Orawskie grzyby mają w tym roku strasznie pod górkę. Jak nie zimno i śnieżnie, to upalnie i sucho. Wszystkie okoliczne burze i deszcze dokładnie nas omijały. Największe przeleciały wysoko nad nami i pognały do Krakowa, gdzie narobiły sporo zamieszania. Z jednej strony dobrze, że gwałtownych zawirowań burzowych nie było,ale z drugiej pragnienie deszczu wyzierało z każdego zakamarka. Ziemia popękała miejscami tak, że potworzyły się w niej dwucentymetrowe szpary jak na pustyni. Z nieba lał się żar, Michał z Krzychem odmówili współpracy i siedzieli w basenie, a ja desperacko każdego dnia szukałam równie jak ja zdesperowanych grzybów. W sobotę, 10 lipca, w tych wysuszonych okolicznościach udało mi się znaleźć pierwszego borowika szlachetnego.
Poszłam sobie najpierw przez łąki do lasu widocznego na końcu powyższego zdjęcia.
Lubię widok na Babią z tego miejsca. A tym razem okrasy dodawały jej malownicze chmurki.
Wstępu do lasu pilnował padalec rozciągnięty beztrosko na ścieżce. Przystąpiłam spokojnie do sesji zdjęciowej. Model pozował bezbłędnie nie wykonując żadnego ruchu.
Obfociłam go dokładnie ze wszystkich stron, a on nawet nie drgnął.
Kiedy już napstrykałam mnóstwo fotek, pogłaskałam padalca tuż za głową. One to bardzo lubią.:) Kiedy jest zimno, korzystają wtedy z okazji i wchodzą na rękę, żeby skorzystać z ciepła.
Ten sobotni był już dobrze wygrzany, więc nie skorzystał z zaproszenia do wejścia na rękę, ale też nie uciekł, tylko pokazał mi język. Dopiero dotknięcie dalszej części padalcowego ciała spowodowało, że się oddalił z miejsca wylegiwania. Teraz mogłam się rozejrzeć za grzybami.
W wysuszonym lesie spotkałam kilka borowików ceglastoporych. Ten gatunek jest zdecydowanie najwytrwalszy i najlepiej znosi suszę. Niemniej, większość spotkanych owocników była rachityczna i nadpleśniała. Tylko kilka sztuk nadawało się do zabrania, ale dobre i to, kiedy nie ma nic więcej.
Za pierwszą linią, wyznaczoną poćcami, stały borowiki usiatkowane. Ich największą zaletą jest to, że pięknie wyglądają i zdecydowanie dobrze wypadają na zdjęciach. Niestety, przy głębszym zapoznaniu się z nimi, tradycyjnie odkrywamy, że mają bardzo bogate życie wewnętrzne. Zabrałam do koszyka trzy najdorodniejsze sztuki, żeby pokazać chłopakom, że mimo wszystko można w lesie coś znaleźć i przynajmniej oczy nacieszyć.
Na penetrowanym terenie miejscówki usiatków przeplatają się ze stanowiskami borowików szlachetnych. I właśnie na jednym z tych miejsc spotkałam pierwszego tegorocznego szlachetniaka. W porównaniu z poprzedniemi latami to dość późny start dla szlachetnych; zazwyczaj pierwsze pojawiały się pod koniec czerwca, najpóźniej w pierwszych dniach lipca. W tym roku trzeba było poczekać do dziesiątego.
W tym samym dniu spotkałam pierwsze goryczaki - ulubione grzyby mojego Pawełka.:)
Miejscami radę dają również pięknorogi.
Na szczęście susza została przerwana. Wreszcie wczoraj, w poniedziałek, parę chmur zdecydowało się wylać swoją zawartość nad wysuszoną Orawą. Mam nadzieję, że teraz szlachetniaków i innych grzybów będzie znacznie więcej.:)
Na spacerujesz się samotnie, chłopaki się buntują a ja też bym tak zrobiła na ich miejscu. Basen i domek na drzewie to jednak lepsze niż robienie kilometrów i powrót z pustym koszykiem.Cieszę się że popadało. U nas od wczoraj hiszpańskie upały po 30 stopni.Jak to przeżyć. Odpoczywajcie i czekaj na wysyp borowików,usciski
OdpowiedzUsuńDzisiaj chłopaki poszły ze mną na spacer. Po wczorajszym deszczu było w lesie cudownie chłodno. Czekamy na wielki wysyp.:)Uściski serdeczne spod Babiej!
UsuńCo nowego w orawskich lasach ?
OdpowiedzUsuńRuszyło coś ?
Nie bardzo ruszyło. Jest mokro i ciepło, czyli idealnie. A one nie chcą się pokazać w większych ilościach. Jak net będzie w miarę chodził, to przez noc może wstawi się ostatnia partia fotek do nowego wpisu. W tym roku internet działa fatalnie. :(
Usuń