Kiedy już skończyliśmy poszukiwania smardzówek, ruszyliśmy na spacer po pięknym wiosennym lesie. Na jakieś wyjątkowe znaleziska grzybowe nie miałam już żadnej nadziei, ale przecież las to nie tylko grzyby - kwitną kwiaty, śpiewają ptaki i jest mnóstwo okazji do zabawy. Można tak chodzić przez cały dzień po zielono - kwitnącej ściółce.
Dno lasu zostało opanowane przez miliony kwitnących zawilców gajowych. Między drzewami nie dało się przejść, żeby nie deptać po kwiatach. Uwielbiam taki ukwiecony las wiosenny, a Michałek kilka razy nawet wpadł w zachwyt, co ujął w słowach: "Ach! Spójrz, jak tu pięknie!" Jak ja się cieszę, że od czasu do czasu chłopcy potrafią napawać się cudownością otaczającego ich świata. To oczywiście trwa chwilę, bo zaraz okazuje się, że bieganie skoki i przepychanki z bratem są atrakcyjniejsze od podziwiania przyrody, ale sam fakt, że to piękno potrafią zauważyć, jest budujący.
Zawilce doskonale pozowały do zdjęć - po pierwsze BYŁY, w przeciwieństwie do grzybów, a po drugie nie uciekały, jak na przykład jakieś motylki z ADHD.;)
Pawełek uprawiał gimnastykę śródleśną - pady na ściółkę, przysiady przy kwiatkach, skłony do rozmaitych robali, a nawet skręty szyi, co widać na załączonym obrazku. Ogólnie, bardzo się starał, żeby jego fotki przyćmiły urokiem moje.;)
W niektórych ujęciach w pełni osiągnął zamierzony cel.
W trakcie leśnej wędrówki napotkaliśmy wspaniałe drzewo - do połowy powalone przez wiatr, stwarzające idealne warunki do zabawy. Michał i Krzyś oczywiście wykorzystali natychmiast ten pień i zaczęli się wspinać, do czego ich zachęcałam. Pawełek mi nawet zarzucił, że ich podpuszczam. Ale co tam... Chłopaki nie mają być wydelikaconymi ciapusiami, tylko prawdziwymi facetami, dla których żadna przeszkoda nie jest zbyt trudna do pokonania.
Michał wyszedł na bezpieczną w jego mniemaniu wysokość i zablokował drogę Krzysiowi, który miał potrzebę pobicia rekordu wysokościowego starszego brata. W efekcie, po ostrej wymianie zdań, Michałek zszedł z pnia przy pomocy taty, a Krzychu powędrował dalej.
Wysokość bezpieczna dla Krzycha była tylko ciut dalej niż ta Michałkowa, ale to wystarczyło do osiągnięcia wysokiego poziomu samozadowolenia i pozowania do uroczych zdjęć. Ja stałam z jednej strony pnia, Pawełek z drugiej.
I znowu trochę Krzycha podpuściłam... Chwilę sie zastanawiał, a później wykonał wspaniały skok.
Teraz był jeszcze bardziej zadowolony ze swoich osiągnięć. Ja go doskonale rozumiem, bo jak byłam w jego wieku, to uwielbiałam skakać z wysokości i przełamywanie własnego strachu przed skokiem zawsze dawało mi dużo satysfakcji.
Szliśmy dalej po zawilcowych dywanach. Między Krzysiem i Michałkiem wywiązała się sprzeczka. Po chwili już nie było wiadomo, o co im poszło, ale napięcie rosło i jakby się ich zamknęło wtedy na małej powierzchni, to bez wątpienia skoczyliby sobie do gardeł. Jak można się tak naładować złością w tak pięknych okolicznościach przyrody, wiedza tylko dzieci.
Zarządziłam podejście pod górkę po zboczu, na którym wiatr powalił parę drzew, a leśnicy usiłowali (chyba) zrobić porządek. Teren był trudny. Krzyś biegł pod górę i pyskował do Michała, żeby go jeszcze bardziej wyprowadzić z równowagi (uwielbia to robić i strasznie go to cieszy), a zza "osłonek" rzucał szyszkami i grudkami ziemi. Michał biegł nieco wolniej i wściekłość na brata przesłoniła mu oczy. Wpadł w wystający korzeń i podbił sobie oko. Oczywiście obwiniał za to brata, a nie siebie.:) Krzyś oczywiście nie czuł się winny, ale widząc uszkodzonego brata, natychmiast odpuścił. Złe emocje Michałka spłynęły z potokami łez i po chwili zapanowała błoga cisza i zgoda między chłopakami. Odetchnęłam z ulgą - przestali do siebie "zugać", a poza tym Michaś "pocelował" w korzeń na tyle umiejętnie, ze tylko podbił oko, a nie wybił.
Po pokonaniu wzniesienia przyszedł czas na odpoczynek i poszukiwanie odpowiednich patyków imitujących karabiny. Leśna partyzantka to jest to, co chłopaczki lubią bardzo, a Krzychu nawet bardzo-bardzo.:)
O milionach zawilców gajowych już wspominałam, ale między nimi usadowiły się też inne kwiatuszki. Zakwitł już groszek leśny.
Kokorycze już w większości przekwitały.
Miodunki wabiły słodkim nektarem.
Śledziennice skrętnolistne zrobiły się bardziej żółte niż zielone.
A w kilku miejscach zakwitły zawilce żółte.
Pawełek wykorzystał złożone przy drodze ścięte drzewa do zademonstrowania dzieciom, jak się bawił ze swoimi kolegami w dzieciństwie w Indian i kowbojów. Michał i Krzyś słuchali z zainteresowaniem, ale nie przyłączyli się do powożenia dyliżansem.
Michaś, dla poprawy nastroju zjadał słodkie kwiaty miodunki.
Poprawił szczawikiem zajęczym.
A na koniec stwierdził, że fiołki leśne nie są tak smaczne jak fiołki wonne.
W jednym z tysiąca uroczych miejsc zarządziłam sesję foto w zawilcach. Krzychu uwalił się na kwiecistym dywanie jak stary partyzant.
W gąszczu zawilców wyglądał uroczo.:)
Michałek położył się delikatnie, jak księżniczka na ziarnku grochu, upewniając się, że zawilce, które mają właściwości trujące, na pewno mu nie zagrażają. Tutaj widać doskonale, jak pod prawym oczkiem rośnie fioletowa śliwka.
Podczas spaceru jedynymi grzybami, oprócz wysuszonych nadrzewniaków, były twardnice bulwiaste. W większości ich owocniki mocno już podeschły w promieniach słońca.
Tylko te dobrze schowane pod listkami zachowały świeżość i prezentowały się ładnie.
Wróciliśmy do samochodu. Proponowałam chłopakom, żebyśmy poszli jeszcze w druga stronę, do lasu za asfaltową drogą, ale odmówili współpracy i stwierdzili, że mają już dość chodzenia po lesie. Nigdy nie zrozumiem jak można mieć dość tej przyjemności, ale zostałam przegłosowana i musiałam się dostosować do większości. Zakończyliśmy niedzielne naleśnianie. Następne już wkrótce.:)
Tez z chęcią położyłabym się obok Krzysia i podyskutowała na temat grzybków i kwiatuszków. Uważam ze dobrym pomysłem na okiełzanie chłopaków byłoby wręczenie im aparatów fotograficznych.Wtedy byłby wyścig szczurów kto lepszy hii Dziękuję za spacerek,ja nie byłam,samochód nie dostał papierka i trzeba reperować a kasy niet
OdpowiedzUsuńEwuniu! Michałek nie jest zupełnie zainteresowany robieniem zdjęć, a Krzysia nachodzi tylko chwilami. Oni, jak to rodzeństwo, muszą się poprztykać; wiem jak to jest, bo tłukliśmy się z bratem równo. Z samochodem przykro. Też musiałam naprawiać. Trzymaj się wiosennie!
UsuńNo nie ! To zdjęcie Pana Pawełka na "dyliżansie" to absolutny numer 1 tego wpisu! Prawie widać jak potrząsa lejcami i krzyczy giddy-up! Pozdrawiam, Inka
OdpowiedzUsuńA krzyczał, krzyczał... Pawełek bardzo się wczuwa w rolę; byłby doskonałym aktorem.:)Pozdrawiam serdecznie!
UsuńLas jest cudny zawsze ale wiosną to już magia.Te łany kwiatów i śpiew ptaków daje tyle radości.Ptaki to tak się drą ,że o świcie muszę wstawać i okno zamykać bo tuż za oknem jakieś festiwale i konkursy na głosy i spać się już by nie dało.Chłopcy są jak najbardziej na swoim miejscu z dokazywaniem i rywalizacją.Podejrzane by było jakby nie było nigdy spięcia.Tak było i będzie.Oby tylko uczyli się odróżniać swoich spięć dziecięcych bez gromadzenia złych uczuć ale na pewno im to nie grozi.Te wycieczki do lasów macie wspaniałe ,sama radość i zdrowie.Pozdrawiam kolorowo-:)
OdpowiedzUsuńJuż dawno zauważyłam, że jak się chłopaki pokłócą, to dadzą sobie po razie i za chwilę jest już zgoda i wspólna zabawa. Znacznie gorzej jest z dziewczynkami, które potrafią się obrazić na siebie na kilka dni i żadna nie ustąpi i nie wyciągnie pierwsza ręki na zgodę. Ogólnie to chyba chłopcy są prostsi w obsłudze.:) Dzisiaj po szkole przegoniłam towarzystwo na rowerach. Pozdrawiam kwitnąco i wiosennie.:)
Usuń