Michałek ma obecnie swoje pierwsze szkolne ferie świąteczne. Wczoraj, w pierwszy dzień po powrocie z wyjazdu świątecznego, musiał ze mną trochę popracować, ale dzisiaj zorganizowaliśmy sobie bardzo przyjemną wycieczkę. Po odwiezieniu Krzysia do zerówki, pojechaliśmy do cioci i jej dwóch dziewczynek i razem wyruszyliśmy na zwiedzanie miejsca, do którego mnie i mojej menażerii jeszcze nie udało się dotrzeć, mimo że znajduje się bardzo blisko naszego domku. Kierunek wyprawy został zaproponowany przez nasze współtowarzyszki.
Przeszliśmy przez nasze osiedle, później przez lasek i znaleźliśmy się na osiedlu Kliny. Stamtąd już było niedaleko do fortu, który był naszym celem. Przejeżdżałam kilkakrotnie samochodem koło tego miejsca i nawet planowaliśmy, że się tam wybierzemy na spacer, ale udało się dopiero dziś.
Pierwsze wrażenie po wkroczeniu na dziedziniec fortu Borek nie było przyjemne - teren zdewastowany, zaśmiecony, mury w rozsypce. Zimny wiatr i ciemne chmury zdecydowanie nie dodawały uroku temu miejscu. Mimo, że było tu trochę straszno, dzieci ruszyły szybko w kierunku budowli i trzeba było podążyć za nimi, żeby je nieco wyhamować, gdyż teren na bezpieczny zdecydowanie nie wyglądał. Informowały o tym zresztą liczne tabliczki zawieszone na wysokości uniemożliwiającej ich zniszczenie bez specjalistycznego sprzętu.
W komorach, do których można było zajrzeć leżało mnóstwo gruzu i śmieci. Ściany były pokryte dziełami graficiarzy, a w powietrzu unosił się zapach miejskiego szaletu.
Omijając głębokie szyby windowe (mrok rozświetlaliśmy latarką), przeszliśmy jednym z korytarzy na druga stronę fortu, gdzie można było obejrzeć elementy fortyfikacji zarośnięte trawą i drzewami.
Fort Borek to jedna z fortyfikacji wchodzących w skład Twierdzy Kraków. Informacji na temat tej budowli szukałam już po powrocie ze spaceru. I okazuje się, że jest unikatowa - wybudowana pod koniec XIX wieku miała chronić Trakt Wiedeński, czyli trasę biegnącą tak jak obecna Zakopianka. Spośród wszystkich krakowskich fortów ten ma najdłuższe podziemne korytarze i jest jedynym fortem dwuwałowym. Szkoda, że wygląda tak, a nie inaczej.
Wokół fortu biegnie głęboka fosa, która tylko na niewielkim odcinku wygląda tak, jak na poniższym zdjęciu. Dalej są ziemne osuwiska, powalone drzewa i sterty gałęzi; nie udało nam się przejść nią dookoła całej budowli.
Po obejrzeniu fortu poszliśmy jeszcze do pobliskiego lasku, który z wysokości fortu wyglądał bardzo zachęcająco. Na miejscu okazało się, że jest zarośnięty krzakami, usłany śmieciami i resztkami materiałów budowlanych. Mimo tych niezbyt przyjemnych okoliczności przyrody udało nam się wypatrzeć pojedyncze grzybki zimowe - zimówki i uszaki. Widać po nich, że nie miały tak sprzyjających warunków do wzrostu jak grzybki w Muszynie. Zimówki były drobniutkie, a uszaki niemal całkowicie wysuszone.
Spacer był bardzo udany - zobaczyliśmy coś nowego, a dzieci się wybiegały do woli. Według "ciociowego" krokomierza przeszliśmy siedem kilometrów.
A ja w takim razie polecam fort Prokocim, leżący tuż obok mojego domu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaproszenie! Znam fort Prokocim, bo chodziłam tam na spacery zanim dorobiłam się tak licznej mojej menażerii. Rosły tam uszaki.:) Jeśli chłopcy wykażą zainteresowanie fortami, będziemy je zwiedzać po kolei.:)
UsuńMi nazwa Prokocim bardziej kojarzy się ze szpitalem Prokocim w Krakowie- dawniej na ulicy strzeleckiej -Pozdrawiam Serdecznie
OdpowiedzUsuńDziecięcy szpital w Prokocimiu to najbardziej znane miejsce. Fort jest położony nieco dalej za szpitalem, w kierunku Wieliczki. Jest zaniedbany i zdewastowany, podobnie jak Fort Borek.
UsuńSerdecznie pozdrawiam.:)