poniedziałek, 28 grudnia 2020

Świateczne pazerniactwo


     Kiedy 26 grudnia wychodziliśmy po śniadaniu na spacer na Jarmutę, a Krzyś i Michałek nieśli w rękach jabłuszka (takie plastikowe, do zjeżdżania z górki po śniegu), aja niosłam koszyk, zachłysnęłam się absurdem tego widoku i nawet powiedziałam do Pawła, że zastanawiam się właśnie kto wygląda bardziej absurdalnie - chłopcy idący z sankami po ledwie przyprószonej śniegiem ziemi, czy ja z koszykiem... I natychmiast przez mózg przewinął mi się korowód absurdów koronowych, dzięki czemu już bez najmniejszych dylematów pomaszerowałam za biegnącymi dziećmi. 

    Wyjście na Jarmutę odkładane było do dnia, kiedy nieco przymrozi, bo tam jest strasznie błotniście i poślizgowo. Łatwiej jest pozyskiwać uszaki, kiedy ziemia trochę stężeje. Poza tym, dwuletnią tradycją jest wpadniecie w śnieżna zamieć na Jarmucie i Michałkowi i Krzysiowi marzyła się taka powtórka z rozrywki - chcieli śniegu, wiatru i mrozu. I była szansa, że to wszystko nam się zdarzy.

sobota, 26 grudnia 2020

Wyprawa na Wysoką


      W nocy przeszła ulewa. Słyszałam jak krople deszczu bębniły o dach. Tak było w dolinie, ale nieco wyżej, zamiast deszczu, posypało trochę śniegiem. Widać było z dołu, że gór szczyty pobielały. Zapowiedziałam Pawełkowi, ze w tym roku już nie ma opcji ominięcia szczytu Wysokiej, na którą trzeba wejść tylko po to, żeby zejść tą samą drogą i wrócić na stała naszą trasę. Zgodził się, stwierdzając, że zdąży oswoić tę wiadomość zanim tam dojdziemy. Ruszyliśmy zaraz po śniadaniu, żeby nie tracić zbędnie czasu.

czwartek, 24 grudnia 2020

Wigilijnie - tradycyjnie

 

    Ten dzień jest wyjątkowo bogaty w tradycje i przesądy. My mamy swoje, menażeryjne tradycje wigilijne i też co roku je realizujemy, podśmiechując się troszkę z przesądów, a troszkę czyniąc im zadość, bo przecież jaki dzień wigilijny, taki cały rok.:) Dlatego zawsze wyruszamy na spacer i staramy się pozyskać jak najwięcej grzybów, żeby darzyło się przez cały następny rok.:) Dotychczas zawsze się udawało i sprawdzało, bo grzybów nam nigdy nie brakowało. W tym roku, oprócz spaceru i grzybowych znalezisk,  zostaliśmy przemoczeni do cna przez grudniowy deszcz. Mam nadzieję, ze nie znaczy to, ze w całym 2021 roku będzie po nas padać, a raczej, ze deszczu grzybowego nie zabraknie zimą, wiosną, latem i jesienią.

wtorek, 22 grudnia 2020

W poszukiwaniu słońca


      Dziś kolejny ponury, szary, ciemny i wilgotny dzień tworzący atmosferę niesprzyjającą radości i podejmowaniu jakichkolwiek działań. Najprzyjemniej byłoby się wpakować pod kołderkę z ciepłym trunkiem w kubeczku i przeczekać do lepszych czasów. Ewentualnie w ogóle spod tej kołderki nie wychodzić. Pal licho, jeśli to jeden taki dzionek nas dopadnie, ale jak już jest seria, to następuje gwałtowny zjazd samopoczucia. U nas to już kolejny z serii ciemnoburych, grudniowych dni najkrótszych. I dziś już przed nim nie uciekniemy, ale w niedzielę udało nam się złapać kawałek pogodnego nieba. 

    Sobota była fatalna - smogowa, mglista, aż lepka od gęstej wilgoci zawieszonej w powietrzu. I nie było kiedy wypaść za Kraków, bo Krzyś miał rozgrywki piłkarskie w środku dnia. A obiecałam mu, że pójdzie wspomóc drużynę (przez nasze weekendowe wyjazdy często mecze mu przepadają, więc jak już siedzimy w mieście, to obowiązkowo dostarczam go na rozgrywki). W czasie meczu ja z Michałkiem sobie pospacerowaliśmy w tej mgle, a Pawełek wykorzystał okazję i czmychnął na warsztat. Po południu byłam wykończona tymi całodniowymi ciemnościami, więc ogłosiłam chłopakom, że w niedzielę ruszamy zaraz z rana, bo trzeba znaleźć trochę słońca.

niedziela, 20 grudnia 2020

Co Michałek robi w czasie zdalnego nauczania


     Zdalne nauczanie trwa sobie w najlepsze i tak myślę, ze nieszybko to się zmieni. Patrząc na chaotyczne i bezsensowne działania nierządu, obstawiam najwcześniejszy, najbardziej optymistyczny  termin pójścia dzieci do szkół na początek kwietnia. Wariant pesymistyczny zakłada zakończenie tego roku szkolnego w formie zdalnej. udało nam się nieco tę zdalną naukę oswoić. Na pewno dużo dało przeniesienie nauki na jedna platformę. Przed wakacjami każda lekcja była na innym komunikatorze i samo spamiętanie gdzie i co, było problematyczne. Wtedy jeszcze chłopcy, a zwłaszcza Krzychu nie byli gotowi na samodzielne zostawanie w domu. Towarzyszyłam im i pomagałam. Teraz już zostają w domu sami i jakoś sobie radzą. Dużo rozmawiamy na temat lekcji i kiedy dzieci strasznie już psioczą na to siedzenie w domu, staram się wyszukiwać jakieś plusy (chociaż są one głęboko ukryte) takiej formuły uczenia się. I tak, mówię kiedyś do Michała, człowieka bardzo zajętego, narzekającego na ciągły brak czasu, że nie traci tegoż czasu na dojazdy i powroty do szkoły. A Miś mi na to, ze nie traci też czasu na lekcje... No kurczę same plusy. I tak się głębiej nad tym,co powiedział zastanowiłam. I widzę, ze ma rację!

    Michał jest prawdziwym człowiekiem renesansu, takim małym Leonardem interesującym się wszystkimi dziedzinami i we wszystkim posiadającym zdolności. Teraz, kiedy lekcja leci on-line, oprócz uczestnictwa w niej, Michałek spokojnie może poczytać w trakcie książkę, zbudować machinę, obejrzeć jakiś filmik ciekawy na YT, wykonać doświadczenie fizyczno - chemiczne, zrobić projekt i wydrukować coś na drukarce 3D (ostatni hit mikołajowy). Oczywiście w czasie trwania lekcji odrabia wszystkie zadania z innych przedmiotów, żeby nie tracić na to bezsensownie czasu po lekcjach, a czasem nawet pomoże bratu zdalny sprawdzian napisać.:) Zdalne nauczanie nauczyło go umiejętności kombinowania, jakże przydatnej w życiu (kolejny plus). Nauka szkolna na tym rozparcelowaniu uwagi na różne działania w żaden sposób nie ucierpiała, o czym świadczą oceny na poziomie celująco - bardzo dobrym. Za to z przerażeniem stwierdzam, że wiedza pozaszkolna Michałka osiąga coraz wyższe poziomy w takim tempie, że nie mogę za nim nadążyć. Tempo nabywania nowych umiejętności najlepiej pokazuje przygoda z kostką.

czwartek, 17 grudnia 2020

Niespodziewane spotkanie


    Nie tak miało to spotkanie wyglądać,oj nie tak... Miał być środek dębowego lasu, jesień, słoneczny dzień i ona, rozświetlona słońcem, czekająca na sesję i śmiejąca się do mnie spod drzewa. Marzenia piszą swoje scenariusze, a życie ma własny projekt na ich realizację. Jeśli do tego mamy do czynienia z nieprzewidywalnymi stworzeniami, jakimi są grzyby, powstają historie takie jak ta.

    Jest połowa grudnia roku korony. Dokładnie 16 dzień tego miesiąca. Wracam z szybkiego wypadu do małego sklepu rybnego z zakupami poczynionymi w ramach obiadokolacji. Wybieram drogę inną niż zazwyczaj, bo się spieszę, więc nie będę okrężnymi skrótami połowu nieść. Na trasie mam Biedronkę, która jest bardzo blisko, ale chodzić do niej nie lubię. Idę szybko, gdyż albowiem się spieszę, właściwie nie rozglądam się na boki więcej niż jest to konieczne, żeby nie wpaść pod jakieś auto. Nagle coś mi w oczach mignęło i kazało się zatrzymać. Świadomość gnała mnie do domu,  a podświadomość szukała grzybów! Zatrzymałam się i już wiedziałam, ze to jest wyjątkowy dzień. To już druga miła niespodzianka! 

wtorek, 15 grudnia 2020

Tak niewiele do uciechy potrzeba

     W sobotę rano, kiedy tylko nieco się rozjaśniło, widać było doskonale mgłę i tylko mgłę. Poza nią nie było widać nic, nawet najbliższego bloku. Wcale się nie chciało spieszyć ze wstawaniem, ale tym razem młodzi dążyli do jak najszybszego wyruszenia tam, gdzie jest śnieg. Pawełek sprawdził swoja prognozę pogody, która wieszczyła niskie chmury i dzień cały ponury. Zdecydowanie nie brzmiało to zachęcająco, ale już wszystkie kombinezony i ortaliony czekały spakowane i nie mogły się doczekać, kiedy zostaną wykorzystane do tarzania się po śniegu. Dopakowałam prowiant i wyruszyliśmy w mglistą rzeczywistość. 

    Mgła towarzyszyła nam do zarabia. A później wyskoczyło słońce, które rozświetliło leżący na łąkach śnieg. Zupełnie inaczej świat zaczął się prezentować w tych przyjaznych okolicznościach przyrody. Słońce towarzyszyło nam aż do Działu Spytkowickiego, a po wjechaniu na Orawę znowu wpadliśmy w mgłę. Na domiar złego zniknął też śnieg. Przyjemniej zrobiło się dopiero w górze Lipnicy, blisko Babiej. Śniegu wiele nie było, ale za to drzewa, trawy i krzaki otuliły się piękną szadzią.

wtorek, 8 grudnia 2020

Mikołaj inny niż wszystkie


      W tym roku nie było rozmów o Mikołaju i prezentach od niego, chociaż przez ostatnie lata takie dyskusje chłopcy prowadzili od września. Nie było też pisania listów do świętego Mikołaja, co zazwyczaj następowało w połowie listopada, jeszcze przed Krzysiowymi urodzinami... O nic chłopaków nie pytałam ani o niczym im nie przypominałam, bo o czym jak o czym, ale o prezentach mikołajowych to oni na pewno nie zapomnieli. W końcu, pod koniec listopada, wszystko się wydało - otóż Michałek z tatą weszli w potajemne konszachty i za moimi plecami zamówili prezent dla Michałka. Pawełek przyznał się, że wszystko z Michałem uzgodnił, a prezent ma pokryć zapotrzebowanie mikołajowe i gwiazdkowe. Skoro sprawa już się rypła, to zapytałam Miśka czy już nie wierzy w istnienie Mikołaja przynoszącego prezenty. A on, z rozbrajającą miną powiedział, że już rok temu wiedział, ale jeszcze bardzo chciał wierzyć i matka taka była przekonująca, że jeszcze odrobinkę się łudził, że to prawda. Ostatecznie dziecinną wiarę zabił internet, w którym zostały znalezione wszystkie informacje na temat Mikołaja. I już wiadomo, czemu Michał listu nie pisał, tylko tatę do zakupu przekonał.

niedziela, 6 grudnia 2020

Zimowe grzybki z Lasku Wolskiego

      Listopad zaskakiwał cudną, ciepłą aurą, a teraz grudzień robi nam to samo. Po kilku mroźniejszych dniach znowu mamy piękną, jesienną, słoneczną pogodę. Wykorzystaliśmy ja na poszukiwania zimowych grzybków w Lasku Wolskim. w tym tygodniu nie pojechaliśmy nigdzie dalej, więc była wreszcie okazja, żeby spenetrować znajome miejscówki w mieście. wyruszając liczyłam na spotkanie całej wielkiej zimowej trójcy jadalniaków - uszaka, boczniaka i zimówki. Najbardziej jednak zależało mi na uszakach, bo w spiżarni zaczęło prześwitywać dno w przedostatnim słoju z nimi. A zimowych obiadów, bez dużej ilości uszaków, Michaś nawet sobie wyobrazić nie umie.

środa, 2 grudnia 2020

Pierwszy atak zimy

 

     W wielu miejscach weekendowy śnieg zaskoczył (głównie drogowców i kierowców na letnich oponach), a następnie stopniał, odsłaniając jeszcze jesienne oblicze ziemi. Pod Babią też przyszedł dla niektórych niespodziewanie.:) Na "mojej" prognozie pogody były przewidywane spore opady śniegu, Lipniczaki też potwierdzali takie przewidywania, ale Pawełek upierał się, ze tylko tak delikatnie poprószy, bo "jego" prognoza zapowiada tylko symboliczne opady. W związku z tym, ze Pawełkowa prognoza jest uznawana powszechnie za najlepiej sprawdzalną i przewidywalną, dzieciaki nie chciały wierzyć, że na rano będzie biało, nawet jak w sobotni wieczór zaczęło całkiem na poważnie posypywać. Kiedy rano otworzyli oczęta i zobaczyli pobielony świat, wpadli w szał zachwytu, a Krzysiek gotów był biec w piżamie, żeby odśnieżać samochód. Nie wiem, czemu tak mu się wymarzyło o poranku skrobanie szyb i zmiatanie śniegu, ale nie mógł się doczekać aż mu pozwolę te czynności wykonać.