Bezchmurny poranek zaskoczył nas bardzo pozytywnie - nikt się takiego nie spodziewał, nawet prognozy pogody. Widząc promieniejące na tle błękitu słoneczko, spodziewaliśmy się bardzo przyjaznej temperatury. Było to niestety złudzenie, które szybko rozwiał lodowaty wiatr, który hulał po balkonie. Dzięki niemu wiedziałam już czego możemy się spodziewać w terenie i ile warstw ochronnych muszę założyć na siebie i resztę menażerii.
Czas, który mogliśmy poświecić na poszukiwania grzybków był dzisiaj mocno ograniczony, bo Pawełek miał w planie dwa spotkania towarzysko - zawodowe, a po południu Krzyś i Michaś mieli imprezę urodzinową u kolegi. Poganiałam zatem chłopaków od rana, żeby jak najwięcej czasu wygospodarować na poszukiwania zimowych grzybków. Ruszyliśmy zaraz po śniadaniu, a grzejące przez szyby samochodu słońce sprawiło, że było nam momentami aż za ciepło.