poniedziałek, 27 grudnia 2021

I już po świętach...

 

    Od 2009 do 2020 roku święta spędzaliśmy na wyjeździe, więc zamiast robienia zakupów i szykowania jedzonka, trzeba się było spakować, a później rozpakować i chodzić na wycieczki i spacery, znajdować zimowe grzybki i korzystać z tego, co przygotowali inni. Rok obecny z założenia miał być inny, bo świąteczny czas mieliśmy zamiar spędzić w naszym własnym wiejskim domku, który miał być gotowy pod koniec grudnia. Te plany leżały w gruzach już od jesieni albo nawet od lata, bo było już wiadomo, że na grudzień nie będzie ani domku, ani kominka, ani paru innych rzeczy, które być miały, a nie są. W efekcie zostaliśmy w naszym krakowskim domku. Dla Michała i Krzysia to były pierwsze święta spędzone w domu, a nie na wyjeździe. Ale i tak nie było nudno, bo całe stado zostało wyprowadzone i przegonione na spacerkach.

środa, 15 grudnia 2021

Śnieżne szaleństwo

 

     W porównaniu z Krakowem, okolice Babiej Góry prezentują się jak bajkowa kraina. Bielutko, czyściutko i zabawnie. W sobotę rano tak przymroziło, że Zołza po paru minutach spaceru zamarzła na paździapie. Końcówki wąsów, brwi i dłuższych włosów posiwiały momentalnie, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało w okazywaniu radości z psiej egzystencji. Bardzo mi się spodobało określenie śniegu w odniesieniu do zachowania psów - sypnęli kokainą.:) Tak właśnie od rana Zołza dawała czadu w śnieżnych zaspach. I wcale nie chciała iść na śniadanie, bo chyba nie bardzo wierzyła, że oprócz wolności na działce, pójdziemy na długi spacer. Po raz nie wiem już który pomyślałam sobie: "jak to dobrze, że ona jest i wprowadza tyle dziecięcej energii w codzienność". Chłopaki już się tak zestarzały, że zatracili zdolność cieszenia się kokainą z chmur.

wtorek, 7 grudnia 2021

Dwunasty raz na Babiej w 2021 roku

     Mogę napisać, ze ja swoje postanowienie na 2021 rok, zwane też wyzwaniem lub czelendżem zrealizowałam. Dwunaste, grudniowe wejście i zejście z Babiej stało się faktem dokonanym. Towarzyszyli mi Michał i Krzyś. To oni najwytrwalej wędrowali ze mną przez kolejne miesiące na szczyt Babiej. Nie byli tylko w lutym, kiedy ilość śniegu wymagała założenia rakiet (chłopaki tego sprzętu jeszcze nie mają ze względu na szybki przyrost długości stóp), ale Krzyś nadrobił ilościowo to wejście w lipcu, kiedy był na Babiej dwukrotnie. Michał opuścił jeszcze jedno wejście, więc sumarycznie był na szczycie 10 razy. 

    Jakie refleksje po zakończeniu zadania? Przede wszystkim - Babia jest niesamowita i wyjątkowa w każdym miesiącu roku, o każdej porze. A ja nadal jestem uparta i jak sobie coś umyślę, to nie ma opcji, żeby było inaczej. Znaczy się jeszcze nie zgnuśniałam od dobrobytu.;)

wtorek, 23 listopada 2021

Zołza poznaje zimowe grzyby

 

    Temperatury i długość, a właściwie krótkość dnia wywołały na świat zimowe grzyby. Prawdę mówiąc, na moich stałych miejscówkach nie miałam kiedy ich w tym roku poszukać, bo różne zajęcia w ciągu tygodnia zabierają cały czas, a weekendy, ze względu na prace budowlane, spędzamy wszystkie pod Babią. Nie jeździło się na Orawę w listopadzie czy grudniu, bo to był czas na spacery w innych lokalizacjach. Ale teraz się wszystko pozmieniało i koniecznością jest poszukanie stanowisk zimowych grzybków tam, gdzie jest szansa pochodzić. Orawa nie sprzyja zimowym gatunkom, bo mało tu drzew liściastych, a temperatury też sporo niższe niż na przykład w okolicy Krakowa. Niemniej, w sobotę udało się znaleźć miejscóweczkę zimówkową. To pierwszy gatunek z zimowej trójcy, jaki poznała Zołza.

niedziela, 14 listopada 2021

Niepodległościowy marsz na Babią


     Połączenie listopadowego wejścia na Babią z marszem niepodległościowym z okazji święta 11 listopada, przyszło mi do głowy miesiąc temu, podczas październikowego zdobywania szczytu Babiej Góry. Zapytałam Krzysia, czy będzie niósł flagę na szczyt, a on był zachwycony tym pomysłem. Spakowałam więc flagę na przedłużony z powodu święta wyjazd weekendowy i zgodnie z planem ruszyliśmy o siódmej rano na przełęcz Krowiarki. Pawełek nas podwiózł i wrócił do Lipnicy, żeby opiekować się Zołzą, która w dalszym ciągu jest za młoda, żeby ją wziąć na szlak. 

    Na parkingu było już dużo samochodów, a między nimi uwijał się tłum chętnych do wejścia na górę. Osobiście wybrałabym mniej uczęszczany szlak, ale Michał marudzi, ze inna droga jest zbyt męcząca. A skoro już się zdecydował iść, to podjechaliśmy na szlak, który jest dla niego wystarczająco lekki. Pogoda zameldowała się na starcie dnia rewelacyjna, bardziej kwietniowa niż listopadowa - ze słoneczkiem, bezchmurnym niebem i ciepłym wiatrem. Nie spodziewałam się tak doskonałych warunków na listopadową wycieczkę. Minusem takie pogody była duża ilość turystów. Krzychu wziął flagę i poszliśmy zakupić bilety.

środa, 3 listopada 2021

Stary miesiąc, nowy czas

 

     Dobił październik do swego kresu rozświetlony słońcem i tak ciepły, ze w ciągu dnia trzeba było zrzucać kurtki i bluzy, bo spokojnie wystarczała koszulka z krótkim rękawkiem. Ostatni weekend z taką przepiękną aurą dał nam dodatkowo godzinę w gratisie, co oczywiście skrupulatnie wykorzystaliśmy na ciekawe działania. Grzyby pozostały niestety niewzruszone i czekają w uśpieniu na przyszły rok. W związku z tym zostały nam bezpozyskowe spacery, które są na tyle atrakcyjne, że nawet bez pełnego koszyka chce się iść. Przynajmniej mnie i Zołzie.

środa, 20 października 2021

Złoty październik

 

   Październik od początku swego istnienie, zaskoczył na Orawie kompletnym brakiem grzybów pozyskowych. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek było aż tak kiepsko. To teraz powinien być złoty czas pieprzników trąbkowych, opieniek i orawskich rydzów. A ich nie ma. Za to październik zaskakuje dalej - teraz piękną pogodą, słońcem, ciepłem w ciągu dnia i niemal zupełnym brakiem opadów. Coś tam sypnęło krupem śnieżnym, ale to był tylko taki incydent półdniowy i zaraz wróciło słoneczko. W takich warunkach bezgrzybowych na sobotni spacer pod Babią zapomniałam nawet zabrać koszyk. Nie był zresztą do niczego potrzebny, chociaż parę grzybków po drodze się trafiło.

wtorek, 12 października 2021

Październik na Babiej


       Wykrusza mi się, oj wykrusza towarzystwo do comiesięcznych wejść na Babią. W październiku odpadł Michał, który stwierdził, ze jemu się tak nie chce męczyć. Ostał mi się jeno Krzyś, który, znając jego upór odziedziczony po mamusi, dotrwa do ostatniego, grudniowego wejścia. Nie czekałam na kolejny weekend październikowy, tylko zdecydowałam, ze trzeba wykorzystać pogodę i w październiku mieć jeszcze bardziej jesienne niż zimowe wejście. A jesień przyszła biegusiem - w porównaniu ze stanem sprzed dwóch tygodni, kiedy to robiliśmy wrześniowe wejście, przyroda znacznie zbliżyła się do zimy.

wtorek, 5 października 2021

Ostatnie grzyby z Orawy?

 

  Ten rok w orawskich lasach przejdzie do historii zapisanych w kronikach grzybowych przede wszystkim jako rok krótki. Smardze zaczęły się wyjątkowo późno, bo zima długa była, a wiosna ślamazarzyła się okrutnie nie mogąc nadejść. Lato przeszło pod hasłem jednego konkretnego rzutu borowików i wszyscy szykowali się z koszykami na jesień. A tu jesienne grzyby pokazały figę z makiem. We wrześniu rosły pojedyncze borowiki i koźlarze. Do nich dołączyły mleczaje jodłowe, czyli orawskie rydze. Można ich było parę garści pozyskać, ale były to ilości na smaka, a nie hurtowe. Wszyscy czekali na październik i ogromny wysyp rydzowy... A tu zamiast zmasowanego ataku grzybów wszelakich, pokazały się opieńki, które są oznaką końca obfitych grzybobrań. Teraz opieńki już dogorywają i ze względu na wiek i poziom robaczywości, nie nadają się już do zbioru. Mimo braku koszykowych grzybów,spacer po kolorowym lesie jest zawsze przyjemnością z górnej półki.

poniedziałek, 27 września 2021

Dziewiąty raz na Babiej w tym roku

    Wyzwanie na 2021 rok trwa. Już dziewiąty raz w tym roku zdobyliśmy szczyt Babiej. Wrześniowe wejście, odłożone na ostatni weekend tego miesiąca, odbyło się przy pięknej, słonecznej, całkiem letniej pogodzie. Po zachmurzonej i mglistej sobocie, kiedy szczytu w ogóle z dołu nie było widać, bezchmurny niedzielny poranek wydawał się nierealny. Pojechaliśmy pod Babią na dwa samochody. Ja zostawiłam swój przy Stańcowej i wsiadłam do Pawełkowego, którym dojechaliśmy na Krowiarki. Nie było jeszcze siódmej, a parkingi pękały w szwach. Trudno było znaleźć miejsce, żeby się na chwilę zatrzymać i wypakować z auta. Pożegnaliśmy Pawełka i Zołzę i weszliśmy na czerwony szlak. Budka z biletami była jeszcze zamknięta, więc mogliśmy zdobywać szczyt za darmo.:)

wtorek, 21 września 2021

Po dwóch tygodniach na Orawie

 

    Dwa tygodnie dałam orawskim lasom odpocząć od mojego pazerniactwa i liczyłam na to, że przez ten czas zbiorą wszystkie siły, żeby w połowie września eksplodować obfitością i różnorodnością koszykowców i ciekawostek. Po przeprowadzonej inspekcji, stwierdziłam, że nie wykorzystały dobrze tego czasu i prawdęmówiąc, jestem zawiedziona. Nie tylko ja zresztą - do Lipnicy zjechało sporo grzybiarzy, którzy też liczyli na obfite zbiory, a znaleźli tyle, co ja albo i mniej. Zobaczcie zresztą sami,na co można liczyć jadąc pod Babią.

poniedziałek, 6 września 2021

Wrześniowy koszyczek orawski


      Po trzech dniach spędzonych w Krakowie, rozpoczęciu roku szkolnego i próbach ogarnięcia miejskiej rzeczywistości. Po nacieszeniu się konikami, które za rok już nie będą zostawać na wakacje, tylko pojadą ponownie na Orawę, czekaliśmy z utęsknieniem na weekend. Te trzy dni zmęczyły mnie bardziej niż miesiąc wakacyjnej roboty w polu.;) W piątek zwolniłam chłopaków wcześniej ze szkoły (i tak te pierwsze lekcje niczego nie wnoszą) i pojechaliśmy na wieś. Po przyjeździe Zołza eksplodowała radością, bo to przecież miejsce, które zna znacznie lepiej niż krakowski domek. To własna łąka, podwórko i las. I jeszcze wieczorny grill, na który młoda melduje się natychmiast jak tylko zobaczy, ze z magicznego pudła zwanego lodówką przekłada się różne pachnące zawiniątka do koszyka. Piątkowe popołudnie w Lipnicy tak nas domęczyło, że poszliśmy spać z kurami albo nawet chwilę wcześniej niż one.

poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Koniec wakacji

 

    Wszystko ma swój nieuchronny koniec, który zazwyczaj następuje za wcześnie, za szybko i nie wtedy, kiedy by się chciało. Tak jest każdego roku z wakacjami i tak dzieje się teraz. Tegoroczne wakacje żegnają nas obfitymi łzami wylewanymi z szarego nieba. Nie jest tak źle, bo wielki wysyp grzybowy został w całości wykorzystany i się zakończył. Teraz w lesie można pospacerować, pooglądać grzybowe cuda, ale koszyka już się za bardzo nie napełni, chociaż na chwilę obróbki zawsze się coś spazerniaczy.:) A bywało czasem znacznie trudniej opuszczać babiogórskie tereny, bo intensywny wzrost grzybów był w pełni, a raz zaczął się dokładnie dzień przed naszym wyjazdem do miasta. Tak, ze teraz żegnamy się z wakacjami w pełni spełnieni pazerniaczo.

wtorek, 24 sierpnia 2021

Sierpniowe wejście na Babią

 

    Kontynuujemy tegoroczne wyzwanie - Babia została zdobyta po raz ósmy. Dniem wejścia była sobota. Gdyby nie Zołza, poszlibyśmy zapewne w jakiś dzień w środku tygodnia, kiedy na szlaku są pustki. Ale Zołza jest jeszcze za malutka, żeby iść na Babią albo zostać samotnie w domu, a już za ciężka, żeby ją wynieść na górę w nosidełku. Trzeba było zatem iść na górę w dzień weekendowy, kiedy córeczka mógł się zająć tata Pawełek. Żeby nie zostawiać ich zbyt długo samych, wybraliśmy najszybszy szlak zielony, którym weszliśmy i zeszliśmy. Tym razem do mnie, Michała i Krzycha dołączyli Natalka i Piotr. Wyjechaliśmy z kwatery o 6:30, a kwadrans później ruszyliśmy na szlak.

piątek, 20 sierpnia 2021

A ja rosnę i rosnę...


     Zołza rośnie jak na drożdżach. Każdego dnia jest większa, cięższa i ma coraz to nowe, niejednokrotnie bardzo kreatywne, pomysły. Zrobiła się też zdecydowanie odważniejsza i wielki świat już jej tak nie przeraża, w związku z czym nie pilnuje nas tak, jak na początku i zaczyna chadzać własnymi ścieżkami. Dopóki jest to bezpieczne, podążam za nią, ale kilka razy trzeba było dziewczynkę zawrócić, bo schodziła na manowce. Na szczęście jedzonko w kieszeni działa w takich przypadkach cuda.:) Odnośnie jedzonka i kieszeni, zastanawiam się, gdzie ja będę trzymać łapówki dla koni. Obecnie "ich" kieszeń przejęła Zołza, a przecież niedługo wakacje się skończą i wrócimy do krakowskiego życia. Obawiam się o Zołzę, która miejskiego życia zupełnie nie zna. Staramy się ja trochę oswajać z ruchem na drodze, ale nie ma pod tym względem porównania między Lipnicą, a Krakowem. Na pewno będzie miała stres. Pamiętam jak dziś, jak malutki Michałek, po powrocie z trzymiesięcznego pobytu na wsi, nie umiał chodzić po betonowych płytkach chodnikowych, a winda wywoływała przerażenie...

środa, 11 sierpnia 2021

Grzybobranie z gościem z Poznania

 

      Dwa poprzednie tygodnie w orawskich lasach były cudowne pod względem grzybowym - grzybów było nie do wyniesienia i można było jeździć do lasu z przyczepką. Teraz już tak bogato nie jest, ale koszyk można napełnić. Przekonał się  tym Piotr, który przyjechał do nas z Poznania, żeby popazerniaczyć w górskich lasach. Jechał całą noc, żeby ran ruszyć na pozysk, ale musiał chwilę poczekać, bo Michał z Krzychem jeszcze spali. Na poszukiwania grzybów ruszyliśmy o ósmej, wybierając las, w którym tydzień temu mieliśmy rekordowy, tegoroczny zbiór.

niedziela, 1 sierpnia 2021

Zołza


    24 lipca do Menażerii dołączyła Zołza, moja córeczka. Od dawna wiedziałam, że pojawi się w naszym domu, bo czekałam tylko na moment, w którym Michał i Krzyś będą już prawie samoobsługowi i dadzą radę pomóc w opiece nad młodszą siostrzyczką, a nie będą tej opieki wymagać bardziej od niej. Również rasę wybrałam dawno temu. W ubiegłym roku wiosną doszłam do wniosku, ze to najwyższa pora, żeby znaleźć hodowlę, z której Zołza będzie się wywodziła. Tu trafiłam na schody, których się nie spodziewałam, bo po kilku kontaktach internetowych i telefonicznych okazało się, że odpowiednimi właścicielami borderów są tylko posiadacze tych psów, a dołączenie do tego grona jest mocno ograniczone. Wpływ na to miał też ogromny bum na szczeniaki wywołany wirusem. Nie zrezygnowałam z poszukiwań i znalazłam hodowcę, który potraktował mnie jak klienta, a nie intruza. Zołza miała do nas trafić dopiero jesienią, po zakończeniu intensywnych wakacyjnych działań, ale pojawiła się na świecie wcześniej i jest z nami już tydzień, a ja sobie przypominam jak to jest z małym dzieckiem w domu i w lesie.:)

wtorek, 27 lipca 2021

Lipcowe wejście na Babią

 

      Lipcowe wejście na Babią wyróżnia się tym, że Wiola, która dotychczas wiernie mi towarzyszyła w realizacji długoterminowego przedsięwzięcia, zrezygnowała  ze zdobycia szczytu na rzecz pozysku borówek na Babiej. Uzgodniłyśmy, że nazbieranie pięćdziesięciolitrowego kosza owoców i zniesienie go z połowy wysokości góry, jest na tyle trudnym wyzwaniem, że spokojnie można Wioli to lipcowe wejście zaliczyć. Zwłaszcza, że z takim koszem biega po Babiej codziennie... 

     W związku z powyższym miałam do towarzystwa wyłącznie męską ekipę - Michała z Krzychem, Miłosza oraz Eryka. I w końcu zrealizowaliśmy plan zejścia na stronę słowacką, co mnie się bardzo podobało, a chłopakom niestety nie. Ale o tym za chwilę. Na razie ruszamy pod górę.

wtorek, 20 lipca 2021

Po deszczu w orawskich lasach

 

      Po obfitych opadach deszczu, które kilkakrotnie dogłębnie namoczyły ściółkę, po gorących i parnych dniach, wreszcie po ciepłych nocach, grzyby powinny galopem meldować się na swoich miejscach pod drzewami, w trawie, nad strumykami i na wzniesieniach. Powinno być na bogato i kolorowo w lesie. No właśnie... Powinno być, a nie jest. Najbardziej chyba zdumiewa mnie brak siatkoblaszków maczugowatych, które standardowo startowały w ostatnich dniach czerwca, a najpóźniej w pierwszych dniach lipca. W tym roku nie pokazała się ani sztuka na żadnym ze znanych mi, bogatych stanowisk. Jeżeli wyskoczą teraz, będą miały dokładnie miesięczne opóźnienie. A co rośnie? Zobaczcie sami.

wtorek, 13 lipca 2021

Pierwszy szlachetniak z orawskiego lasu

 

    Orawskie grzyby mają w tym roku strasznie pod górkę. Jak nie zimno i śnieżnie, to upalnie i sucho. Wszystkie okoliczne burze i deszcze dokładnie nas omijały. Największe przeleciały wysoko nad nami i pognały do Krakowa, gdzie narobiły sporo zamieszania. Z jednej strony dobrze, że gwałtownych zawirowań burzowych nie było,ale z drugiej pragnienie deszczu wyzierało z każdego zakamarka. Ziemia popękała miejscami tak, że potworzyły się w niej dwucentymetrowe szpary jak na pustyni. Z nieba lał się żar, Michał z Krzychem odmówili współpracy i siedzieli w basenie, a ja desperacko każdego dnia szukałam równie jak ja zdesperowanych grzybów. W sobotę, 10 lipca, w tych wysuszonych okolicznościach udało mi się znaleźć pierwszego borowika szlachetnego.

środa, 7 lipca 2021

Kurnik się otworzył :)

 

    Jeszcze w niedzielny poranek oglądałam zdjęcia z kurkowymi doniesieniami z czterech stron świata i ślinka mi kapała na widok koszyków, misek i wiaderek wypełnionych kurami. Taką samą reakcję powodowały wysypane na blat stołu żółciutkie grzybki, a zdjęcia z rosnącymi gromadnie kureczkami wywoływały zazdrościę i mocniejsze bicie serca. Niezmiennie kurki pozostają moimi ulubionymi  grzybami konsumpcyjnymi i już mi się tęskniło za ich smakiem, a one jakoś nie zamierzały się w moich lasach zameldować, chociaż gdzie indziej rosną już od dawna.

piątek, 2 lipca 2021

Szósty raz na szczycie Babiej!

 

    28 czerwca, w poniedziałek, osiągnęliśmy półmetek tegorocznych planowych wejść na Babią Górę. To było równocześnie pierwsze wejście wakacyjne i pierwsze w warunkach wiosennych, a nie zimowych. Na Babiej nie ma już śniegu; czerwcowe upały dały mu radę. 

     Tym razem do ekipy złożonej z Wioli, Michałka, Krzycha i mnie dołączyła Asia z wnukami - Dominiką i Maćkiem. Pierwotny plan zakładał wejście zielonym szlakiem, od Stańcowej, zejście na słowacką stronę szlakiem żółtym i powrót szlakiem prowadzącym u podnóża Babiej od Slanej Wody do Stańcowej. Plan został zmieniony, ponieważ Asia stwierdziła, że to za daleko dla niej i jej ekipy. W związku z tym zrobiliśmy zielony szlak tam i z powrotem, tak samo jak w maju. Zejście na słowacką stronę zostało odłożone na wejście lipcowe.

poniedziałek, 28 czerwca 2021

Wakacje wystartowały

    Zamiast zakończenia roku szkolnego i odbierania świadectw, był wakacyjny wyjazd. Po tych kilku tygodniach, w czasie których wszystkie dzieci spotykały się w szkole, na zakończenie roku został ogłoszony ścisły reżim sanitarny, z maskami, odstępami i każdą klasą osobno wchodzącą do szkoły. W takim cyrkowisku brać udziału nie mieliśmy zamiaru, więc świadectwa odbierze Pawełek w tygodniu, a my się wakacjujemy od piątkowego poranka.

wtorek, 22 czerwca 2021

Tylko ceglasie dają radę w upale


     Ostatni półweekend wolności... Pół, bo w niedzielę chłopaki wróciły z mazurskiego rejsu. A zanim wróciły, złożyły zamówienie na obiad swoich marzeń z zup królową - pomidorową w roli głównej. Dwutygodniowa rozpusta jedzeniowa polegająca na konsumpcji pączków, lodów i innych słodyczy najwyraźniej się znudziła i zatęskniło się Michałkowi i Krzysiałkowi za zwyczajną, mamową kuchnią. Chcąc sprostać ich wymaganiom i przyjąć ich w domu godnie - pomidorówką i mizerią,  opuściłam Orawę w niedzielny poranek, przeznaczając pół weekendu na gotowanie, a nie włóczenie się po lasach. Ponieważ nie lubię być stratna, jeśli chodzi o to leśne włóczęgostwo, to sobie przedłuzyłam weekend w drugą stronę i do Lipnicy przyjechałam już w środę po południu.:) Droga to był koszmar, bo na wysokości Myślenic drogowcy zrywali z drogi nawierzchnię i zwęzili sobie szosę do jednego pasa. Skutkiem był korek, w którym stałam ponad godzinę. Temperatura powietrza - 30, asfaltu pewnie z 50, a u mnie klima działa jak się otworzy wszystkie okna i jedzie co najmniej 60 na godzinę.;) Jednym słowem usmażyłam się, a telefon wyłączył się z powodu przegrzania.

wtorek, 15 czerwca 2021

Babskie świętowanie pod Babią

 

   Po raz drugi od ponad dwunastu lat taka okazja mi się trafiła, więc trzeba ją było odpowiednio uczcić. Cała moja dwunożna menażeria pojechała sobie na Mazury, żeby się bujać na łódce, a ja w związku z tym mam wolne od pamiętania o wszystkim za nich, codziennych nastoletnich pyskówek, sprzątania, gotowania i stu tysięcy innych rzeczy. Zrobiłam sobie przedłużony weekend pod Babią i zanim dojechały koleżanki na weekendową imprezkę już parę lasów obleciałam, żeby sprawdzić, gdzie warto je zabrać, żeby sobie coś znalazły. Inspekcja nie wypadła zbyt zadowalająco, bo w lasach zrobiło się już sucho i tylko pojedyncze sztuki dały radę wyskoczyć nad powierzchnię ziemi. Najlepsze tereny łowieckie zostawiłam na sobotę i niedzielę, więc możecie się z nami teraz wybrać na poszukiwania.:)

poniedziałek, 7 czerwca 2021

W Lesie Bronaczowa kiepściutko

 

    Wydawało mi się, ze skoro już pod Babią całkiem dorodne ceglasie można znaleźć i to w ilościach większych niż trzy sztuki, to w znacznie cieplejszym, podkrakowskim Lesie Bronaczowa, tych ceglasi będzie znacznie więcej, a już na pewno będą większe i dorodniejsze od tych orawskich. Zwłaszcza, że ostatnie dni były znacznie cieplejsze niż ostatni miesiąc. W związku z takimi optymistycznymni przewidywaniami, wzięłam całkiem spory koszyk, pazerniaczy nóż i aparat. Paweł z dziećmi zajęli się szykowaniem kajaka na warsztacie, a ja pojechałam do lasu.

wtorek, 1 czerwca 2021

Smardzowo - borowikowy weekend

 

     Kolejny zimny i deszczowy weekend lipnicki za nami. To już końcówka maja, a temperatury nadal spadają nocą poniżej pięciu stopni, a w dzień dochodzą maksymalnie do 10. Zimowe kurtki i ocieplane gumowce nadal są codziennym strojem. W tych trudnych warunkach rośliny użytkowe całkowicie odmawiają współpracy, ale grzyby radzą sobie całkiem nieźle.

czwartek, 27 maja 2021

Babia majowa zaliczona

 

     Piąte tegoroczne, majowe zdobycie szczytu Babiej Góry odkładałyśmy z Wiolą na drugą połowę maja, żeby już cieplej było i bardziej wiosennie, żeby słoneczko przyświeciło, a ptaszki śpiewały radośnie. Druga połowa maja przyszła zgodnie z planem, ale wiosna jakoś nadal dotrzeć nie może. Czekać już dłużej na nią nie było można, więc w niedzielę, 23 maja, wystartowaliśmy z lipnickiego podwórka o 7:30. Dołączyła do nas Gosia, która przyjechała specjalnie na wejście na Babią. Reszta ekipy standardowa - Michał z Krzychem, Wiola i ja. Tym razem w planie był zielony szlak tam i z powrotem, więc nie było potrzeby angażowania Pawełka w podwożenie nas na start, skoro mieliśmy schodzić w tym samym punkcie, z którego wystartowaliśmy.

wtorek, 25 maja 2021

Nadal rosną :)

 

    Szum deszczu spadajęcego na trawę i liście, uderzenia kropelek o parapet i drewnianą podłogę lipnickiego balkonu to dźwięk wyznaczający każdy kolejny dzień tegorocznej wiosny. Bo dzień bez deszczu to dzień stracony. W dodatku w górach temperatury co najmniej z miesięcznym opóźnieniem w stosunku do lat ubiegłych. W ten weekend na termometrach było 2-5-7 stopni. W takich warunkach nie chcą rosnąć rośliny ani bardziej ciepłolubne grzybki, ale za to te wiosenne czują się całkiem nieźle. Zobaczcie zresztą sami jakie sztuki spotkałam podczas sobotniego spaceru.

wtorek, 18 maja 2021

Deszczowo, kwiatowo i smardzowo na Orawie

 

    Pada, pada i raz jeszcze pada... Odmianą w padaniu jest od czasu do czasu ulewa, ewentualnie burza. Wylewają się z nieba zaległości za ostatnie dziesięciolecie, kiedy to panowała susza. Na Orawie jest już tak mokro, ze nawet bagienne rośliny wymiękają i gniją w stojącej wszędzie wodzie. Ta sama bajka dotyczy grzybów. Nie inaczej jest w moim ogródku, który pierwszy rok uprawiam i od razu ma pod górę - późna wiosna, przymrozki, a teraz hektolitry wody. Chyba cud się musi wydarzyć, żeby mi jakieś pomidory czy ogórki urosły, a nie zgniły. Ale w sobotę był chwilowy przebłysk słońca i udało mi się zaliczyć spacerek wokół Grapy bez zmoczenia. Jak na tegoroczne warunki, to już luksus. Zobaczcie jak się toczy orawskie życie.

czwartek, 13 maja 2021

Sezon bacówkowy z opóźnieniem, a granica zabetonowana


     Wiosenna Orawa to przede wszystkim smardze, ale nie tylko. To również początek sezonu wypasowego, pierwsze sery, najlepsze na świecie i wycieczki zagraniczne na słowacką stronę. To także przepiękne widoki i klimat, którego nie ma w żadnym innym miejscu. Od zawsze Orawa była po obu stronach granicy - polskiej i słowackiej. Nawet jak na przejściach granicznych stali celnicy, to bez problemu można było z jednej strony na drugą się przemieszczać. Tę swobodę i jedność Orawian rozwalił kowidek, który Słowaków uwięził bardziej niż nas. Zobaczcie jak to wygląda teraz. I co się dzieje na orawskich halach wypasowych.

poniedziałek, 10 maja 2021

Tygodniówka na smardzowym szlaku

 

    Po majówkowym weekendzie zostałam z Michałem i Krzysiem na Orawie, żeby jeszcze pokorzystać z uroków wiejskiego życia i nacieszyć oczy majowymi grzybkami. Po raz kolejny prognostycy głosili, że to będzie wreszcie ten tydzień, w którym nastąpi przełom i kulawa wiosna w końcu dokuśtyka tu, gdzie na nią z utęsknieniem czekamy. Przepowiednie pozostały niestety tylko przepowiedniami, a zamiast słoneczka i wreszcie wyższych temperatur, mieliśmy przelotne opady śniegu, nocne przymrozki i lodowaty wiatr urywający chwilami beretkę. Mimo tak niekorzystnych warunków, dzięki zimowym kurtkom i ocieplanym butom, spędziliśmy całkiem przyjemne chwile na smardzowym szlaku.

poniedziałek, 3 maja 2021

Nie damy sobie odebrać majówki!

 

    Wszystko się sprzysiegło, żeby majówki w tym roku nie było. Nie dość, że nie ma jak przedłużyć weekendu z okazji majowych świat, to jeszcze chore obostrzenia nierządowe i na dobitkę pogoda, która z wiosenną, majową aurą nie ma nic wspólnego. Na przekór tym wszystkim niedogodnościom, realizujemy standardowy plan majowy - jesteśmy, jak zawsze, na Orawie, są nasi przyjaciele i są smardze. Co prawda tylko ten nasze, polskie,  do oglądania, bo Słowacy postawili na granicy w Winiarczykówce wielkie betonowe bloki, żeby ich smardze drugi rok z rzędu nie miały naszej opieki.

wtorek, 27 kwietnia 2021

Tydzień przed majówką


      Zazwyczaj w ostatnim tygodniu kwietnia to już nawet w górach wiosna była w pełni rozkwitu i cieszyła oczy krokusami, pierwiosnkami i wiosennymi grzybami. Ale w tym roku wiosna jakaś kulawa - idzie, potyka się i drogę do nas gubi. O Orawie to chwilami całkiem zapomina i nawet nasłonecznionych łąk jeszcze nie zazieleniła. A my uparcie wiosny szukamy i sprawdzamy miejsca, w których powinny już czekać na nas grzybeczki nasze upragnione. W sobotę w planie było sprawdzenie miejscówki wodnichy marcowej. Stanowisko tego gatunku odkryłam dwa lata temu. Jest jednym z kilku znanych w Polsce. W ubiegłym roku owocniki się nie pokazały, bo wiosna była bardzo sucha. Teraz warunki są dobre, więc liczę na spotkanie z wodnichą.

czwartek, 22 kwietnia 2021

Na krakowskim grzybowisku

 

    Ten rok jest idealny dla wiosennych grzybów, które lubią, kiedy ciągle pada, a temperatura nie jest za wysoka. Jak już donosiłam, na jednej z miejscówek smardzówkowych, miało miejsce prawdziwe szaleństwo grzybowe. Miało, bo już okres świetności grzybki mają za sobą - zrobiło im się za mokro, a deszcz połamał wyrośnięte i nasączone wodą owocniki. Za to drugie stanowisko wcale w smardzówki nie obfitowało, za to inne grzybki się na nim pojawiły.

wtorek, 20 kwietnia 2021

Jest pierwszy smardz orawski!


     W piątek po południu jechaliśmy w stronę Lipnicy i z każdym kilometrem oddalającym nas od Krakowa, na łąkach było coraz więcej śniegu. Takie okoliczności pogodowe w drugiej połowie kwietnia nie nastrajają zbyt optymistycznie jeśli chce się w nich znaleźć jakieś grzyby. Na Orawie śniegu było nieco mniej, ale wystarczająco, żeby krajobraz uczynić bardziej zimowym niż wiosennym. W nocy z piątku na sobotę jeszcze dopadało białego. Na pierwsze przeszpiegi poszłam po południu w sobotę, bo wcześniej nie było szans wykopania czegokolwiek spod śniegu. W ciągu dnia zrobiło się cieplej i część białego zamieniła się w wodę. Można było iść i szukać.:)

środa, 14 kwietnia 2021

Krakowskie smardzówki rosną

 

     Tęskno nam już bardzo za słoneczną i ciepłą pogodą, za taką prawdziwą wiosną; chciałoby się już zrzucić grube kurtki i ciepłe buty. Byłoby cudnie... Ale póki co, na wysokie temperatury i słoneczne niebo nie ma szans, więc warto poszukać pozytywów w takiej aurze, jaka jest. Ja przedstawiam największy z nich - idealne warunki do wzrostu dla wiosennych grzybów.

wtorek, 13 kwietnia 2021

Babia kwietniowa całkiem jeszcze zimowa


     W cieplejszych miejscach wiosna już jest w pełnym rozkwicie zawilcowo - kokoryczowo - miłkowym; w Krakowie już rosną smardzówki, a na Śląsku smardze i inne wiosenne grzyby. Są jednak takie miejsca, w które wiosna jeszcze nie dotarła. Poszliśmy tam, żeby lepiej przedeptać dla niej szlaki, a ponadto realizować nasz tegoroczny plan - co miesiąc na Babiej. Kwietniowe wejście już za nami. Tym razem ekipa była nieliczna - Wiola, ja, Michałek i Krzyś. My się już pomęczyliśmy wspinaczką, a teraz czas na Was. Zapraszam na wspinaczkę.

środa, 7 kwietnia 2021

Wiosenne grzyby do spotkania teraz

 

     Ciąg dalszy znalezisk ze śląskich lasów. Wiadomo, ze głównym celem wycieczki były smardze, bo one są ikoną wiosennych grzybobrań z aparatem, ale inne gatunki sprawiają również wiele radości. Zobaczcie, co można teraz znaleźć w lesie i oczy nacieszyć.:) Oczywiście wszystkie prezentowane piękności pochodzą z leśnych zasobów Pawła, który nam co rok umożliwia nacieszenie się swoimi odkryciami. Samodzielnie, w ciągu jednego dnia na pewno nie zdołalibyśmy tylu gatunków znaleźć na obcym terenie, a dzięki Pawłowo=i,mamy wszystko przygotowane - grzybki czekają ustawione w szeregu i kolejno się meldują.

poniedziałek, 5 kwietnia 2021

Pierwsze smardze 2021

 

     Wiosna w tym roku jakoś się zbytnio nie spieszy z ciepełkiem, kwiatuszkami i innymi atrakcjami. A mimo to, mimo nocnych przymrozków, dziennych temperatur niewysokich, wiosenne grzybki dają radę. W Krakowie znaleźliśmy parę dni temu sporo smardzówek, a dzisiaj, w lany poniedziałek, dzięki uprzejmości Pawła z Jaworzna (Paweł i Grzyby) mieliśmy możliwość pooglądać i obfocić pierwsze dla nas w tym roku smardze. Na naszych orawskich miejscówkach trzeba będzie na te grzybki jeszcze trochę poczekać, bo tam w dalszym ciągu leży śnieg, ale śląskie śliczności są już na świecie i cieszą oko.:)

sobota, 3 kwietnia 2021

Krakowskie smardzówki wreszcie znalezione

 

    Mniej więcej od połowy marca, jak co roku, regularnie kontrolowałam smardzówkowe miejscówki znajdujące się w Krakowie i jego okolicach. Czasem zdarzało się, że pierwsze egzemplarze tych najwcześniej pojawiających się smardzowatych, wyskakiwały już przed pierwszym dniem wiosny, a czasem bywało i tak, ze dopiero pod koniec pierwszej dekady kwietnia znajdowałam pierwsze. Oczywiście mowa tu o owocnikach już dobrze wykształconych i mających wielkość co najmniej dwóch centymetrów. Mniejszych nie szukam, bo zawsze mam obawę, że przy rozgarnianiu ściółki więcej grzybów zniszczę niż znajdę. Dlatego czekam spokojnie aż same ujawnią swoją obecność. Obecny rok na tle kilkuletnich obserwacji, wypada średnio - na trzy regularnie kontrolowane miejscówki, grzybki pojawiły się na razie tylko w jednej. Pierwsze sztuki (doliczyłam do 43) zostały znalezione i obfotografowane drugiego kwietnia. Na grzyby w pozostałych miejscach nadal czekam.

piątek, 2 kwietnia 2021

Gdzie rosną czekoladowe jajka


    Jak wiosna i święta, to muszą być jajka. A każdemu wiadomo, że najlepsiejsze na świecie są jajka czekoladowe. Zakupiłam takowe już jakiś czas temu, żeby w ostatniej chwili nie biegać po sklepach w ich poszukiwaniu. Schowałam te czekoladowe jajka w szafce, w słodyczowym pudełeczku i już następnego dnia widziałam, że w koszu na śmieci oraz na podłodze są obecne sreberka z tychże jajek zdjęte. Następnego dnia to samo i jeszcze następnego też... Zadałam chłoakom trudne pytanie, który to wyżera świąteczne słodycze jeszcze grubo przed okazją, na którą były przeznaczone. Zgodnie z przewidywaniami, usłyszałam jeden ze standardowych zwrotów "To nie ja!" Doceniam, ze nie padło: "To on!", czyli druga typowa odpowiedź. Ustaliliśmy jedynie, ze to na pewno dzieci sąsiadów przyszły i wyjadły czekoladowe jajka, których się za wiele nie ostało. Widząc znikające jajka, dokupiłam nową partię i dokładniej schowałam. Dotrwały do wolnego przedświątecznego i pojechały do lasu. Moi chłopcy bowiem,już przecież nie dzieci, a wyrośnięta i pyskata młodzież, zapytali, czy będę im te jajka po lesie chować lub rozrzucać...

wtorek, 30 marca 2021

Szukamy orawskich smardzów :)

 

     W Krakowie już co nieco wiosnę widać. Co prawda miejscówki smardzówkowe na ten moment jeszcze są puste, ale trawa zaczyna powoli zielenieć, na forsycjach są już doże pąki kwiatowe, krokusy na trawnikach zakwitły, a z koni zaczęło się sypać zimowe futerko. Wiedziałam, że na Orawie wiosna przez minione dwa tygodnie cudów nie zdziałała, ale liczyłam na to, że chociaż szyszkówki i baziówki spod śniegu wyciągnęła, a łąki ozdobiła pierwszymi krokusami. Okazuje się jednak, że się tegorocznej wiośnie całkiem te kierunki wędrówki mieszają i strasznie krętymi ścieżkami idzie. Zobaczcie zresztą sami, co ona wyprawia.

wtorek, 23 marca 2021

W poszukiwaniu wiosny

 

     Kiedy w sobotę otworzyłam oczęta i zobaczyłam, że na balkonie leży śnieg, dopadła mnie załamka.  To jak to? Miała być już tu za rogiem, wkraczać i zakwitać kolorami, a ona śniegiem sypnęła? Taki miałam piękny plan poszukiwań jej znaków, radości z wiosny, a tu biało. Chwile się zmuszałam do wyjrzenia na oknie, łudząc się, że to jakieś omamy wzrokowe każą mi widzieć śnieg na balkonie. Niestety, trawnik, boiska, alejki i ogólnie wszystko, jak okiem sięgnąć, przysypane były na biało. Ani śladu wiosny. Pawełek zasugerował nawet, żebyśmy razem z nim poszli na warsztat, zamiast do lasu. Ale nie ma lekko - przecież mam w bagażniku saperkę, więc w ostateczności jakoś się tę wiosnę uda wykopać.

piątek, 19 marca 2021

Drugi raz w pandemicznych czasach


     Michał już drugi raz załapał się na urodziny pod znakiem pandemii. Rok temu wszystko zostało odwołane w ostatnim momencie. Michał miał wtedy, w ramach urodzinowego prezentu, lecieć z ciocią do Anglii, gdzie czekały na niego specjalne atrakcje. W ostatniej chwili zdecydowaliśmy z Pawełkiem, ze go jednak nie puścimy na tę zagraniczną eskapadę. I całe szczęście, bo wróciłby dopiero w czerwcu... Do tej pory pamięta jakiego miał niefarta urodzinowego i co jakiś czas przypomina jak to nie spełniliśmy obietnicy. Myślę, że na zagraniczną wycieczkę z przelotem jeszcze trochę sobie poczeka, bo na razie nigdzie się nie wybieramy. 

    W tym roku, z wiadomych względów, też nie było możliwości zaproszenia na imprezę kolegów z klasy, ale zrobiliśmy Miśkowi imprezę wyjazdową, żeby odczuł boleśnie jaki już jest stary.;)

wtorek, 16 marca 2021

Marcowo na Babiej Górze

 

    Realizuję wyzwanie na 2021 rok - co miesiąc odwiedzam szczyt Babiej Góry. Ekipa towarzysząca za każdym razem w nieco innym składzie, ale Wiola i Monika były już dwa razy ze mną. Ponadto Wiola "nadrobiła" lutowe wejście dwoma wejściami w marcu. Gdyby luty miał normalną długość, spokojnie zdążyłaby zaliczyć ten miesiąc. Szanowna komisja babiogórska, po przedstawieniu przez Wiolę wszystkich argumentów, uznała, że można jej zaliczyć cały pierwszy kwartał. Idziemy zatem razem jak burza i do końca roku zostało nam już tylko dziewięć razy.:)

     Tym razem ekipa była liczna, bo i wyjazd weekendowy był szczególny - urodzinowy dla Michałka i Moniki. Ale imprezkę zostawimy sobie na deser, a teraz ruszamy w trasę! Od razu muszę zaznaczyć, że na Babią poszły baby i dzieci, a chłopy zostały na chłopiej, na której centralne miejsce zajmuje wędzarnia.:)

środa, 10 marca 2021

Czterech chłopaków i Stefania w Puszczy

 

     To był szybki plan - pytanie, czy idziemy na spacer do puszczy przyszło po łączach internetowych w sobotnie popołudnie. Miałam co prawda inny pomysł na niedzielę, ale wiem jak chłopaki się lubią i jak im smakuje obiad serwowany przez ciocię Renię. Zadałam więc pytanie czy chcą jechać do Mikołaja i Nikodema. Odpowiedź była oczywista. Nawet Pawełek chciał. Po śniadaniu odpaliliśmy i po pół godzinie byliśmy w Woli Batorskiej. Michał i Krzyś wparowali do domu jak do siebie i po chwili na podwórko dobiegły radosne kinderdźwięki. Podążyliśmy z Pawełkiem za chłopakami i już za moment wpadliśmy w objęcia gospodyni i Stefanii, która dobrze wie, że kiedy przyjeżdżamy, na pewno będzie długi spacer.:)

niedziela, 7 marca 2021

Marcowy lasek krakowski


     Znowu te czarki! Ale nie ma się co dziwić; przecież to najbardziej rzucające się w oczy grzybki, jakie można spotkać w lesie. A te są zupełnie z innego miejsca niż tamte sprzed tygodnia.:) A poza tym cieszmy się nimi, dopóki nie ma smardzówek, smardzów, kielonek i innych wiosennych cudowności. Na kolejne pokolenie czarkowe trzeba będzie poczekać do jesieni. A teraz ich historia sobotnia.

wtorek, 2 marca 2021

Śniegi spłynęły

 

     Długo śnieg skrywał ściółkę leśną, a także pniaki, konary i patyczki. Trudno było pod nim wytropić jakieś przejawy grzybowego życia. To sprawiło, że stęskniłam się okrutnie za widokiem grzybów, nawet takich pospolitych, jakie można spotkać na każdym kroku. Dlatego, kiedy wreszcie śnieg spłynął i odsłonił to, co pod nim się ukrywało przez dłuższy czas, mogłam zaszaleć z aparatem.:) Dawno nie pstryknęłam tylu zdjęć na jednym spacerze, co w niedzielę, ostatniego dnia lutego. Co prawda jakieś specjalne rarytasy nie wpadły mi w łapy, ale i tak radochy z oglądania grzybków po długiej, zimowej przerwie, było co niemiara.

wtorek, 23 lutego 2021

Pożegnanie zimy, czyli lutowe wejście na Babią


     Plan na pożegnanie zimy w przedostatni weekend lutego zrodził się jeszcze w czasie, kiedy prognostycy przewidywali, że do końca miesiąca mróz będzie trzymał ziemię w okrutnym uścisku. Prognozy się później zmieniły i mróz został zastąpiony przez piątkowy deszcz, który w mieście zmył niemal doszczętnie pozostałości po opadach śniegu. Trochę mnie ta pogoda martwiła, bo pożegnanie zimy miało zostać przypieczętowane wejściem na Babią, a zdecydowanie wolałam to zrobić podczas przyjaznej aury, a nie deszczu. Jeszcze bardziej podłamana kiepską pogodą była Monika, która od tygodnia żyła tą wyprawą na Babią. Na szczęście wypadało się w piątek, a sobota okazała się wymarzonym dniem na żegnanie zimy.