Wystarczyły trzy cieplejsze dni, topniejący śnieg, mgła i mżawka, aby grzybnia zimowych grzybów wystartowała i zaczęła produkować owocniki. Taką miałam nadzieję, że niekorzystne prognozy wieszczące powrót mrozów zostaną jednak odwołane albo się nie spełnią... Ten tydzień spędzam głównie z moimi dzieciakami, które mają do niedzieli ferie i tak sobie marzyłam, ze pochodzimy po naszych znajomych laskach i nakosimy uszaków i zimówek w znajomych miejscówkach. Do moich marzeń dołączył Krzyś, który po powrocie z zimowiska obejrzał moje piątkowe zbiory i orzekł, że mało mi się udało znaleźć, ale kiedy on, Krzyś dołączy od poniedziałku do poszukiwań, pozyski będą znacznie obfitsze.
Niestety, czarny scenariusz pogodowy spełnił się co do joty. To, co rozmarzło i zaczęło spływać, zostało ścięte przez mróz. Osiedlowe chodniki i leśne ścieżki zamieniły się w ślizgawki. Samo dotarcie na skraj lasku było nie lada wyzwaniem. Dalej szło się nieco łatwiej, bo ściółka zapewniała nieco lepszą stabilizację, a poza ty w razie czego można było skorzystać z pomocnej dłoni oferowanej przez drzewa i krzaki. Mimo to, wszyscy zaliczyliśmy glebowanie. Najczęściej na twardym podłożu lądował Krzyś, w wielu przypadkach w wyniku własnej inwencji wywrotkowej.
Ale to nie jazda na butach i obijanie tyłków były głównymi celami naszego spaceru - szukaliśmy grzybków, które zdążyły wyrosnąć w czasie krótkotrwałej odwilży. Niektóre krzewy dzikiego bzu wyglądały cudnie - obklejone były licznymi maluszkami, które dopiero co się wykluły i zostały brutalnie przyhamowane w dążeniu do dorosłości.
Do pozysku większości z trzeba byłoby mieć krasnoludkowy scyzoryk, więc nie było sensu oddłubywania ich od substratu. Wcale nie było prostą sprawą wytłumaczenie Krzysiowi, że takich maleństw nie ma sensu zbierać. Tak się biedne moje dziecko nastawiło na koszenie, a tu mu grzyby nie zdążyły dorosnąć do rozmiarów pozyskowych.
Wybieraliśmy zatem tylko te większe sztuki, pakując je do siateczki wraz z lodem, którym większość była pokryta i kawałkami przymarzniętej do nich kory. Ręce marzły okrutnie.
Krzyś dzielnie obrywał co większe uszaki, a Michałek swoje zainteresowanie zbiorami wykazał jedynie w pytaniu, czy zrobimy "taki pyszny ryż z uszakami".
Nie tylko uszakowe przedszkole zostało wystawione na pastwę mrozu. Ten sam los spotkał zimówki (płomiennice zimowe). Wystawiły swoje pomarańczowe łebki i zamarzły. Będą mogły kontynuować wzrost dopiero wtedy, kiedy nadejdzie ponowna odwilż; oby już przedwiosenna.
Wraz z zimówkami i uszakami wystartowały trzęsaki pomarańczowożółte. One również stężały i czekają na odrobinę ciepła.
Nadzieję na jego nadejście dają bazie, które zaczęły wystawiać łebki z brązowych skorupek.
te mają wpisane w życiorys śnieg i mróz i przez to możemy je dłużej oglądać od tych co rosną w 30 st słońcu
OdpowiedzUsuńTo wiadomo! Ale tęskno mi za napełnianiem koszyka,to wolałabym, żeby sobie już zima poszła.:)
Usuńteż wolę ciepło ale podobają mi się nadrzewne zimą ,są takie wyraziste może dlatego, że naziemne nie przyciągają uwagi
Usuń