piątek, 28 sierpnia 2020

Ostatni tydzień wakacji

    Na zdjęciu prezentuje się dumnie największy zbiór z ostatniego tygodnia - trzy borowiki szlachetne, trzy koźlarze czerwone, jeden borowik górski, jeden borowik ceglastopory i sześć kolczaków obłączastych (to było w lesie, w którym akurat ten ostatni gatunek nie występuje zbyt licznie). Normalnie porażająca ilość, szczególnie po zestawieniu ze zbiorami z drugiej połowy sierpnia roku ubiegłego... Po rozpoznaniu zasobów wewnętrznej egzystencji tego gigantycznego pozysku, został z niego jeden, najmniejszy szlachetniak, dwa mniejsze koźlarze, pół borowika górskiego oraz kolczaki, które od razu w lesie zostały poddane ostrej selekcji. Nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać z takiego zbioru, a już całkiem nie wiadomo, co z tego zrobić - sos, zupę, ususzyć, zamrozić, czy może zamarynować. Biorąc pod uwagę totalne bezgrzybie podczas tegorocznych wakacji, wszystkie opcje byłyby jak najbardziej na miejscu do realizacji, gdyby tylko można było każdej z nich przydzielić po więcej niż pół grzybka. :(

sobota, 22 sierpnia 2020

Popadało nocą

      Przez ponad miesiąc wszystkie deszcze zapowiadane, spodziewane i te, które przechodziły tuż obok, po drugiej stronie Babiej Góry, omijały nas bardzo konsekwentnie, skazując orawską ziemię na totalne wysuszenie, a mnie i moją menażerię na grzybową, a raczej bezgrzybową tragedię. Ściółka w lesie wyschła i trzeszczała pod nogami, resztki grzybów poznikały i nadzieja też znikać zaczęła, chociaż ona, jak wiadomo, znika ostatnia.

     Aż nadszedł ten piękny dzień, a właściwie noc, kiedy to deszczowe chmury podjęły decyzję o wylaniu swoich zasobów nad moimi lasami. Deszcz padał drobny i spokojny, taki najlepszy dla natury - niosący życie, a nie zniszczenie. Gdyby popadał dłużej, pewnie drzewa, trawy, grzyby i ja bylibyśmy bardziej zadowoleni, ale dobre i to, co spadło. Las odżył. Mech zrobił się zielony, ściółka przestała chrzęścić, a spod jej wierzchniej warstwy wyłoniło się trochę grzybków, które tylko czekały na sygnał, żeby wyskoczyć. 

    Na pewno długo pod nią siedział mój bohater z pierwszego zdjęcia. Wygląda w sumie niepozornie i co do jego piękna rzec można, że jest specyficzne i nie każdemu będzie się podobał. Ale jest to grzyb niezwykły, którego spotkanie zawsze bardzo mnie cieszy, bo należy do rzadkości nad rzadkościami. To dwupierścieniak cesarski, grzyb, który na terenach górskich jeszcze 30-40 lat temu występował masowo. Starsi ludzie z Orawy doskonale pamiętają, że wynosili z lasów całe kosze czopów, bo taką regionalną nazwę posiada ten gatunek. Wzięła się stąd, że owocniki są grube, masywne, twarde i tkwią głęboko w ściółce. Zanim pojawią się na świecie, sporo czasu rozwijają się pod ziemią. A teraz spotkanie z dwupierścieniakiem to wielkie święto. Grzyby te poznikały z lasów, a przyczyn takiego stanu rzeczy nikt nie umie wyjaśnić. W tym roku udało mi się już trzykrotnie spotkać z dwupierścieniakiem, więc należy ten sezon uznać za udany pod kątem tego gatunku.

piątek, 14 sierpnia 2020

Susza :(

     Ten rok doświadcza nas coraz to innymi plagami. Po okresie, kiedy było za mokro i w lasach szalały hordy nienażartych ślimaków, przyszła susza i miliardy robaków, które postanowiły zeżreć każdego grzybka, jaki wyrośnie.. Nie padało już ponad miesiąc i ściółka w lasach jest wysuszona na pieprz i trzeszczy pod nogami. W takich warunkach o pozysku zapełniającym koszyk można tylko pomarzyć. A tu wakacje zbliżają się wielkimi krokami do  końca i trzeba będzie jechać do miasta i zająć się codziennością, a nie codziennym chodzeniem po lasach i poszukiwaniem tego, co da się wydrzeć z pazernych paszcz ślimaków i robactwa. Przez ostatni tydzień jedynym grzybowym gatunkiem, który nadawał się do zbioru, były pieprzniki jadalne, blade i ametystowe. Na miejscówkach pokrytych warstwą mchu pozostało na tyle wilgoci, ze maleńkie owocniki, które w tym mchu były schowane, zdołały dorosnąć. Już je pozbieraliśmy, a kolejne wcale nie mają zamiaru wyrastać, bo już nawet w mchach wilgoci nie ma. A deszcz miał być w zeszłym tygodniu i wczoraj miał być i dzisiaj. Tak prognozy wieszczyły, ale rzeczywistość okazała się inna i nadal plażowicze mogą się cieszyć ze słońca i upału, a grzybiarze martwić brakiem deszczu.

piątek, 7 sierpnia 2020

Znaleziska z początku sierpnia


      Coś w te wakacje mam totalnego lenia do pisania doniesień z orawskich lasów. Chyba ta zdalna praca i nauka przez tak długi czas spowodowała komputerowstręt i to, co było przyjemnością, przestało nią być. Szkoda, że dzieci nie mają poczucia przesytu urządzeniami elektronicznymi. A do tego wszystkiego internet strasznie kiepsko chodzi w tym roku na wsi i wstawienie fotek zajmuje czasem trzy dni... To tak tytułem wytłumaczenia, dlaczego tak mało donosów w tym roku. Wiem, ze parę osób na nie czeka i mam poczucie niespełnionego obowiązku. Niemniej wolę poczekać chwilę na wenę niż robić na blogu coś na siłę. 
     Do dzisiejszego wpisu natchnęły mnie piękne kolczakówki znalezione przedwczoraj w Małej Lipnicy, po nocnym deszczu. Stwierdziłam, że muszę się ich widokiem podzielić z Wami. Chodźmy zatem na leśny spacering, na którym oprócz kolczakówek z kropelkami parę innych grzybków się trafi na pewno.:)