Lipcowe wejście na Babią wyróżnia się tym, że Wiola, która dotychczas wiernie mi towarzyszyła w realizacji długoterminowego przedsięwzięcia, zrezygnowała ze zdobycia szczytu na rzecz pozysku borówek na Babiej. Uzgodniłyśmy, że nazbieranie pięćdziesięciolitrowego kosza owoców i zniesienie go z połowy wysokości góry, jest na tyle trudnym wyzwaniem, że spokojnie można Wioli to lipcowe wejście zaliczyć. Zwłaszcza, że z takim koszem biega po Babiej codziennie...
W związku z powyższym miałam do towarzystwa wyłącznie męską ekipę - Michała z Krzychem, Miłosza oraz Eryka. I w końcu zrealizowaliśmy plan zejścia na stronę słowacką, co mnie się bardzo podobało, a chłopakom niestety nie. Ale o tym za chwilę. Na razie ruszamy pod górę.