwielbiają się kurczyć, kiedy tylko zostaną odłożone na dłużej niż parę dni. Oczywiste było, że nas ta właściwość ubraniowa nie ominie i trzeba było sprawdzić, które to części garderoby Michałka i Krzycha nie chcą nam już służyć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)