Miałam wczoraj ważną misję do wypełnienia, parę kilometrów za Krakowem. Mżawka spokojnie spadała na ziemię z szarych chmur i atmosfera była, delikatnie mówiąc, ponura. Sprawę załatwiłam błyskawicznie i wpadłam na genialny pomysł - skoro jestem już w połowie drogi do mojego najbliższego lasu, to nie można nie skorzystać z takiej okazji, jaka się nadarzyła. W bagażniku mam zawsze niezbędnik koński i grzybiarski - gumowce, kurtkę do ciurania w lesie i jakiś koszyk, więc byłam doskonale przygotowana do wyprawy.
Liczyłam raczej na szybki spacer niż na jakiś pozysk, ale już na początku lasku w oczy moje rzuciła się grupka czubajek gwiaździstych, w dodatku całkiem ładnie rozwiniętych, a nie takich kuleczkowych, jakie ostatnio znajdowaliśmy. Ten cudny widok obudził we mnie pazerniaka i po szybkich sfoceniu i zebraniu pierwszych grzybków, ruszyłam dalej, z nosem przy ziemi. Ciemne chmury znacznie ograniczyły leśna widoczność, więc trzeba było chodzić i patrzeć jak najbliżej poziomu, na którym można się spodziewać grzybków.
Po przełamaniu pierwszych szeregów trafiłam na czubajki czerwieniejące - jędrne, masywne i grubiutkie. Te, które zbieraliśmy w ostatnią niedzielę były zdecydowanie wątlejsze. A tu takie zaskoczenie! W koszyku miałam już około 20 czubajek. Oczami wyobraźni jadłam już panierowane kotlety kaniowe.
Dalej poszłam sobie wzdłuż strumienia, aby sprawdzić czy nie pojawiły się przypadkiem pierwsze gąsówki. I dobrze mi mój nos grzybowy podpowiedział, bo w wilgotnej ściółce tkwiły trzy rodzinki gąsówek nagich, od pewnego czasu zwanych gąsówkami fioletowawymi. A ja na nie mówię tak, jak mawiała o nich moja Mama - siwki. To bardzo aromatyczne i smaczne grzybki, które można zbierać nawet po mocnych przymrozkach lub wykopywać spod śniegu.
Opuściłam zabagniony brzeg strumyka i wspięłam się na górkę porośniętą sosnami. Wiecie już na pewno, czego tam szukałam.:) Tak. Były dwa - jeden młodziutki, a drugi nieco starszy, ale jeszcze całkiem konsumpcyjny. Do koszyka trafiły dwa szmaciaczki.
Idąc dalej znalazłam kilka podgrzybków brunatnych, które niestety miały już swoich konsumentów w środku i musiały pozostać w lesie. Nie zabrałam ani jednego i szybko zrezygnowałam z szukania kolejnych.
Schodziłam w dół. Spotykałam kępki starych opieniek, które były już tak nasączone wodą, że rozpadały się w rękach. Wszystkie pozostały w lesie.
Na zmurszałych pniach leżących przy dolnej ścieżce pozyskowej wyrosły pierwsze tej jesieni zimówki aksamitnotrzonowe, zwane obecnie płomiennicami zimowymi. Z daleka widać było ich pomarańczowe, błyszczące deszczem kapelutki.
Po spotkaniu z zimówkami las podarował mi jeszcze jeden prezencik - ślicznego szlachetniaka, który akurat w tym lesie jest prawdziwym rarytasem. Ucieszyłam się niezmiernie i zaczęłam rutynowe przeszukanie najbliższej okolicy. Czynność tę przerwał dzwonek telefonu sprowadzający na ziemię. No tak... Miałam być w lesie godzinkę, a tu już dwie z hakiem upłynęły... Szybciutko przepatrzyłam borowikową okolicę i zarządziłam sama sobie odwrót.
Po drodze zatrzymałam się tylko na moment przy woniejącym okrutnie sromotniku smrodliwym i już za chwilkę byłam przy samochodzie. Szybki wytrzepywanie liści i igliwia z ubrania, zmiana mundurku i można jechać.
Jak się później okazało, niezbyt skutecznie wytrzepałam z ubrania leśne resztki, bo kiedy się rozbierałam, już po powrocie do miasta, wysypało się ze mnie jeszcze trochę sosnowych igiełek i parę żółtych listków.:)
Las, wzięty z zaskoczenia, okazał się bardzo łaskawy i pozwolił mi zapełnić ponad połowę koszyka.
A teraz krótka lekcja poglądowa - jak odróżnić czubajkę gwiaździstą od czerwieniejącej. Ja wiem, że dla przeciętnego zjadacza grzybów jest to bez znaczenia, ale ja lubię wiedzieć dokładnie, co mam na talerzu.
Po lewej stronie - czubajki gwiaździste (spora część łuseczek, które powinny tworzyć kształt gwiaździsty, po prostu została zmyta z kapeluszy przez deszcz), po prawej stronie - czubajki czerwieniejące - zdecydowanie ciemniejsze i bardziej kosmate.
A tutaj widok od strony blaszek - doskonale widać, które z czubajek się czerwienią.:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz