Jak co roku, odwiedzam znajome miejscówki grzybów rzadkich i chronionych. Zazwyczaj nie jadę do nich specjalnie i wyłącznie dla nich, tylko zaglądam na stanowiska przy okazji spacerów po lesie i pozysku grzybów jadalnych. Tak było również teraz - miejscówkę koronic ozdobnych odwiedziłam przy okazji smardzowania, później podczas poszukiwań pierwszych borowików ceglastoporych, a teraz w czasie penetrowania babiogórskiego lasu.
piątek, 30 czerwca 2017
czwartek, 29 czerwca 2017
Na zboczach Babiej
Nadszedł kolejny upalny dzień. Konie, wypuszczone na pastwisko o czwartej, już przed siódmą stały przy bramce i prosiły, żeby je wpuścić do boksów, gdzie jest cień i nie ma dokuczliwych owadów. Konie zostały zabezpieczone, a ja zadałam Michałkowi i Krzysiowi trudne pytanie - do którego lasu chcą iść na spacer. Zgodnie stwierdzili, że najlepiej będzie pod Babią, bo tam jest wysoki, dający chłód las i strumyk, w którym można się pociaptać, a w dodatku powinny już być dojrzałe poziomki w ilościach znacznych. Krzyś jeszcze dodał, że na pewno narosło tam więcej grzybów niż w innych lasach i zaczął sobie przypominać jakie to piękne grzybasy trafiały w jego pazerniacze łapki w tamtym lesie - Mamo, pamiętasz jakiego prawdziwka znalazłem wielkiego, którego Michał nie zauważył? A pamiętasz jak cały koszyk poćków nazbierałem? Jakże bym mogła zapomnieć.;) Oczywiście, że pamiętałam o grzybowych sukcesach mojego Krzysia, który najwyraźniej liczył na powtórkę z wielkich zbiorów.
środa, 28 czerwca 2017
Sytuację ratują podsuszone kurki
Od dwóch dni buszujemy po orawskich lasach, żeby na początku wakacji sprawdzić, gdzie co grzybowego rośnie i jaki jest stan nawilgocenia poszczególnych lasów. Tutaj często jest tak, ze w jednym miejscu popada i jest dość mokro, a w innym panuje susza. Teraz niestety wszędzie jest jednakowo - susza i grzybów niewiele. Ale i tak, mimo, że nie napełni się koszyka, zawsze coś się znajdzie, a poza tym spacer po lesie zawsze jest przyjemny. Dodatkową atrakcją są poziomki, które trafiają do przepastnych brzuszków Michałka i Krzysia. Pojawiły sie też pojedyncze borówki - jeszcze nie czarne, ale już zaczerwienione od słońca. Kiedy się taką borówkę rozgryzie, kwas wykręca paszczę we wszystkie strony, ale chłopcy i tak twierdzą, że owocki są pyszne. Jakoś co roku jest tak, że najbardziej smakują im te pierwsze, jeszcze niezupełnie dojrzałe borówki, a kiedy jest ich więcej, już im się przyjadają.
poniedziałek, 26 czerwca 2017
Wakacje 2017 rozpoczęte!
Piątek - zakończenie roku szkolnego, odbiór świadectw, wpisy do Złotej Księgi... Byłoby radośnie, bo okazuje się, że Michaś i Krzyś, nie dość, że są jednymi z najgrzeczniejszych w szkole, to jeszcze powygrywali sporo konkursów. Niestety, zaraz po tych miłych wieściach spadła, jak grom z jasnego nieba, informacja, że pani ucząca klasę Michałka, nie będzie pracowała od września (a jest wspaniałym nauczycielem i człowiekiem i jest czego żałować). Ze szkoły zniknie też pani od angielskiego, również doskonały nauczyciel, uwielbiany przez dzieci. Te złe wieści tak mnie poruszyły, że świadectwa chłopaków poczytałam dopiero wieczorem. Ale cóż... Życie toczy się dalej.
Po zakończeniu szkoły mieliśmy w Krakowie nawałnicę, która nieco opóźniła ostatnie zakupy przed wyjazdem i pakowanie tego wszystkiego, co jeszcze trzeba było zabrać (głównie resztę zabawek).
Sobota - zostawiam chłopaków z kartką zapisaną, co mają jeszcze dorzucić do bagażu i jadę o świcie do koni - na siódmą muszą być gotowe do transportu. Spieszę się - ostatnia partia siana na wakacje czeka wywleczona przed stodołę, siodła i cały koński majdan upchnięty w moim samochodzie, konie czekają w gotowości. Nie zdążyłam nawet na chwilę usiąść, przed stajnię kiedy zajechał samochód z przyczepą. Szybko wrzuciliśmy najpierw siano, a później koniska, które wyjątkowo sprawnie wsiadły do samochodu. Nie zawsze im to tak dobrze wychodzi; zwłaszcza Latonę trzeba czasem dość długo przekonywać, żeby się załadowała. Mieliśmy już ruszać, kiedy Pawełek przysłał wiadomość, że właśnie wyjeżdżają z dzieciakami.
Jechało się sprawnie dopóki nie zalogowaliśmy się na końcu koreczka w Naprawie. Zadzwonił Pawełek - on już był po drugiej stronie kolejki, a nas z końmi czekało półgodzinne podjeżdżanie. Dojechaliśmy jednak szczęśliwie, konie poszły skubać lipnicką trawę, a ja wzięłam się za ostateczne uruchamianie wiejskiego gospodarstwa domowego.
piątek, 23 czerwca 2017
Przedwakacyjny rekonesans na Orawie
W ramach dalszych przygotowań do wakacji pod Babią, zwolniłam chłopaków z przedostatniego dnia w szkole i zaraz z rana wydarliśmy w kierunku Orawy. Podstawowym punktem planu, który stał się motorem napędowym do zaplanowania i realizacji tego przedwakacyjnego wyjazdu, było rozstawienie padoków dla koni. Jeżeli nie zrobię tego wcześniej niż przywiozę konie, to biedaki muszą czekać te parę godzin na wyjście na wybieg, co po opuszczeniu samochodu jest nad wyraz trudne, kiedy poza zasięgiem pyska zieleni się soczyste jedzonko. Chciałam też oczywiście wpaść na rekonesans do lasu, żeby sprawdzić jakie grzybki pokonały suszę.:)
środa, 21 czerwca 2017
Na jarmarku świętojańskim
Z okazji dorocznych Dni Krakowa u stóp Wawelu stanęło miasteczko namiotowe i rozpoczął się jarmark świętojański. Pogoda nie była rewelacyjna - temperatura bardziej wczesnowiosenna niż letnia i przelotne opady. Dzięki temu tłumy pozostały w domach, a na jarmark przyszli tylko ci, którym słabsza aura nie przeszkadza w skorzystaniu z atrakcji.
niedziela, 18 czerwca 2017
Przez lasy i łąki
Od rana planowałam,że po wizycie w bacówce nie będę wracać do Lipnicy samochodem, tylko pójdę sobie na piechotę przepiękną trasą wzdłuż granicy. Po drodze miałam oczywiście zamiar spenetrować grzybowe miejscówki, a znalezione w drodze na bacówkę pierwsze tegoroczne kurki dodały mi dodatkowych skrzydeł i chęci do wędrówki. Zapytałam czy ktoś chciałby pójść ze mną. Ania skorzystała z propozycji bez chwili wahania, a Krzyś zawył rozpaczliwie, że też chce znaleźć grzyby, więc również pójdzie. Co prawda chciałam trochę odpocząć od dzieciaków, ale cóż było na takie Krzysiowe dictum odpowiedzieć. W ten sposób mój plan samotnej wędrówki przekształcił się w trzyosobową wyprawę.
Planowana trasa w najkrótszej wersji - bez zbaczania ze szlaku w celu poszukiwań to sześć kilometrów. Jeśli penetruje się po drodze grzybodajne zakątki, wydłuża się dwukrotnie. Idzie się cały czas w górę, a później w dół. A kiedy już jest się na dole, trzeba ponownie włazić na górkę. Nie są to jednak strome podejścia, więc bez problemu tę drogę można pokonać z dzieciakami. Krzyś i Michałek przebyli już kiedyś tę trasę w obydwie strony, ale wtedy przemieszczali się przy użyciu kucykowych nóg.
sobota, 17 czerwca 2017
Pierwsze orawskie kurki
Tym razem wyprawa na Orawę miała wzmocniony skład - już w czwartek do Krakowa dotarli reprezentanci stolicy - ciocia Iza (Smaczna Pyza) z mężem, a w Lipnicy czekała na nas ciocia Ania, która cały długi weekend przeznaczyła na włóczenie się po orawskich drogach i bezdrożach. Do Lipnicy wyruszyliśmy na dwa samochody - ja z przyczepą, dzieciakami i Izą, a Pawełek z Marcinem - żeby sobie spokojnie mogli poplotkować, bo to ulubione zajęcie chłopaków.
Kiedy z wysokości podjazdu na zakopiance przed Skomielną widać już było Orawę, okazało się, że jedziemy w stronę chmurnej ciemności - Babia spowita była czarnymi chmurami, a niżej położone tereny wyglądały niewiele lepiej. Wkrótce trzeba było włączyć wycieraczki. Dojechaliśmy w deszczu w związku z czym zostaliśmy oskarżeni o przywiezienie kiepskiej pogody. Zanim jednak skończyłam rozpakowywać kolejną partię przywiezionego dla koni siana i wakacyjnego ekwipunku, deszcz ustał, a nawet zaczęło przebłyskiwać słoneczko.
środa, 14 czerwca 2017
Końskie zabawy
Ulubioną czynnością menażeryjnych kucyków - Żółtego i Feliksa jest jedzenie i jeszcze jedzenie i na koniec też jedzenie. Odkąd zaczęła się wiosenna trawa, robią za kosiarki; duże konie nigdy nie wykoszą trawników z taką starannością, jak kucunie. Energię pozyskaną z paszy trzeba jednak od czasu do czasu spożytkować. I kiedy kucory dojdą do wniosku, że nadszedł właściwy moment, nieźle dają czadu i bawią się w swoje końskie, nie zawsze delikatne zabawy. Zobaczcie sami.
poniedziałek, 12 czerwca 2017
Nowe wieści z Orawy
Kolejna niedziela, to następny wyjazd do Lipnicy z transportem siana dla koni i części naszych wakacyjnych betów oraz sprawdzenie, co w lasach piszczy. Las do penetracji wybrał Krzyś i już w sobotę wieczorem, kiedy oczy mu sen zamykał, mówił, że nie może się doczekać niedzielnego poranka i tych grzybów, których w "tym" lesie będzie nie do wyniesienia. W związku z takimi obiecującymi wizjami, przygotowałam dwa duże koszyki i jeden mały, Krzysiowy.
Rano chłopcy zebrali się wyjątkowo szybko i sprawnie, Pawełek zapiął przyczepę wyładowaną pachnącym siankiem i ruszyliśmy w drogę. Najpierw trzeba było dojechać do naszych gospodarzy i rozładować to, co przywieźliśmy. Oczywiście nie dało się od razu jechać do lasu, bo gościnni gospodarze zastawili stół jak dla armii wojska. Żeby to wszystko zjeść na śniadanie, trzeba byłoby mieć ze trzy wymienne żołądki. Tych jednak nie posiadamy, więc sporo wiktuałów pozostało na półmiskach i talerzach, a ja pogoniłam chłopaków do lasu.
niedziela, 11 czerwca 2017
Piłkowy zawrót głowy
Ledwie w piątek całą rodzinę skompletowałam, a już w sobotę z rana trzeba się było rozdzielić - ja pojechałam, jak zwykle, zająć się końskimi sprawami, a Pawełek z Michałkiem i Krzysiem pojechali na mecz - pierwszy mecz, jaki drużyna Krzysia rozgrywała z obcą ekipą, zaproszoną z innego klubu. W dodatku wyszło tak, że w tym meczu wystąpił również Michałek, dla którego był to pierwszy trening... Jak do tego doszło, napiszę za chwilę, a teraz słów parę o tym meczu. Podczas wtorkowego treningu, zostaliśmy poinformowani, ze takie spotkanie się odbędzie. Krzyś od razu zawył, żeby w sobotę przyjechać na mecz, a nie do koni. Przekalkulowałam szybko wszystkie możliwości i wyszło na to, że optymalnym rozwiązaniem będzie obsadzenie Pawełka w roli opiekuna - kibica. Zapewniłam Krzysia, że na meczu będzie. Trener powiedział też, że będzie to spotkanie czysto towarzyskie, dla zabawy i sprawdzenia poziomu własnych umiejętności... Takie tam gadanie - Krzyś od razu stwierdził: "Jesteśmy lepsi! Dokopiemy im!" Tak w ramach spotkania towarzyskiego, oczywiście.
piątek, 9 czerwca 2017
Zielone szaleństwo
Zdekompletowana przed dwoma tygodniami menażeria jest znowu w komplecie - Pawełek powrócił szczęśliwie z męskiego rejsu na Mazurach i mam już wszystkich trzech chłopaków w domu. Ostatni dzień przed przyjazdem Pawełka wykorzystałam na koniowanie, żeby naładować się pozytywną energia przed praniem mazurskich brudów i przygotowaniem obiadku na przyjecie Pawełka i jego tegorocznej mazurskiej ekipy.
poniedziałek, 5 czerwca 2017
Ceglastopore z Babiej Góry
Dobudzenie Michałka i Krzysia w niedzielny poranek nie było sprawą prostą, podobnie jak zagonienie ich do łóżek w sobotni wieczór. Moje wysiłki zostały w końcu nagrodzone otwarciem dwóch par dziecięcych oczek - wstęp do wyjazdu został uczyniony. Wyjście z pościeli przebiegło już bardzo sprawnie, ale cóż z tego - przecież trzeba się było jeszcze pobawić nowymi zabawkami. Ja powtarzałam:"Wychodzimy!", a chłopaki:"Jeszcze pięć minut!" W końcu musiałam na nich huknąć, żeby zostawili robota, założyli buty i wyszli. Ufff... Można jechać.
sobota, 3 czerwca 2017
Powrót z zielonej szkoły
Kiedy w poniedziałek Michałek i Krzyś wyjeżdżali na zieloną szkołę, umówiłam się z nimi, że nie będę dzwonić do pań opiekujących się dziećmi, żeby porozmawiać z moimi pociechami, bo z zimowiskowego doświadczenia wiedziałam, że na rozmowy brakowało im czasu. Uzgodniliśmy natomiast, że jeśli oni chcieliby ze mną rozmawiać, poproszą panie, żeby zadzwoniły i będą mogli, w razie potrzeby, poinformować mnie o tym, co robią w czasie wyjazdu Szczerze mówiąc, nie bardzo liczyłam na to, że chłopcy znajdą czas, żeby do mnie wydzwaniać, ale w głębi duszy liczyłam na to, że jednak dadzą znac, co u nich słychać.
Jestem jednak realistką i tak sobie myślałam, że jeżeli któryś z nich zadzwoni, to będzie to Michałek, który zechce zapytać, czy dotarły zamówione prezenty na Dzień Dziecka. Największym problemem przedwyjazdowym był dla niego bowiem fakt, że pierwszego czerwca nie będzie go w domu, a wtedy właśnie miał dostać swój wymarzony prezent. Zanim pojechał, uspokoiłam go, że robot spokojnie poczeka na niego do dnia powrotu z zielonej szkoły.
czwartek, 1 czerwca 2017
Taki prezent na Dzień Dziecka
Od dawna marzył mi się taki dzień, który w całości mogłabym przeznaczyć wyłącznie na las. Okazją do realizacji było wysłanie calutkiej menażerii na wypoczynek i poświęcenie jednego dnia bez chłopaków wyłącznie na własne przyjemności leśno - grzybowe. Taki prezent na Dzień Dziecka dla mnie, a nie dla kogoś innego.:)
Dzień wcześniej koleżanka zapytała mnie jak zamierzam wykorzystać wolne od codziennych obowiązków. Kiedy jej powiedziałam, że odpalam rano brykę i jadę na Orawę, żeby łazić po lesie, postukała się w głowę i powiedziała, żebym sobie do fryzjera poszła, na masaż i do kosmetyczki, a nie do jakiegoś lasu jechać, męczyć się chodzeniem i wystawiać na pogryzienia. Ale cóż ja mam zrobić, jak wolę las od tych wszystkich proponowanych zabiegów. A poza ty to nie miał być byle jaki las, tylko ten, od którego kilkanaście lat temu zaczęła się moja niekończąca się przygoda z Orawą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)