To miał być upalny dzień, więc wybraliśmy na spacer chłodny zazwyczaj babiogórski las. Tak jakoś jest, że w czasie najgorętszych dni to właśnie w lesie porastającym stoki Babiej Góry panuje chłodek i powiewa wietrzyk. Okazało się, ze zapowiadany upał nie był tak dotkliwy, jak to przedstawiały prognozy, a niebo, które miało być bezchmurne, zasnuwało się chmurami białymi, szarymi i niemal czarnymi. Ale byliśmy już w wytypowanym lesie i wzięliśmy się za szukanie grzybków.
czwartek, 30 czerwca 2016
środa, 29 czerwca 2016
Pierwsze konne grzybobrania
Podobnie jak w ubiegłym roku, w poszukiwaniu grzybów w lasach znajdujących się najbliżej naszego lipnickiego domku, towarzyszą nam kucyki - Żółty i Feliks. Przez rok trochę zapomniały jak wygląda praca w górskim lesie - strome zbocza, trudne podejścia, wspinaczki i zjazdy po stromiznach. Muszą nabrać kondycji, aby móc nosić Michałka i Krzysia na dłuższe dystansy; na razie chodzimy na niezbyt długie przechadzki, ale i tak trochę grzybków udało się chłopakom z końskich grzbietów wypatrzeć.:) Zobaczcie sami.
wtorek, 28 czerwca 2016
Koronice z Babiej Góry
Myślałam już, że w tym roku po raz drugi z rzędu nie uda mi się zobaczyć tych uroczych grzybków - od początku czerwca byłam na ich stanowisku już trzykrotnie i każdorazowo stwierdzałam, że nie ma ani śladu po "moich" koronicach ozdobnych. W ubiegłym roku nie pojawiła się ani jedna, ale było to uzasadnione panującą suszą, ale przecież w tym roku wilgoci na Babiej nie brakowało...
poniedziałek, 27 czerwca 2016
Ciocia Ania - królowa borowikowa
Ciocia Ania już podczas pierwszego, rekonansowego spaceru grzybowego pod Babią polowała na borowika szlachetnego. Zapewne, gdyby nikt nie znalazł tego najprawdziwszego z prawdziwków, pogodziłaby się z faktem, że w jej ręce żaden szlachetniak nie wpadł. Ale Pawełek znalazł wtedy dwa malutkie borowiczki i Ania oświadczyła, że następnego dnia nie wyjdzie z lasu, dopóki nie znajdzie co najmniej trzech borowików szlachetnych... Kiedy to powiedziała, natychmiast uaktywnił się Krzyś, stwierdzający, że na pewno znajdzie więcej grzybków niż ciotka, niżmy wszyscy razem wzięci i w ogóle więcej niż jest w lesie.:)
"No to mamy pozamiatane" - pomyślałam - Ania szukająca do zdechu szlachetniaków i Krzyś biadolący po każdym grzybku znalezionym przez kogo innego niż on, Krzyś... Nadszedł dzień następny.
niedziela, 26 czerwca 2016
Pierwszy dzień wakacji
Pierwszy dzień wakacji zaczęłam przed czwartą - przygotowanie kanapek dla chłopców, spakowanie ostatnich szpargałów i jazda po konie. Michałek i Krzyś słodko spali, kiedy wyjeżdżałam; mieli dotrzeć do Lipnicy z tatą, a ja miałam przetransportować konie. Latona i Ramzes pojechały z profesjonalistą, a ja wiozłam kucunie. To był mój pierwszy tak daleki wyjazd z przyczepą załadowaną żywym "towarem", co było niezwykle stresujące - dopiero w połowie drogi nieco mnie "nerw" odpuścił, a z gardła zniknął przykry ucisk (zawsze tak mam, kiedy się denerwuję).
Zanim wyjechałam z końmi, nad Krakowem przeszła burza, pojawiła się tęcza, a powietrze stało się nieco zdatniejsze do oddychania. Im bliżej byliśmy Babiej, tym upał stawał się okrutniejszy. Ale dojechaliśmy szczęśliwie. Pawełek z dzieciakami byli już na miejscu. Była też ciocia Ania, która zdecydowała się towarzyszyć nam w zasiedlaniu Lipnicy.
piątek, 24 czerwca 2016
Zakończenie roku szkolnego i bezpowrotne pożegnanie z przedszkolem
Nadszedł wreszcie ten dzień - upalny piątek kończący rok szkolny. Dla nas to szczególny koniec roku roku szkolnego, bo pierwszy. Od rana szykowaliśmy białe koszule, krawaty i inne eleganckie akcesoria. Już podczas tych czynności zaczęliśmy się rozpływać - gorąc buchający zza okna był powalający.
Pojechaliśmy do szkoły, odprowadziłam Krzysia na jego ostatnie w życiu zajęcia w zerówce, a z Michałkiem rozpoczęliśmy oczekiwanie na rozpoczęcie uroczystości.
czwartek, 23 czerwca 2016
Tego się nie spodziewałam!
To jest ostatni tydzień przed wakacjami nie tylko dla Michałka i Krzysia, ale i dla mnie. Oni się już tylko bawią i czekają na piątkowe zakończenie roku, a ja usiłuję pozałatwiać szereg krakowskich spraw, spakować się pomiędzy tysiącem różnych zajęć i zapiąć na ostatni guzik "operację wyjazd", żeby móc razem z chłopcami spędzić dwa miesiące pod Babią. Nie sądziłam, że w wirze tych wszystkich zajęć uda mi się jeszcze wpaść do jakiegoś krakowskiego lasu, ale się udało w przelocie.:)
Ponieważ musiałam wpaść w kilka miejsc w centrum Krakowa, wsiadłam na rower, który jest najszybszym środkiem transportu w mieście i ruszyłam do pracy. Udało mi się szybciutko wszystko pozałatwiać i stwierdziłam, że zdążę jeszcze przed odbieraniem dzieciaków ze szkoły wpaść na cmentarz do mojej mamy. A droga prowadzi przez lasek...
środa, 22 czerwca 2016
Ostatni tydzień w szkole
Pamiętacie jeszcze atmosferę ostatniego tygodnia w szkole przed wakacjami? Dawno to było, co prawda, ale dzięki mojemu pierwszoklasiście, wspomnienia z dzieciństwa powróciły jak żywe... Michałek jest zszokowany, że nie ma już praktycznie żadnych lekcji, a wczoraj oświadczył:"Wiesz mamo, że NAWET angielskiego dzisiaj nie było???" Warto zadać sobie pytanie po co właściwie ten ostatni tydzień w szkole jest, skoro już nauczyciele i uczniowie nie myślą o niczym innym jak WOLNE.:)
poniedziałek, 20 czerwca 2016
Na Orawie grzybów nie do wyniesienia!
To był już ostatni przedwakacyjny wyjazd pod Babią. Tradycyjne już, poranne budzenie w niedzielę, skutkowało Pawełkowym marudzeniem, ale dość szybko udało się wszystko opanować i wyruszyć w drogę planowo, o szóstej. Tym razem transportowaliśmy do Lipnicy paszę dla koników, więc tuż po przyjeździe na miejsce trzeba było szybko rozładować przywiezione dobra, a następnie rozstawić ogrodzenie padoków, co było utrudnione wyrośniętą do wysokości piersi trawą. Ponieważ las wzywał, uwijaliśmy się z tym najszybciej jak się dało i po trzech godzinach, o 10.30 prace gospodarcze na naszej wakacyjnej gazdówce zostały zakończone.
piątek, 17 czerwca 2016
U popielańskich bobrów
Stacjonując w Popielnie, odwiedziliśmy oczywiście naszych znajomych - bobry i żubronia. My z Pawełkiem pamiętamy co prawda większość informacji, które można "pozyskać" w czasie zwiedzania, ale Michaś z Krzysiem każdorazowo wyłapują coś nowego z opowieści. Poza tym odwiedzenie jedynych takich miejsc jest po prostu obowiazkowe.
Po "dobrej zmianie" nie było już szans na składanie wizyt w towarzystwie naszego wieloletniego przewodnika - pana Ryśka, który oprócz informacji wpisanych w zakres obowiązkowej znajomości każdego "oprowadzacza", sypał jak z rękawa historiami z życia wziętymi - o kręceniu filmów z oswojonymi bobrami, o ucieczce Brutusa z zagrody czy spacerze w towarzystwie łosia przez zamarznięte jezioro...
środa, 15 czerwca 2016
Jak łabędzia rodzina przejęła panowanie nad portem w Krzyżach
To była jedyna łabędzia rodzina, jaką spotkaliśmy podczas tegorocznego mazurskiego rejsu. Ale to chyba nie dlatego, że łabędzie nie zdecydowały się w tym roku na rozmnożenie, tylko z powodu ogólnego opóźnienia w rozwoju przyrody. Nie było jeszcze dojrzałych poziomek, a przecież w pierwszych dniach czerwca były tam zawsze! Nie było też łabędzich pisklaków, bo zapewne były jeszcze tak malutkie, że ich rodzice nie zdecydowali się na opuszczenie wraz z nimi gniazda ukrytego w szuwarach. Łabędzie dzieci, które widzieliśmy, nie były zbyt wrośnięte - zazwyczaj o tej porze prezentowały się już nieco okazalej.
wtorek, 14 czerwca 2016
Każdy port ma swoich strażników
Mazurskie jeziora są rajem dla wodnego ptactwa. Większość gatunków woli buszować po trzcinach albo zasiedlać ptasie wyspy, ale są też takie, które wolą pasożytować na ludziach. Chociaż może lepiej byłoby powiedzieć "żyć z człowiekiem w symbiozie", bo przecież, gdyby ludzie nie chcieli być wykorzystywani, to by nie byli. Ale jak tu odmówić kromki chleba umierającemu z głodu łabądkowi czy kaczce... A one z tego korzystają.
poniedziałek, 13 czerwca 2016
Pełny kosz z Orawy!
Po powrocie z Mazur jedną z priorytetowych spraw było sprawdzenie co dzieje się w lasach, po których będziemy buszowali przez dwa wakacyjne miesiące. Doniesienia z "naszych" terenów łowieckich były obiecujące, więc tuż po rozpakowaniu samochodu z mazurskiego wyjazdu, spakowałam trochę rzeczy potrzebnych w czasie wakacji i zarządziłam, że o szóstej w niedzielę ruszamy pod Babią. Michaś z Krzychem skakali z radości, a Pawełek trochę kręcił nosem, że wtrzeba będzie znowu wcześnie wstać.
Nadszedł niedzielny poranek. Przygotowałam prowiant i patrzyłam jak cała trójka moich chłopaków słodko śpi. Dałam im dospać do 5.50, ale i tak zostałam obrzucona spojrzeniami wypełnionymi bólem i rozgoryczeniem. Najtrudniej było ściągnąć z łóżka Pawełka, który stawiał bierny opór.;) Wyjechaliśmy z opóźnieniem i obrażonym Pawełkiem, który twierdził, że po prostu powoli się budzi.
sobota, 11 czerwca 2016
Wyprawa na Przylądek Wisielców
Płynąc do stanicy Czaple mijaliśmy Przylądek Wisielców. Pawełek oświadczył, że pójdziemy tam na spacer, a jak nie będziemy chcieli, to on sam sobie pójdzie. Byłam tam kiedyś jesienią; wtedy, kiedy po raz pierwszy żeglowałam z Pawełkiem po mazurskich jeziorach - dobiliśmy wtedy do dzikiego brzegu i znosiliśmy na łódkę całe naręcza grzybów (nie zabrałam wtedy żadnego koszyka, bo nie przypuszczałam, że oprócz wody, będę mieć okazję oglądać cokolwiek innego). Wtedy po raz pierwszy słyszałam historię nazwy tego urokliwego zakątka nad Jeziorem Nidzkim.
piątek, 10 czerwca 2016
Wronka albo wronek
Kiedy dopływaliśmy do stanicy Czapla, Michaś stał na pokładzie i z daleka krzyczał:"Halo! Halo! To my płyniemy do was!" Zanim więc dobiliśmy do brzegu, już wszyscy znajomi na lądzie wiedzieli, że ich spokój zostanie zakłócony przez Michałkowe opowieści (są wdzięcznymi słuchaczami, więc Michałek korzysta z okazji, żeby opowiadać, opowiadać, opowiadać...)
Kiedy tylko nasza łódka zetknęła się z pomostem, obydwaj chłopcy pobiegli w stronę domku pani Bożenki szefującej biwakowi i przystani. Ja z Pawełkiem "miotaliśmy się" między linkami, żeby dobrze przycumować łódkę, a tu nagle Michaś z Krzychem pędzą z góry i wrzeszczą: "Mamo! Mamo! Tu jest Bronka! Taki niemowlak!" Jaka Bronka??? - myślę. I czemu jakaś mała dziewczynka zrobiła aż takie wrażenie??? Przecież widok młodszych dzieci nie jest im obcy. "Chodź zobaczyć!" - wrzeszczeli biegając od domku do pomostu i z powrotem.
czwartek, 9 czerwca 2016
Urok Jeziora Nidzkiego
Jezioro Nidzkie jest najmniej "ucywilizowanym" akwenem na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich. Podczas każdej mazurskiej wyprawy to właśnie tu spędzamy najwięcej czasu. To tu można bawić się na pięknych piaszczystych plażach i obserwować "dzikie" życie, które aż tak dzikie nie jest, bo człowieka traktuje często jak dostawcę łatwego pożywienia, a nie wroga.
Poza tym jest tu cicho, bo nie żeglarzom wolno używać silników. Nie ma tu więc ani burczących motorówek, ani dużych statków wożących grupy turystów. Nie ma też żeglarzy, którzy po dniu spędzonym na jachcie, bawią się hucznie i głośno do białego ranka.
Jezioro Nidzkie jest rezerwatem; podlega ochronie wraz z przylegającymi do niego terenami Puszczy Piskiej. Zobaczcie sami jak tu pięknie.
środa, 8 czerwca 2016
Z Krzyży do Karwicy drogą lądową
Wybraliśmy się na spacer z Krzyży do Karwicy - trasa piękna, cel ustalony (lody w docelowej wsi). Można było ruszać. Ponieważ zepsuł mi się zamek w plecaku, zabrałam sobie koszyk, do którego włożyłam aparat, picie dla dzieci i zapasowe bluzy (chwilami było całkiem chłodno) - zaraz na wstępem miałam zatem koszyk pełny.:)
wtorek, 7 czerwca 2016
Grzyby z popielańskiego pastwiska
Szwendając się po Popielnie przyglądaliśmy się nie tylko efektom "dobrej zmiany", ale również podłożu - wiadomo przecież, że nie zna się dnia ani godziny, kiedy pod nogami wyskoczą jakieś grzybki. Za wiele nam się nie udało wypatrzeć, ale coś tam w obiektyw wpadło.Do gara tym razem nie.:(
poniedziałek, 6 czerwca 2016
Co w szuwarach piszczy?
Jeziorne szuwary to miejsce pełne życia - szumią, buczą, świergoczą - najgłośniej rankiem i wieczorem, a nieco ciszej w ciągu dnia i nocą. Od czasu do czasu słychać w nich wielkie poruszenie i nad falującą powierzchnią zielonych trzcin wzbija się w powietrze gromadka ptactwa uciekającego przed jakimś intruzem. W szuwarach kryją się ptasie rodziny wychowujące obecnie swoje potomstwo i kwitną grążele, zwane popularnie liliami wodnymi.
Dużym jachtem, którym żeglujemy po Mazurach nie ma szans na dotarcie blisko nadjeziornych zarośli, ale w porcie w Krzyżach można pożyczyć rowerek wodny i dotrzeć nim w płytkie zarośnięte miejsca. Tak właśnie zrobiliśmy i uzbrojeni w sprzęt do strzelania fotek, popłynęliśmy w kierunku "Pirackiej Wyspy".
niedziela, 5 czerwca 2016
Na plaży w Krzyżach
Krzyże to kolejne kultowe miejsce na naszej mazurskiej trasie żeglarskiej. Michałek i Krzyś mają tam wielką plażę, płytką wodę i wszystko, co do szczęścia dzieciom może być potrzebne. Do portu dotarliśmy późnym popołudniem, ale było gorąca i chłopcy prosto z łódki wskoczyli do wody.
sobota, 4 czerwca 2016
Pierwsze "prawdziwki"
Na północ Szlaku Wielkich Jezior Mazurskich nie dopłynęliśmy daleko, zahaczyliśmy o początek Śniardw i stamtąd wróciliśmy na południe - na Jezioro Nidzkie. Ten wyjazd ma być przede wszystkim frajdą dla dzieci, a pływanie przez cały dzień ich nudzi - wolą zabawy na piaszczystych plażach niż żeglowanie. A najwięcej atrakcyjnych dla dzieciaków miejsc jest właśnie na Nidzkim, gdzie nie pływają łodzie motorowe, bo nie wolno używać silników (całe jezioro ma status rezerwatu), nie ma miejsc imprezowych typu dyskoteki i tawerny, a ich miejsce zajmuje PRZYRODA. Zanim znaleźliśmy się z powrotem na Jeziorze Nidzkim, trzeba było pokonać szlak z pierwszego rejsu "w drugą stronę". A po drodze się działo...
"Dobra zmiana" w Popielnie
Popielno to było jedno z niezmiennych miejsc na Mazurach. Odwiedzamy tę miejscowość co rok od 2007 roku - ten sam, płytki port, w którym trzeba rzucić kotwicę, żeby łódki nie wywiało, zawsze ci sami ludzie na stanowiskach - pani Kasia w muzeum, pan Rysiek oprowadzający wycieczki. Takie, można rzec, kultowe miejsce, do którego przybywa się nie po to, żeby zobaczyć coś nowego, lecz dlatego, żeby potwierdzić, że w gnającym naprzód świecie są takie punkty, które nie podlegają zmianom. Ale "dobra zmiana" dotarła również do Popielna.
piątek, 3 czerwca 2016
Dziesięć lat minęło....
Drugiego czerwca minęło 10 lat od pierwszego spotkania mnie i Pawełka. Klimaty były wtedy odległe od Mazur - Zubrzyca Górna, spotkanie internetowego klubu grzybiarzy z klubem fotografów. Ja przyjechałam z moim grzybowym przyjacielem Zibim, Pawełek z kolegą Saszą. Wydaje się, że to tak niedawno było, a to już tyle lat minęło...
Na czołówkę wybrałam starą fotkę, na której jesteśmy wszyscy, chociaż Krzychu okupuje jeszcze mieszkanie w brzuchu. Mało takich wspólnych zdjęć mamy, a przecież ta rocznica dotyczy teraz już nie nas dwojga, ale całej czwórki.:)
Jak jest po upływie takiego czasu? Pawełek czasem mnie wyzywa od tyfusów plamistych i żmij jadowitych, a wczoraj sam sobie się dziwił, że tyle ze mną wytrzymał, ale wszystkie te "obelgi" są nadal wypowiadane z czułością i miłością w głosie. Ja czasem burczę na Pawełka z powodów różnych, ale też nie czynię tego złośliwie. I przez te wszystkie lata nie udało nam się na poważnie pokłócić - pewnie dlatego, że Pawełek woli ustąpić niż toczyć ze mną boje.
czwartek, 2 czerwca 2016
Grzybowe bogactwo na Bełdanach
Kiedy przeszła pierwsza nawałnica po przypłynięciu do plaży na Bełdanach, spakowałam aparat i kamerę, zostawiłam nakarmionych chłopaków na plaży i ruszyłam do lasu. Liczyłam na spotkanie z tabunem dzikich koników polskich, które udało mi się wytropić rok temu. Na grzyby za bardzo nie liczyłam, bo w lesie przecież susza, ale miałam plecak, do którego od biedy można byłoby spakować jakiś ewentualny pozysk.
środa, 1 czerwca 2016
Z Nidy na Bełdany
Najbardziej wyczekiwane jest pierwsze pływanie łódką. Chłopcy, choć domęczeni okrutnie drogą i zabawami w porcie "Pod Dębem", obudzili się o wpół do szóstej z pytaniem:"Kiedy wreszcie popłyniemy?" Myślałby kto, że są takimi miłośnikami żeglowania... Wiedziałam, że płynięcie szybko im się znudzi i zaraz zaczną pytać, kiedy wreszcie dopłyniemy do plaży.
Subskrybuj:
Posty (Atom)