Plan na pożegnanie zimy w przedostatni weekend lutego zrodził się jeszcze w czasie, kiedy prognostycy przewidywali, że do końca miesiąca mróz będzie trzymał ziemię w okrutnym uścisku. Prognozy się później zmieniły i mróz został zastąpiony przez piątkowy deszcz, który w mieście zmył niemal doszczętnie pozostałości po opadach śniegu. Trochę mnie ta pogoda martwiła, bo pożegnanie zimy miało zostać przypieczętowane wejściem na Babią, a zdecydowanie wolałam to zrobić podczas przyjaznej aury, a nie deszczu. Jeszcze bardziej podłamana kiepską pogodą była Monika, która od tygodnia żyła tą wyprawą na Babią. Na szczęście wypadało się w piątek, a sobota okazała się wymarzonym dniem na żegnanie zimy.
wtorek, 23 lutego 2021
wtorek, 16 lutego 2021
Zima trzyma, grzybów "nima"
Kilka poprzednich lat przyzwyczaiło nas (a w każdym razie mnie), że prawdziwej zimy trzeba szukać na Orawie, a w Krakowie i okolicach pobliskich trwa cały czas okres zimowych grzybobrań, które potrzebują na zmianę mrozu i roztopów, a nie nieustannego zmrożenia natury przez dłuższy czas. A tu nam ten rok obecny pokazał pazurki sprowadzając zimę taką jak niegdyś bywała, nazwaną obecnie anomalią, bestią ze wschodu, czy też Armagedonem. To, co 10 - 15 - 20 lat temu było standardem, obecnie jest postrzegane jako odstępstwo od reguły. Dla mnie jedynym minusem tej sytuacji jest niemożność pozyskiwania leśnej świeżyzny. I absolutnie nie chodzi mi o konsumpcję, bo zapasów ci u nas dostatek i nawet roczną zimę udałoby się z nimi przetrwać, ale ten cudowny moment, kiedy widzisz swoją ofiarę przyczepioną do bezlistnej gałązki lub pniaka, ten moment zetknięcia pazerniaczej łapy z powierzchnią owocnika, szybki ruch pozbawiający go kontaktu z podłożem i zabezpieczenie pozyskanego w koszyczku lub anużce... Tego mi tej zimy, śnieżnej i mroźnej brakuje. Od blisko półtora miesiąca nie udało mi się pozyskać żadnego boczniaka, zimówki ani nawet uszaka. A przecież zawsze, kiedy nawet nie było boczniaków i płomiennic, to garść uszaków zawsze wpadła w pazerniacze łapy. Ba! Nawet grzybów niepozyskowych, takich do zdjęć, nie można wypatrzeć, bo albo pokryte śniegiem, albo w stanie zmrożonego zasuszenia, bez reprezentacyjnego wyglądu. Zobaczcie zresztą sami, jaka grzybowa bieda podczas niedzielnego spaceru.
wtorek, 9 lutego 2021
Weekend pod Babią
W piątek opuszczaliśmy szaro - bury Kraków na dwa samochody. Pawełek poumawiał się na popołudniowe spotkania w Lipnicy, ale nie wziął pod uwagę lekcji Krzysia, które w piątki trwają aż do 15:30. Trzeba się było zatem rozdzielić. Ja czekałam w blokach startowych na koniec zajęć, żeby od razu jechać, skracając tym samym czas jazdy po ciemku. Nie lubię jeździć samochodem po nocy, zwłaszcza po wioskach, gdzie zawsze znajdzie się po drodze jakiś ciemny rowerzysta albo zawiany imprezowicz, do którego należy chwilami cała szerokość drogi. Doczekałam się końca lekcji i ruszyliśmy. W Krakowie śniegu nie było i po drodze też za bardzo białe nie rzucało się w oczy. Nawet Krzychu stwierdził, że bez sensu było branie sanek, bo śniegu na pewno nie będzie. Z Działem spytkowickim, czyli tam, gdzie zaczyna się Orawa, śniegu trochę było, ale niewiele. W Lipnicy, na naszym podwórku, też za bogato z zimową pokrywą nie było. Miało to oczywiście znaczący wpływ na przygotowania do sobotniej wycieczki.Ale o tym za chwilę.
środa, 3 lutego 2021
W zimowej puszczy
W niedzielę chłopcy wybrali alternatywne metody spędzania wolnego czasu i zrezygnowali ze spaceru w zimowej aurze. Ja nie miałam zamiaru rezygnować i pojechałam sobie do Puszczy Niepołomickiej. Na parkingu nie było nikogo, kiedy przyjechałam, ale po przejściu prawie kilometra zobaczyłam w oddali sylwetkę, do której dość szybko się zbliżałam. To była miejscowa pani, która nie musiała przyjeżdżać samochodem. Stwierdziła, ze strasznie się źle chodzi po tym śniegu. W momencie, kiedy to powiedziała, stanęła mi przed czami wędrówka przez ponad metrowe zaspy pod Babią. Tam się faktycznie kiepsko szło. A w puszczy śniegu było niewiele,znacznie mniej niż się spodziewałam.