Wyjazd na Ponidzie i wizyta w Kurozwękach nie zakończyły się tylko spacerem i obżarstwem w pałacowej restauracji. Rok temu odkryłam, że na pastwiskach w Kurozwękach rosną masowo gąsówki dwubarwne. Wtedy też, przy drodze w Grabkach Dużych wypatrzyłam boczniaki. Zależało mi na sprawdzeniu, czy grzybki wyrosły w tych samych miejscach również w tym roku. Chciałam też pokazać Królowi Ponidzia - Zibiemu, gdzie w jego królestwie rosną gąsówki dwubarwne, których nie mógł znaleźć.
Rok temu byliśmy w Kurozwękach parę dni wcześniej niż w tym, ale pogoda była sprzyjająca grzybom, więc byłam pełna optymizmu. Grabki Duże się nie spisały - w tym miejscu, gdzie rok wcześniej wypatrzyłam sporą kępę boczniaków, nie rosło nic. Za to już bardzo blisko Kurozwęk, na rosnącym przy drodze drzewie zauważyłam boczniakową kępę. Nie zatrzymaliśmy się, bo cały czas jechaliśmy za samochodem Zibiego. Ale dobrze zapamiętałam miejscówkę.
Zaraz na parkingu w Kurozwękach Zibi zadał pytanie, gdzie te gąsówki, których miało tu tyle być, a nic nie ma.:) No niestety, nawet dla Króla Ponidzia nie chciały wyrosnąć na ubitych kamieniach... Za to już po paru krokach zauważyłam jedną, przewróconą, starą i zmarzniętą na kamień gąsówkę. Z jednej strony ucieszyłam się, bo to był dla Zibiego dowód, że one tu rosną, z drugiej jednak strony stan znaleziska mnie zasmucił. W takim zejściowym stadium grzybki nie nadają się już do zbioru. Obok mojego znaleziska Zibi wyhaczył znacznie młodszą i pięknie prezentującą się sztukę. Oczywiście zaraz zaczął się ze mnie nabijać, że ja tylko trupy znajduję, a on grzybki pierwszego sortu. Na potrzeby chwili zupełnie zapomniał, że wokół pierwszego znalezionego owocnika jest strefa ochronna, co najmniej pięć metrów i wszystkie rosnące w niej grzybki należą do znalazcy tego pierwszego. O tej zasadzie doskonale się pamięta, kiedy samemu znajduje się tego pierwszego, ale kiedy ktoś inny jest pierwszy, najwygodniej jest zapomnieć o honorowym kodeksie grzybiarza.;)
Szliśmy dalej wypatrując kolejnych gąsówek na pastwiskach, na których akurat teraz nie pasły się bizony. Gdyby grzybki tam były, jak rok temu, można byłoby przedostać się przez ogrodzenie i je pozyskać. Nie było jednak potrzeby forsowania ogrodzeń, bo pojedyncze sztuki, jakie widzieliśmy, były w wieku starczym i oczywistym było, że nie będzie się ich zabierać.
Zibi oczywiście marudził - miały być, a nie są, mówiłaś, ze tu rosły, a nie rosną... No i gdzie te grzyby??? Uspokajałam, ze dojdziemy do miejsc, w których było ich najwięcej i tam na pewno będą. Zibi tylko fuknął i ani trochę mi nie uwierzył.
Tymczasem zbliżaliśmy się do miejsc, w których MUSIAŁY być. Najpierw dostrzegliśmy czasznice - rosły dokładnie w tych samych punktach, co rok wczesniej. Chłopcy już się szykowali na robienie zadymy. Prosiłam ich nawet, żeby nie obrzucali się dojrzałymi bombami aż tak skutecznie jak kiedyś, żeby w całości nadawać się do pralni.
Moje ostrzeżenia okazały się zupełnie zbędne - grzyby same załatwiły sprawę, bo najpierw nasiąkły woda, a później zamarzły. Okazało się, ze w takim stanie są zupełnie bezwartościowe z punktu widzenia dzieci.
Doszliśmy do najobfitszych łączek gąsówkowych. Chociaż Zibi nie chciał wierzyć, to zobaczył i od razu uśmiech zagościł na jego królewskim obliczu. Koszyki zostały w samochodach, ale miałam w plecaku cały zestaw płóciennych siatek, które sa doskonałymi pojemnikami na zmrożone grzybki.
Gąsówki były w rozmaitym wieku - od staruszek, przez średniaki, po przedszkole. Wszystkie, jak jeden mąż, twarde były jak kamienie i niestety pozbawione swoich pięknych kolorków. Mróz sprawia, że owocniki tracą swoje barwy,robią się szare. Tylko najmłodsze sztuki były jeszcze charakterystycznie wybarwione.
Chodziliśmy po łące i zbieraliśmy najmłodsze gąsówki. Ręce strasznie przy tym marzły. Odpuściłam sobie robienie zdjęć, bo miałam problem z trzymaniem aparatu w zgrabiałych palcach. W dokumentowaniu procesu pozysku pomagał Pawełek.
Kiedy w siatce było tyle, co na poniższym zdjęciu, Zibi stwierdził, że mu starczy. Ale za kilka kroków trafił na kolejne piękności i nie było opcji pozostawienia tych bidulek na łące, na pastwę okrutnego mrozu. Dopełniliśmy siatkę, a kolejne sztuki Zibi upchnął w kieszeniach.:)
Przy samochodzie zabrał się za oczyszczanie wstepne pozysku. Do kapeluszy przymarzły źdźbła trawy, więc zbiór do najczystszych nie należał. Szybko okazało się, ze jedna trzecia zawartości siatki wypełniła cały koszyk Zibiego. Nikt się nie spodziewał, ze aż tyle nazbieraliśmy pierwszego grudnia.:)
Wszystkie gąsówki oddałam w ręce Zibiego, wiedząc, że zaopiekuje się nimi z taką samą starannością jak ja. Miałam w planie pozyskanie boczniaków, które wypatrzyłam jadąc "do tu".
Wracając do Buska, zatrzymaliśmy się przy wiadomym drzewie i wtedy okazało się, że nie mam co włożyć do koszyka, bo boczniaki są już w stanie zejściowym, a zimówki rosnące po drugiej stronie drzewa to również geriatria.:(
Tak zaczął się grudzień - ostatni miesiąc grzybowego roku. Oby do końca miesiąca było równie pięknie, a od stycznia tak samo.:)
Piękny pozysk i piękne gąsówki :) W pierwszej chwili patrząć na główne zdjęcie pomyśłałem że mgliste, a te jak wiemy już nie są jadalne ;)Ale szybko sobie przypomniałem o rzeczonych zeszłorocznych dwubarwnych.
OdpowiedzUsuńJeśli smakują w occie jak fioletowawe to tym bardziej zazdroszczę ;))
Reguła 5m kodeksowa grzybiarza ubawiła mnie. Wymyślona naprędce czy faktycznie funkcjonuje nieoficjalnie?
Bo chyba każdy prawdziwy grzybiarz intuicyjnie wyczuwa istnienie takiej reguły. Tylko metry zmieniają się w zależności czy "ja" znalazłem, czy "ktoś" znalazł tego pierwszego... ;)
pozdrawiam
Mróz wyssał im kolorki; dlatego wyglądają jak mgliste. Dla mnie one są nawet smaczniejsze od gąsówek fioletowawych, bo są bardziej jędrne, mają grubszy kapelusz, czyli po prostu więcej grzyba w grzybie.:)
UsuńZasadę 5 metrów lata temu wprowadził na nasze wspólne grzybobrania Zibi, ale metry zawsze albo się wydłużały, albo skracały, w zależności od potrzeb.:) Pozdrawiam w mroźny piątek!
Piękne, piękne gąsówki, gratulacje! Ja w tym roku znalazłam pierwsze stanowisko dwubarwnych:-)); dzisiaj też wpadło parę sztuk. Serdeczności mikołajkowe!
OdpowiedzUsuńPierwsza miejscówka danego gatunku zawsze cieszy najbardziej.:) Gratuluję odkrycia! I udanych znalezisk weekendowych! Pozdrowienia grudniowe!
Usuń