wtorek, 2 marca 2021

Śniegi spłynęły

 

     Długo śnieg skrywał ściółkę leśną, a także pniaki, konary i patyczki. Trudno było pod nim wytropić jakieś przejawy grzybowego życia. To sprawiło, że stęskniłam się okrutnie za widokiem grzybów, nawet takich pospolitych, jakie można spotkać na każdym kroku. Dlatego, kiedy wreszcie śnieg spłynął i odsłonił to, co pod nim się ukrywało przez dłuższy czas, mogłam zaszaleć z aparatem.:) Dawno nie pstryknęłam tylu zdjęć na jednym spacerze, co w niedzielę, ostatniego dnia lutego. Co prawda jakieś specjalne rarytasy nie wpadły mi w łapy, ale i tak radochy z oglądania grzybków po długiej, zimowej przerwie, było co niemiara.

     W niedzielę rano Pawełek pojechał do Warszawy, a ja po śniadaniu zaczęłam pracować nad wygonieniem Michała i Krzysia na spacer. Niestety, zdalne nauczanie i przesiadywanie w domu od rana do południa, rozleniwiły ich tak, że zebranie się do wyjścia zaraz po zjedzeniu śniadania graniczy z cudem. Najchętniej po jedzeniu zasiedliby przed komputerami i w ramach braku lekcji w weekend, pociupaliby w jakieś gry. A tu matka niedobra wygania na spacer. Coraz więcej czasu to wyganianie zajmuje i okraszone jest coraz większą ilością złości i nerwów. Tyle razy obiecywałam sobie w duchu, że machnę na nich ręką, porzucę w domu i pójdę do lasu sama, ale sumienie mi nie daje spokoju. Od urodzenia dbałam, żeby jak najwięcej czasu spędzali na świeżym powietrzu, a teraz im się  nie chce. I w dodatku potrafią coraz głośniej protestować...
     Podjechaliśmy niedaleko, do Lasu Tynieckiego. Od kilku już wyjść chciałam sprawdzić jak wygląda część lasku, którą jakoś zawsze się omijało. Poszłam zatem w kierunku innym niż zwykle. Zaraz po skręceniu z głównej drogi w leśną ścieżkę, do fotek zapozowały hubiaki, a obok nich kisielnice kędzierzawe. Robiłam zdjęcia grzybów,a chłopaki w tym czasie poszli naprzód.
    Po chwili zatrzymali się i zaczekali na mnie, bo Michał przypomniał sobie, że w kieszeni ma gnoma wydrukowanego na drukarce 3D i koniecznie chciał go uwiecznić na zdjęciu. Uczyniłam zadość jego życzeniu i poszliśmy dalej.
     Teraz pojawiły się na naszej trasie miejsca, w których jeszcze nigdy nie byliśmy. Pierwszy z nich został opisany jako"Użytek Ekologiczny Dąbrowa". Faktycznie rosły tam dęby, ale były to niezbyt stare i niezbyt wyrośnięte drzewa.
      W tej dąbrowie zaznaczony był zielony szlak. Stwierdziłam, ze warto będzie zobaczyć, dokąd prowadzi. Poszliśmy wyznaczoną trasą.
    Zaraz na starcie, po prawej stronie szlaku znajduje się urokliwe bagienko - parę brzóz, parę dębów, wierzby i mech torfowiec miejscami i mnóstwo innych mchów. Takiego miejsca nigdy nie przepuszczam. Liczyłam na znalezienie jakichś czarek, ale nie dostrzegłam żadnego czerwonego oczka. Za to spod pniaka zerkały płomiennice zimowe.
    Oprócz zimówek na bagiennym terenie wytropiłam jeszcze tylko kilka sztuk gmatwicy.
     Takie ładne bagienko było tylko na niewielkim kawałku terenu. Dalej też ciągnął się teren podmokły, ale tu były to już zwykłe zarośla trzcinowe, czyli pod względem mykologicznym, całkiem nieciekawe. 
    Szlak ciągnął się skrajem lasu - po lewej stronie mieliśmy drzewa, po prawej bagniste łąki zarośnięte trzcinami. Wśród łąk miejscami jeszcze królowała zima ze swoim śniegiem i lodem. Trasa spacerowa byłaby bardzo przyjemna, gdyby nie ciągły hałas dobiegający z biegnącej niedaleko obwodnicy Krakowa. Może w lecie, kiedy łąki są zielone, a drzewa okryte liśćmi, odgłosy samochodów są bardziej wytłumione.
    Przy szlaku trafiliśmy na kilka gałęzi porośniętych wypasionymi kisielnicami trzoneczkowatymi. O ile w innych podkrakowskich lasach ten gatunek spotyka się tylko od czasu do czasu, to w Lesie Tynieckim jest pewniakiem na każdym spacerze i to w wielu miejscach.
    Dalsza część szlaku była doskonale wypolerowanym lodowiskiem. Przedzierałam się bokami, żeby nie zaliczyć bliskiego spotkania z lodem, a chłopaki korzystały z oferty lodowiskowej. W ich wieku upadki lodowe nie są jeszcze takie straszne.:)
     Dalej szlak skręca w głąb lasu i jest nawet ucywilizowany - wyposażony w ławeczki, kosze na śmieci, a nawet budkę imprezową, z której, jak widać, chętni korzystają dość intensywnie.
    Za imprezownią szlak wspina się na górę, która oznaczona jest dość wyblakłą tablicą informującą, że miejsce to ma swoją nazwę - Uroczysko Kowadza.
Chłopakom przypomniało się, że mają w kieszeni gnoma, wiec ponownie zażyczyli sobie uwiecznienia towarzysza.
Po drugiej stronie płaskiego szczytu uroczyska jest zamontowana całkiem nowa tablica informacyjna. Wszystko z niej można odczytać, bo deszcz i słońce jeszcze literek nie zeżarły.

    Z Kowadzy schodzi się między domy. I tu, ku naszemu zdziwieniu, szlak zielony się skończył. Mieliśmy dwa wyjścia - wrócić tą samą trasą, albo iść innymi ścieżkami w kierunku, który wyda nam się słuszny. Wybraliśmy to drugie rozwiązanie, bo zawsze to przyjemniej zobaczyć coś nowego niż iść trasą, którą przemierzyło się przed chwilą.

     Wybraliśmy ścieżkę idącą pod skosem przez las, w kierunku, w którym zostawiliśmy samochód. Powiedziałam chłopakom, ze jak tam dojdziemy, to ruszymy na naszą standardową trasę. Nie wykazali oznak zachwytu.
    Na razie trzeba było jednak dojść do znanych miejsc, odkrywając po drodze te nieznane. A tam nawet uszaki na tych nowych terenach wyrosły. Nie było ich co prawda dużo, ale były jedynymi uszakami, jakie znaleźliśmy na tym spacerze. Chwała im zatem za to, że w ogóle zdecydowały się pojawić.
    Dalej było kolejne uroczysko na szczycie wzniesienia. To nie zostało opisane na żadnej tablicy ani wyposażone w ławeczkę i kosz na śmieci, chociaż moim zdaniem w pełni na to zasługiwało, bo i teren urokliwy był (jak to na uroczysku) i widok w dal przyjemny.
     Zejście było po piaszczystej drodze, po bokach której rosną sosny. Prawdę mówiąc, nawet nie wiedziałam, ze w Tynieckim Lesie jest takie miejsce, zupełnie inne niż pozostałe części tegoż lasu.
     Po opuszczeniu piaszczystego kawałka sosnowego lasu, weszliśmy w typowy tutejszy las liściasty, z dużą ilością rozmaitych krzaków. I od razu pojawiły się grzyby - liczne kisielnice kędzierzawe...
i nieco zmęczony życiem trzęsak listkowaty.
    Doszliśmy do miejsca, z którego zazwyczaj startujemy na naszą stałą trasę po Tynieckim Lesie. Powiedziałam chłopakom, że teraz, kiedy już poznaliśmy kawałek nowego terenu (zajęło nam to około godzinki), pójdziemy odwiedzić znane miejsca. Michał strzelił fochem i oświadczył, że on już pospacerował, już mu się nie chce i mamy w związku z tym wracać do domu... Widziałam, że wcześniej szeptał Krzysiowi do ucha, zapewne chcąc go przekonać, żeby wspólnie się przeciwstawić planom niedobrej matki przeganiającej dzieci po lesie. Krzyś jednak przyglądał się rozwojowi sytuacji z boku. Ponieważ w takiej sytuacji jakiekolwiek argumenty do Michała nastolatka nie przemawiają, powiedziałam mu, że może zaczekać dwie godzinki na parkingu, aż ja z Krzysiem wrócimy ze spaceru. Wtedy stwierdził, że w takim razie pójdzie. Teraz już nie mógł  pyskować, bo przecież samodzielnie podjął decyzję o uczestnictwie w dalszej wędrówce.
    Krzyś odetchnął z ulgą, kiedy starszy brat zakończył pyskowanie. Wreszcie zaczął się zachowywać tak jak powinien, czyli eksplodować energią. Zaczął od biegania po drzewach.:)
     Na tej trasie już doskonale wiem, na które drzewa należy zwrócić uwagę i szukać na nich grzybków, a które można spokojnie pominąć. Pniaki, konary i gałęzie nie zawodzą, podobnie jak grzybki, które się na nich pojawiają.
    Na spróchniałej kłodzie leżącej po lewej stronie ścieżki, wyrosły, podobnie jak rok czy dwa lata temu, trąbki zimowe. Nie było ich dużo, ale kilka sztuk dało świadectwo dalszego życia grzybni, która przerosła pniak.
    W równie znanym miejscu usadowiły się kubeczniki pospolite. Były wśród nich owocniki w różnym stadium rozwoju - od staruszków, z których już się wszystko wysypało, po młodziaki mechate, których wielkość mikroskopijna sprawiła, że na zdjęciu stały się całkiem nieczytelne.
    Nie zawiodła też kłoda obrośnięta szczelnie kisielnicami trzoneczkowatymi. Te, które wyrosły jeszcze przed nastaniem wielodniowych śniegów i mrozów, przetrwały w doskonałej formie. Dołączyły do nich kolejne pokolenia, które wyrosły gromadnie już po stopnieniu śniegu. Tworzą teraz ogromną kolonię i zasiedliły dwa sąsiednie pniaki, na których wcześniej nie było owocników.
     Niespodziankę zrobiły nam czarki. Podczas poprzednich poszukiwań nie udało się ich zlokalizować i byłam niemal pewna, ze w tym roku najzwyczajniej w świecie, odmówiły współpracy i już nie wyrosną. Dość długo przekopywałam ściółkę, zanim znalazłam jedną sztukę. Jak już jedna została znaleziona, szybciutko ujawniły się następne. Okazało się, ze było ich całkiem sporo.
    Wreszcie się w tym miejscu ożywił Michałek, dotychczas nadąsany. Lubi jeść czarki, wiec znalezisko go ucieszyło. Pożarł dwie czy trzy sztuki i jak ręką odjął - całe złości go opuściły. Przestał pyskować, a zaczął się łasić jak kot.
    Z dalszej trasy trafiła się jeszcze jedna ciekawostka - kisielnica karmelowa. Spośród innych kisielnic wyróżnia się pięknym, bursztynowym kolorem, który bardzo korzystnie prezentuje się w promieniach słońca. W odróżnieniu od krewniaczek, kisielnica karmelowa wyrasta na drewnie iglastym. Ta zasiedliła kłodę sosnową.
    Ostatnim punktem na naszej trasie była Ostra Góra - najwyższe wzniesienie w Lasku Tynieckim. Stąd, przy dobrej pogodzie, widać Babią Górę. W ostatnią niedzielę nie było jednak korzystnych warunków, bo po porannym słońcu nadeszły chmury, wiec widoku na Babią nie było.
    Michałowi udało się dotrwać do końca spaceru i nawet humor pod koniec miał lepszy niż w środku wycieczki.:)



2 komentarze:

  1. Jeszcze dwa, trzy tygodnie i się pięknie zazieleni. Zazdroszcze tym co mają blisko miejski las lub stary park. Bo fajnie tak pospacerować.i mieć kłody w lesie na ktorych cos ciekawego rosnie. Ja czekam z utęsknieniem na wiosenne słoneczko a na razie czarne chmury nad moimi stawami. Pozdrawiam Menażerio

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiosna już blisko. U nas też słonka brakuje. Dzisiaj koło południa zaświeciło dopiero, bo wcześniej była straszna mgła. Po roślinkach ruszą smardzowate.:) Pozdrawiamy wiosennie!

      Usuń