Po ubiegłotygodniowym spacerze w Lasku Wolskim i zlokalizowaniu tysięcy miniaturowych uszaczków, po trzech dniach opadów mżawki i dodatnich temperatur, oczami wyobraźni widziałam pełny koszyczek dorodnych, mięsistych uszaków. Jakoś nie dopuszczałam do siebie myśli, że po opadach deszczu przyszedł porywisty wicher i ponowne nocne przymrozki, które, jak wiadomo, również mają wpływ na wzrost i jakość zimowych grzybków.
Na weekend nawiedzili nas goście z Lipnicy Wielkiej spod Babiej Góry; gospodarze, u których zamieszkujemy letnią porą. W sobotnie popołudnie oprowadziliśmy ich po centrum Krakowa, a na niedzielę zaproponowaliśmy podziwianie panoramy miasta z wysokości Kopca Kościuszki. Z góry założyłam, że Pawełek będzie towarzyszył gościom, a ja wydrę do lasu, na "moje" uszaczki. Michaś z Krzychem woleli pójść z tatą, ciocią i wujkiem, więc byłam wolna!