Smardzówki znalezione w Krakowie stały się impulsem do wyboru lasu na niedzielny spacer leśno - grzybowy. Zaraz po śniadaniu ruszyliśmy przez Kraków, w kierunku Kielc i Warszawy. To na tej trasie jest cisiowy las, w którym powinny czekać na nas setki, a może nawet tysiące pięknych smardzówek. Śniły mi się w nocy, jak stoją równymi szeregami, a ja mam problem z podjęciem decyzji, którą uwiecznić najpierw, a którą później. Nie mogłam spać już od czwartej rano i czekałam, kiedy wreszcie obudzą się te moje śpiochy. Już w sobotę naładowaliśmy baterie w aparatach i byliśmy gotowi do łapania grzybków na karty pamięci. Tym razem również Pawełek szykował się do zrobienia uroczych fotek. Miejscówkę smardzówkową w cisiowym lesie zlokalizowaliśmy rok temu. Zastaliśmy tam wówczas wielkie bogactwo grzybowe. Przecież teraz też powinno tak być!
Ponieważ znaliśmy dokładną lokalizację smardzóweczek, nie musieliśmy się błąkać po lesie, tylko iść prosto do topolowego zagajnika. Pawełek maszerował droga, a ja z Krzychem i Michałkiem przez las. W oczy rzucała się niemiłosierna susza. Gałązki i ubiegłoroczne liście trzeszczały przy każdym stąpnięciu nogą, a z ziemi unosił się kurz. Doskonale było go widać po spacerze na naszych odnóżach, które mimo pełnych butów i skarpetek, zmieniły zabarwienia na szaro - czarne.
Ale już doszliśmy pod topole! Stały równymi rzędami i zapraszały do poszukiwań. Pawełek popędził w prawo, bo tam znalazł rok temu najliczniejsze grupetta smardzówkowe, a ja z dzieciakami, kierowana sentymentem, w lewo, gdzie znalazłam w ubiegłym roku tę pierwszą.
Zaczęliśmy standardowe, metodyczne przeszukiwanie podłoża, które tylko na fotce wygląda na gładziutkie i łatwe do prowadzenia poszukiwań. W rzeczywistości jest tam gruba warstwa liści, wysoka sucha trawa i przebijające się przez nią wiosenne rośliny. Chodziliśmy w kucki i na czworakach. Do spodni natychmiast przylepiły się klejące łuseczki, które odpadły z topolowych pąków liściowych. Są tak nasączone żywicą i lepkie, że przyklejają się do ubrania natychmiast po zetknięciu z nim. Któż by jednak zwracał uwagę na coraz grubszą warstwę podłoża na spodniach, skoro ona w żaden sposób nie kolidowała z realizacją nadrzędnego planu - poszukiwań.
W miejscu, gdzie rok wcześniej znalazłam pierwsze smardzówki, było puściutko i bardzo, bardzo sucho. Już tam, po przeszukaniu tego fragmentu lasu, wiedziałam, ze znalezienie jakiejkolwiek smardzówki w tych warunkach, będzie nie lada wyzwaniem.
W obniżeniu terenu, gdzie ściółka zdołała zachować trochę wody, usadowiły się twardnice bulwiaste. W najbliższym sąsiedztwie nie było nawet zawilców, na których pasożytują te urocze miseczki, ale pewnie pod ziemią ciągnęły się zawilcowe korzenie. Pochyliłam się nad nimi i zrobiłam im mnóstwo zdjęć, bo nie wiedziałam, czy znajdę kolejne, czy też będą tylko te.
Przeszłam z chłopcami dalej, w stronę Pawełka. Tu była jeszcze wyższa trawa i sterty gałęzi po wyciętych topolach. Widziałam, że Pawełek co chwilę kładzie się na ziemi i byłam przekonana, że robi zdjęcia kolejnym smardzówkom, które znajduje co parę kroków. Kiedy jednak dotarliśmy do niego, okazało się, ze znalazł dokładnie tyle samo, co my, czyli nic. Skupił się na robieniu zdjęć innym wiosennym cudom, których nie brakowało a z szukania smardzówek zrezygnował. Specjalnie mu się nawet nie dziwiłam, bo trudno zachować bojowego ducha, kiedy wszystko wskazuje na to, że żaden grzybek poza twardnicami tutaj nie wyrósł.
A kolejne szeregi topól wzywały i kusiły, aby i pod nimi prowadzić poszukiwania.
I wreszcie, w którymś tam szeregu topolowym, w zagłebieniu terenu, zobaczyłam ten cudowny, pofałdowany łepek. Dobrze, że się pchała do góry, bo dzięki temu zsunął się z niej duży liść. Gdyby nie to, pewnie bym jej nie dostrzegła. Teraz byłam już pewna, ze kolejne smardzówki bez trudu zobaczę. Skoro jest jedna, to musza być inne!
Z odświeżonym zapałem przystąpiłam do rozgarniania liści i trawy. Znalazłam kolejne twardnice bulwiaste, rosnące tym razem w bezpośrednim sąsiedztwie swoich żywicieli. Smardzówek więcej nie było. Ta znaleziona przed chwilą była jedną jedyną podczas tego wyjazdu. Mimo dalszych poszukiwań już nic nie znaleźliśmy.
Dobrze, że Pawełek znalazł sobie inne obiekty do zdjęć, bo dzięki temu nie zanudził się podczas ponad dwugodzinnego przeszukiwania smardzówkowej miejscówki. A jego macro zdjęcia wychodzą coraz lepiej. Zobaczcie poniżej.
Zawilec.
Fiołki leśne. Drugie zdjęcie według mnie - genialne. Nigdy nie patrzyłam na fiołki z takiej perspektywy.
Biedronka na twardnicy bulwiastej.
I leśne buczki - trzmiele u koryta.:)
W końcu i ja zrezygnowałam z szukania nieobecnych smardzówek. Co prawda długo, długo myślałam, że one są, ale ja ich nie widzę, ale skoro bez większego trudu dostrzegałam mniejsze od smardzówek twardnice, to znaczy, że ich po prostu nie było. Nie wyrosły w tym roku. Opuściliśmy topolową część lasu i poszliśmy na długi spacer po jego uroczych zakątkach.
Taaa... u nas też przerażająco sucho w lasach. Już się boję, że znowu czeka nas gorące, jałowe lato. Trzmiel rudy najprawdopodobniej na zdjęciach, no w każdym razie na pewno Trzmiel (Bombus). Biedronki siedmiokropki to chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, choć zaskakujące jest, jak mało o niej wie przeciętny spacerowicz.
OdpowiedzUsuńGratuluję Panu Pawełkowi pięknych zdjęć. Mój faworyt, to przedostatnie. Pozdrawiam, Inka
Jestem pełna podziwu dla Twojej znajomości robali wszelakich.:) Ja jestem zadowolona, że wiem, że to trzmiel, a nie bąk, jak na nie mówi wiele osób. Pawełek się zawziął na focenie robali, więc jeśli mu nie przejdzie, to będzie ich więcej. Pozdrawiam wiosennie.
UsuńSzkoda ,że mimo poszukiwań nie udało się znaleźć więcej smardzów ale za to powstaly bardzo ładne zdjęcia.Tak te fiołki na jednym ze zdjęć to jak w galopie ,jakby w rozpędzie ku słońcu i życiu.Ciepło mieliście widzę ,chłopcy już w krótkim rękawie ,wreszcie nastal ten czas super.Nasz sad już cały w białych sukienkach ,prawdziwy wybuch natury,piękne miesiące przed nami.Pozdrawiam leśną drużynę :))
OdpowiedzUsuńZrobiło się cieplutko, a nawet upalnie. Szkoda tylko, ze deszczu brakuje, bo jakby popadało, to życie buchnęłoby jeszcze intensywniej. Kwitnące sady to cudny widok. Najbardziej malowniczo kwitną chyba jabłonki. Pozdrawiam kwiatowo!
Usuń