W pierwszym dniu majówkowego smardzowania, które zaczęło się jeszcze w kwietniu, do południa zdążyliśmy wszyscy razem przeszukać kilka znanych miejscówek i zapełnić dwa małe koszyczki, nawiedzić bacówke, zaopatrzyć się w świeżutkie serki i opić żętycą.
Mało mi było chodzenia, więc po szybkim rozpakowaniu i nakarmieniu moich trzech głodomorów (w górach apetyt dopisuje zdecydowanie bardziej niż w mieście), pognałam na poszukiwania nowych miejscówek. Reszta ekipy okupowała w tym czasie podwórko.