Nadszedł czas na pożegnalny spacer w Szczawnicy. Byliśmy już sami, bo Iwonka z Pawłem i dziewczynami pojechali do domu dzień wcześniej niż my. Wybór kierunku spacerowego był prosty - chłopcy doskonale zapamiętali ubiegłoroczną "burzę śnieżną" na Jarmucie i koniecznie chcieli powtórzyć to przeżycie. Tak naprawdę to nie była to klasyczna burza, bo zabrakło grzmotów, ale śnieg sypał gęsto, a wiatr ścinał z nóg i zatykał paździapy. Nie było łatwo zamówić taką samoą pogodę, ale prawie się udało.
niedziela, 29 grudnia 2019
sobota, 28 grudnia 2019
Śnieżne szaleństwo pod Durbaszką
Dzieciaki rozochocone śniegiem w Białej Wodzie chciały tego białego szaleństwa więcej i więcej. Nawet Maja i Nela gotowe były wspinać się pod górę,byle tylko dotrzeć do miejsc, w których nasypało białego puchu. A z dołu widać było, ze tam wyżej śniegu nie brakuje. Poszliśmy w dobrze nam znaną trasę, zaczynając od podejścia do schroniska Pod Durbaszką.
czwartek, 26 grudnia 2019
Grzyby i śnieg z Białej Wody
Dzień przed właściwym świętowaniem do Szczawnicy dojechało Jaworzno, czyli Iwonka i Paweł z Mają i Nelą. Dzieciaki, które bardzo się lubią,miały kolejną okazję do spotkania i wspólnego wędrowania. Na pierwsze wspólne wyjście, mające na celu rozruch i trening spacerowy, wybór padł na Białą Wodę - piękny rezerwat, w którym nie brakuje atrakcji w postaci skałek, płynącego potoku i grzybów, które bardzo lubią to miejsce. Zawsze, kiedy jesteśmy w Szczawnicy, do Białej Wody zaglądamy, więc tradycji stało się zadość.
środa, 25 grudnia 2019
W wigilię koszyk pełny musi być
Wcale nie jestem przesądna ani w żadne zabobony, przepowiednie, wróżby czy inne cuda na niebie i ziemi nie wierzę, ale jakoś tak sie zawsze staram w wigilię chociaż jeden koszyk napełnić, żeby przez cały rok się darzyło i w tym koszyku więcej niż mniej było. W tym roku też się udało zapewnić sobie powodzenie na przyszły rok. Z porannego spaceru wróciliśmy wcześnie, bo Pawełek chciał, żeby było lajtowo, do zaplanowanego na 16.00 obżarstwa zostały jeszcze trzy godziny. Tak nie do końca chciało mi się lecieć do lasu, bo trochę padał deszcz ze śniegiem, a na Jarmucie do połowy wysokości było błoto, a od połowy mokry śnieg. Kiedy jednak po raz trzeci padło pytanie czy idę na grzyby, stwierdziłam, ze trzeba trzymać fason i porzucić ciepłe pielesze szczawnickiego domku z kominkiem na rzecz błota, śniegu i spodziewanego zbioru uszaków.
wtorek, 24 grudnia 2019
Na pienińskim szlaku - Trzy Korony - Sokolica
Przedświąteczna niedziela, nasz pierwszy cały dzień na wyjeździe w Szczawnicy, rano leci z nieba delikatna mżawka. Zastanawiamy się, czy realizować plan sporządzony w piątek, zmodyfikować go, czy też wymyślić jakiś inny. Sprawdzamy prognozy. Michaś i Krzyś są przekonani, że nie powinniśmy nic zmieniać, tylko działać. Przed śniadaniem Pawełek zadzwonił do pana Jurka obsługującego szczawnicką taksówkę i zamówił kurs na 8:30, zaraz po posiłku. Kiedy jedliśmy, przestało siąpić i świat, choć zachmurzony, zrobił się nieco suchszy. Zostaliśmy dowiezieni do Sromowców Niżnych, skąd ruszyliśmy na szlak.
sobota, 21 grudnia 2019
Boczniakowa uczta, czyli próba smakowa nowych gatunków
Kto już przeczytał poprzedni wpis, ten wie, skąd miałam takie grzybowe dobra w drugiej połowie grudnia, a kto nie czytał, a ciekawość go zżera, niechaj tam zajrzy.:) Boczniaki wykorzystałam kulinarnie i tak, jak obiecałam, przedstawię przebieg i wyniki testu smakowego. Połowę grzybów zabrała Renia i wymyśliła własne danie z nimi, a połowę zagospodarowałam ja. Uważam, ze najlepiej smak danego gatunku grzyba można wyczuć, kiedy nie wzbogaci się go dużą ilością dodatków. Dlatego, chcąc porównać smakowitość i konsystencję poszczególnych gatunków boczniaków, usmażyłam je na maśle, dodając tylko odrobinę soli.
czwartek, 19 grudnia 2019
Tak się w grudniu zbiera grzyby :)
Przez grzyby albo może dzięki grzybom poznałam sporo wspaniałych osób, z którymi udaje mi się nie tylko wymieniać grzybowymi doświadczeniami w internecie, ale i spotykać w realu.:) Do tego grona całkiem niedawno dołączył Piotr, który jest doktorantem na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie i zajmuje się badaniami grzybów, które sam uprawia. Kiedy zobaczyłam na jego zdjęciach piękne boczniaki różowe i cytrynowe, z pewną dozą bezczelności zaproponowałam, że chętnie pomogę je pozbierać. Jestem przecież pazerniakiem, a w suchym grudniowym lesie wiele do pozysku ostatnimi czasy nie ma. Nic zatem dziwnego, ze na widok kolorowych grzybków rosnących na kostkach zaczęły mnie świerzbić łapy. Od słowa do słowa dogadaliśmy się z Piotrem, że najpierw studenci poeksperyemntują sobie z kiszeniem i marynowaniem wyhodowanych boczniaków, a reszta będzie dla mnie. We wtorek zameldowałam się z aparatem i koszykiem przed Wydziałem Biotechnologii i Ogrodnictwa, skąd Piotr zabrał mnie do swojego królestwa.
poniedziałek, 16 grudnia 2019
Grudniowe grzyby z Tynieckiego Lasu
W niedzielę chłopcy wstali, kiedy za oknem było już jasno, czyli zdecydowanie później niż zazwyczaj. Od dłuższego czasu wstajemy wszyscy po ciemnościach, bo dni już takie krótkie, jakby ich prawie wcale nie było. Pospali w niedzielę i to im musi starczyć na cały pracowity tydzień. Jak się już pobudzili, Pawełek zburzył mój plan i oświadczył, ze na spacer pójdzie, jeśli naprawdę musi. Widząc jego minę i wyobrażając sobie marudzenie, że wytraca cenny czas na łażenie po bezgrzybowym lesie, skapitulowałam. Poszedł zatem Pawełek pracować, a ja z chłopakami podjechaliśmy do Tynieckiego Lasu.
niedziela, 15 grudnia 2019
Raz w roku Krakowski Rynek trzeba odwiedzić
Świecką tradycję dorocznych odwiedzin targów świątecznych na Rynku Głównym pielęgnujemy starannie, aby nie zanikła.:) Jest to jedna z nielicznych w roku okazji, żeby być w centrum Krakowa, poprzeciskać się w tłumie i mieć dość bycia tam przez najbliższe pół roku - do następnych targów świątecznych. W tym roku trudno było wygospodarować chwilę na wypad do Rynku, bo ciągle coś mamy do realizacji, cały czas coś się dzieje i znalezienie wolnego popołudnia graniczy z cudem. Z kalkulacji wyszło nam, że jedynie w sobotę jest szansa na wyjście "na miasto".
wtorek, 10 grudnia 2019
W Lasku Wolskim sucho i marniutko
W sobotę Pawełek wrócił na łono rodziny po dwutygodniowej rewitalizacji w sanatorium w Busku, więc niedzielny poranek był pierwszym od dwóch tygodni, kiedy wszyscy obudzili się na własnych miejscach łóżkowych - Michał i Krzyś w swoich (przez dwa tygodnie korzystali z braku taty i okupowali mamowe łóżko), a Pawełek obok mnie. W ciągu nocy zimowa aura przemieniła się w wiosenną i aż przyjemnie było wstać i wyjść na balkon, na którym w pierwszych blaskach słońca powiewał przyjemny wiatr, a ptaki odzywały się po marcowemu, a nie grudniowemu. Po śniadaniu wyruszyliśmy na tradycyjny niedzielny spacer do lasu. Wybór padł na Lasek Wolski, tym razem od strony Bielan, z trasą do Kopca Piłsudskiego.
niedziela, 8 grudnia 2019
Wizyta Mikołaja
Mikołaj to jest nieprzewidywalny gość - raz nas nawiedza w nocy, innym razem wieczorem albo z rana, a czasem podrzuca prezenty w środku dnia. Chłopakom jest wszystko jedno jak to robi, jak sobie radzi z dotarciem do wszystkich dzieci na całym świecie. Najważniejsze, zeby do nich się nie spóźnił, a jeszcze lepiej, żeby przyszedł wcześniej niż to kalendarz przewiduje. Na tę okoliczność Michałek stworzył swoją nową teorię, wedle której do najgrzeczniejszych dzieci Mikołaj może przyjść juz pierwszego grudnia! Później dostarcza prezenty do tych bardzo grzecznych, później grzecznych, następnie trochę niegrzecznych, a na samym końcu, już po terminie, dociera do dzieci, które są grzeczne tylko trochę i to nie zawsze, ale od czasu do czasu. W Michałkowej teorii nie ma miejsca dla dzieci na tyle niegrzecznych, żeby Mikołaj w ogóle do nich nie przyszedł.:) Bo przecież wszystkim dzieciom prezenty należą się jak psu buda i już.
W tym rankingu grzeczności, Michałek, o dziwo, nie umieścił siebie i Krzysia na samym szczycie tych naj-, najgrzeczniejszych, więc w pierwszych dniach grudnia na roznosiciela prezentów jeszcze nie czekał, ale już piątego, razem z Krzychem, od rana dostawali pypcia prezentowego. Ze szkoły wracali biegiem. Nie mogłam za nimi nadążyć.
czwartek, 5 grudnia 2019
Pierwszy grudnia na grzybobraniu w Kurozwękach
Wyjazd na Ponidzie i wizyta w Kurozwękach nie zakończyły się tylko spacerem i obżarstwem w pałacowej restauracji. Rok temu odkryłam, że na pastwiskach w Kurozwękach rosną masowo gąsówki dwubarwne. Wtedy też, przy drodze w Grabkach Dużych wypatrzyłam boczniaki. Zależało mi na sprawdzeniu, czy grzybki wyrosły w tych samych miejscach również w tym roku. Chciałam też pokazać Królowi Ponidzia - Zibiemu, gdzie w jego królestwie rosną gąsówki dwubarwne, których nie mógł znaleźć.
Rok temu byliśmy w Kurozwękach parę dni wcześniej niż w tym, ale pogoda była sprzyjająca grzybom, więc byłam pełna optymizmu. Grabki Duże się nie spisały - w tym miejscu, gdzie rok wcześniej wypatrzyłam sporą kępę boczniaków, nie rosło nic. Za to już bardzo blisko Kurozwęk, na rosnącym przy drodze drzewie zauważyłam boczniakową kępę. Nie zatrzymaliśmy się, bo cały czas jechaliśmy za samochodem Zibiego. Ale dobrze zapamiętałam miejscówkę.
wtorek, 3 grudnia 2019
Odwiedziny u Pawełka i wycieczka do Kurozwęk
Niedziela wstała mroźna, ale słoneczna. Dzięki temu tak jakby wcześniej się jasno na niebie zrobiło niż przez te ostatnie, pochmurne dni. Zebraliśmy się w drogę dość sprawnie, bo chłopaki stęsknili się za tatą, a jeszcze bardziej za Miłoszem. Jechaliśmy do Buska, żeby odwiedzić Pawełka w połowie jego kuracji uzdrowiskowej i spotkać się z Zibim, Miłoszem i rodzicami Miłosza, których tym razem udało się namówić na wypad do Kurozwęk. Byliśmy tam co prawda w ubiegłym roku, ale chłopakom tak się spodobało, że chcieli powtórzyć wycieczkę. Poza tym pojawiła się nowa atrakcja - otwarty został browar.
Myślałam, że po drodze co kawałek będą na nas czyhać pułapki zastawione przez policję, bo to był poranek poandrzejkowy. Spodziewałam się, że co najmniej ze trzy razy będę dmuchać "na trzeźwość" (rekord na trasie do Buska to cztery kontrole trzeźwości), a tymczasem droga była czyściutka - jedyny patrol stał w Krakowie na Nowohuckiej i łapał jadących za szybko. Ponieważ z moich kalkulacji czasowych odpadły te wszystkie spodziewane kontrole, do Buska dojechaliśmy przed czasem. Zibi pojękiwał przez telefon, że zimno, że wcześnie, że Miłosz od szóstej nie śpi, bo doczekać się nie może... Zrobiliśmy więc dłuższy postój u Pawełka w sanatorium, żeby Zibi nabrał przekonania, że wszystkie warunki do wycieczki są idealne. W ciągu kwadransa już miał pewność, ze czyni słusznie, jadąc z nami do Kurozwęk. Ruszyliśmy na dwa samochody.
Subskrybuj:
Posty (Atom)