Kiedy pisałam zimową wspomnieniową opowieść o pozyskowych borowikach zasiedlających orawskie lasy, plątał mi się po głowie pomysł na podobny wpis prezentujący borowiki niejadalne rosnące w moich ulubionych lasach na Orawie. Dodatkową motywacją był komentarz oczekującej na taką opowieść Ifki. Czynię zatem swoją powinność i po zimowych spacerach w poszukiwaniu jadalnych borowików, koźlarzy i pieprzników oraz przepięknych kolczakówek, zapraszam na wyprawę odkrywającą urok kolejnych grzybowych gatunków, które do koszyka trafić nie powinny. Chociaż z tym różnie bywa...
Kiedy zaczęłam szukać w moich zasobach fotek do tego wpisu, ze zdumieniem stwierdziłam, że zdjęć dokumentujących występowanie grzybów niejadalnych mam znacznie mniej niż tych, które uwieczniają zdobycze wpakowane później do pazerniaczego kosza. A przecież te niezjadliwe spotykam równie często, jeżeli nie częściej... Spróbuję w tym roku nadrobić braki w zdjęciach gatunków niejadalnych - to takie moje postanowienie na ten, nie całkiem już nowy rok.:)
Najczęściej spotykanym na Orawie niejadalnym przedstawicielem borowikowatych jest borowik żółtopory. To jego nowa nazwa, nawiązująca do barwy porów w spodniej części kapelusza, zwanej hymenoforem. Powyższe zdjęcie wyraźnie pokazuje tę charakterystyczną dla tego gatunku cechę.
Zanim została wprowadzona nowa nazwa, gatunek ten funkcjonował pod mianem borowika grubotrzonowego. Poprzednie nazewnictwo związane było z grubym trzonem, jaki podtrzymuje masywny kapelusz tego grzybka. Nie wiem, co się komuś w tej nazwie nie podobało. Ja nadal mówię na ten gatunek "grubotrzonowiec", bo pod taką nazwą go poznałam.
Pierwsze grubotrzonowce można spotkać już w ostatniej dekadzie czerwca, ale najliczniej rosną w lipcu i sierpniu. ostatnie sztuki dogorywają w pierwszych październikowych przymrozkach. Zazwyczaj masowe pojawienie się borowików żółtoporych zwiastuje wysyp szlachetniaków (borowików szlachetnych). Kilka dni po wyrośnięciu gromadek borowików grubotrzonowych, w lesie można zapełniać koszyki młodziutkimi borowikami szlachetnymi. Później obydwa gatunki rosną obok siebie, na tych samych, świerkowo - jodłowych siedliskach.
Borowik żółtopory jest wpisany na Czerwoną Listę gatunków zagrożonych i w wielu regionach kraju występuje sporadycznie. Orawa ma najwyraźniej idealne warunki dla tego gatunku, bo tutaj owocniki wyrastają masowo. Niejednokrotnie na dwóch - trzech metrach kwadratowych pojawia się kilkadziesiąt grzybków.
Rosną rodzinnie, ale niezbyt często są z sobą pozrastane tak, jak widać na powyższym zdjęciu. O ile w przypadku jadalnych borowików ceglastoporych, takie zroślaki są często spotykane, to borowiki żółtopore aż tak do siebie przytulać się nie lubią.
Oprócz grubego trzonu i żółtych porów, dla tego gatunku charakterystyczna jest też barwa pozostałych części owocnika - wierzch kapelusza jest szary, często o nierównej powierzchni, a trzon czerwony w dolnej części, z wiekiem blednący i przechodzący w żółty w miejscu połączenia z kapeluszem. Jest też pokryty siateczką, która najlepiej widoczna jest w górnej części.
Owocniki są bardzo masywne i twarde. Osiągają duże rozmiary - średnica kapelusza dochodzaca do 20centymetrów nie należy do rzadkości. Pierwszy raz borowiki żółtopore spotkałam na Orawie; w lasach, które miałam przyjemność przedreptać wcześniej, ten gatunek nie występował. I przyznam się Wam, że nie mogłam uwierzyć w moją identyfikację, która nie pozostawiała złudzeń - to grzyb niejadalny! Próbowałam smaku borowików żółtoporych - są gorzko - kwaskowe. Mimo ich zachęcającego wyglądu nie zdecydowałam się jednak na przygotowanie z nich jakiejś potrawy - atlasowe opisy sugerują, że groziłoby to ostrą niestrawnością. Próbowanie surowych owocników w żaden sposób mi nie zaszkodziło, podobnie jak robalom i ślimakom, które korzystają z obfitości tego gatunku bez ograniczeń.
Drugim gatunkiem niejadalnych borowików rosnących na Orawie jest borowik orawski. To zdecydowanie rzadszy gatunek od borowika żółtoporego. Pamiętam doskonale moje pierwsze z nim spotkanie - owocniki były już dojrzałe, kolorem wierzchu kapeluszy przypominały borowiki ceglastopore, spodem były zupełnie do nich podobne.
Niby prawie wszystko się zgadzało, ale nie do końca... Zupełnie inny zapach. I te różowawe przebarwienia na kapeluszu... Sporo wątpliwości. Po pierwszych oględzinach wpadałam w euforię - przez chwilę sądziłam, że znalazłam na Orawie borowika szatańskiego, ale tu tez się nie wszystko zgadzało. Przede wszystkim miejsce występowania nie takie, jak być powinno (brak drzew liściastych).
Szperałam dalej. Kolejnym tropem był borowik rudopurpurowy. Ale i ten gatunek nie odpowiadał w stu procentach mojemu znalezisku. I wreszcie trafiłam na właściwy trop - borowik orawski. Grzybek, który poza Orawą nie został znaleziony. Rośnie tylko tutaj i teoretycznie należy do wielkich rzadkości. Jak pokazały kolejne lata mojego przedeptywania orawskich lasów, aż taką rzadkością nie jest.
Udało mi się trafić na kilkanaście stanowisk tego gatunku i miałam możliwość obserwowania wzrostu owocników od niemowlęctwa do całkowitego rozkładu. Proces taki trwa od trzech do czterech tygodni - w zależności od panujących warunków atmosferycznych.
Borowiki orawskie mają czerwony trzon. Intensywność koloru zależy zdecydowanie od stanowiska (rodzaj gleby?) - w jednym miejscu są z roku na rok bardzo intensywnie wybarwione, w innym zdecydowanie jaśniejsze.
Kapelusz ma barwę szarą z wyraźnymi przebiciami koloru różowego. Z wiekiem te różowości są coraz lepiej widoczne. Czasem kapelusz jest dość ciemny i różowa barwa niejako ginie w brązach, co upodabnia nieco ten gatunek do borowików ceglastoporych. Hymenofor (spód kapelusza) jest czerwony, bordowy - bardzo intensywny. Ten kolor wyraźnie odróżnia borowika orawskiego od borowika żółtoporego, który jest od spodu kapelusza żółty.
Borowiki orawskie są, podobnie jak grubotrzonowce, bardzo masywne i okazałe. Owocniki osiągają duże rozmiary, jeśli nie zostaną wcześniej zdewastowane, przez grzybiarzy szukających "prawdziwków".
Większość grzybów, którym fotki robiłam już po ich rozstaniu się z podłożem, zostało wyrwanych i porzuconych przez osoby przechodzące przez ich miejscówki wcześniej niż ja. Osobiście staram się nie wyrywać owocników, których nie zamierzam wpakować do koszyka, chociaż od czasu do czasu zdarza mi się to zrobić w celach naukowych.;)
Temu borowikowi orawskiemu udało się zestarzeć.
Ten już nie miał tyle szczęścia - został wyrwany i porzucony, a mnie posłużył za modela.
Zaprezentowane powyżej dwa gatunki niejadalnych borowików rosnących na Orawie są jedynymi przedstawicielami borowikowatych, jakie udało mi się w tamtym rejonie znaleźć. Do wpisu zdecydowałam się jednak dołączyć jeszcze jeden gatunek, który do rodziny borowikowatych nie należy, ale ma z nią wiele wspólnego.
Po pierwsze budową, kolorystyką i wyglądem bardzo przypomina borowiki. Po drugie stosunkowo często jest mylony z jadalnymi borowikami (usiatkowanym, szlachetnym), po trzecie to jeden z ulubionych grzybów mojego Pawełka. Zapewne już doskonale wiece, ze tym gatunkiem jest goryczak żółciowy.
Zacznę od "po trzecie" - Pawełek, mimo wieloletniego szkolenia, w dalszym ciągu nie potrafi się oprzeć urokowi grubotrzonowców i goryczaków. Niemal zawsze, podczas każdego grzybobrania, jakiś okaz jednego z tych gatunków (a czasem obydwu) zostaje wpakowany do koszyka. Generalnie Pawełek nie za bardzo przejmuje się tym,co do koszyka wpakuje, bo wie, ze jego zbiory zostaną poddane szczegółowym oględzinom.
Nie tylko Pawełek ma problem z oparciem się urokowi goryczaków - wielokrotnie widziałam wysypane w jednym miejscu zbiory grzybiarzy, którzy zorientowali się, ze to, co mają w koszykach, nie jest borowikiem szlachetnym.
Udało mi się nawet kiedyś spotkać bardzo pewnych siebie grzybiarzy - dwóch panów w wieku średnim. Kiedy się spotkaliśmy, zapuścili żurawia do mojego koszyka i z radością oznajmili, że mają więcej. Ochoczo odsłonili klapki swojego wielkiego kosza i oczom moim ukazał się piękny pozysk złożony z borowików szlachetnych, ceglastoporych, żółtoporych i goryczaków. Powiedziałam panom grzecznie, co myślę o ich zbiorach i poradziłam, żeby przejrzeli grzybki, które mają w koszyku. Zaproponowałam nawet, że mogę służyć pomocą, jeśli zechcą. Ofuknęli mnie, że się nie znam, a oni się znają i wiedza, że ich grzyby są dobre, a nawet najlepsze i najpiękniejsze pod słońcem.
Stwierdziłam, że skoro tacy pewni siebie są,to nie będę ich przekonywać, co i tak większego sensu nie miało. Grzyby, które mieli w koszyku, nie mogły ich zabić. A że zmarnują te dobre... Cóż, za ignorancję trzeba płacić.
Goryczaki nie są trujące ani nawet szkodliwe. Można je spokojnie jeść -
mają nawet jakieś właściwości lecznicze. Tylko jak je zjadać, skoro są
takie gorzkie??? Wystarczy kawałeczek goryczaka dorzucony do potrawy, aby zepsuć jej smak. Przetwarzanie nie usuwa goryczki - gotowane, suszone czy marynowane są tak samo niesmaczne.
Spójrzcie sami jakie są piękne! Trudno się chwilami powstrzymać od sięgnięcia po nie. :)
Obiecuję, to już ostatni wspomnieniowy post grzybowy - teraz nastapi prezentacaja wiosennych gatunków, za którymi warto się rozglądać.:)
Czuję się usatysfakcjonowana :)
OdpowiedzUsuńCieszę się niezmiernie! Teraz już spokojnie będę mogła zająć się grzybami wiosennymi - w ramach przygotowań do marcowych grzybobrań.:)
UsuńBardzo ciekawa kolekcja.Super.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że się podoba.:)
UsuńJak sama piszesz: "goryczaki żółciowe, zwane na Orawie gorzkolami, są takie piękne! Może i potrafię je odróżnić od jadalnych gatunków ale często wkładam je do koszyka w nadziei, że zmienią się w prawdziwki... Jeśli zielona żabka może zmienić się w piękną królewnę to czy jeden piękny grzybek nie może się troszkę w koszyku postarać i stać się "odrobinkę" innym gatunkiem?
OdpowiedzUsuńPaweł zwany Pawełkiem
Próbuj Pawełku dalej, może kiedyś trafisz na takiego, który zechce się zmienić.;)
UsuńDobrze by było aby mieć obok siebie w czasie leśnych wędrówek takiego Anioła Stróża -Czasami nie tylko po to aby ostrzegał przed niebezpieczeństwem czyhającym pomiędzy innymi jadalnymi okazami -Ale też aby dowiedzieć się -jak nazywa się taki lub inny grzyb - których w lasach spotkałem wiele razy - Słuchając legend i opowieści -można się później przechwalać swoją wiedzą na temat grzybów - wśród znajomych grzybiarzy -Aby jak najszybciej był maj i czerwiec - gdy borowiki wychylaja się z pod mchu - lekko unoszac runo leśne- Pozdrawiam Serdecznie
OdpowiedzUsuńSamych wyjątkowości życzę w dniu Kobiet - Jak najcudowniejszych zjawisk w sercu tego dnia!!!- Pozdrawiam Serdecznie
Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie!
Usuń