Po ubiegłotygodniowym ataku straszliwej zimy (lub tez po straszliwym ataku zimy - w zależności od tego czy bardziej chcemy się bać zimy, czy też ataku), kiedy to odcinek drogi pokonywany zazwyczaj w ciągu 10 minut, zajął mi godzinę, wdrapałam się na wysokość pawlacza, aby wydobyć z jego czeluści te wszystkie kurtki, czapki, szaliki i buciki. Nastąpiły przymiarki, bo wiadomo przecież, że dziecinne rzeczy uwielbiają się kurczyć, kiedy tylko zostaną odłożone na dłużej niż parę dni. Oczywiste było, że nas ta właściwość ubraniowa nie ominie i trzeba było sprawdzić, które to części garderoby Michałka i Krzycha nie chcą nam już służyć.
Po dokładnych oględzinach i przymiarkach, stwierdziliśmy, że na chwilę obecną, konieczny będzie zakup zimowej kurtki dla Krzycha i takichże butów dla Michałka.
Śnieg po ataku zimy już właściwie zniknął, ale na zimowe zakupy jechać trzeba było obowiązkowo. Po szkole i zerówce zapakowałam chłopaków do samochodu i udaliśmy się na zakupy.
Z Michałkiem sprawa została załatwiona ekspresowo - zupełnie jak z Pawełkiem, który po zakupy ubraniowe chodzi "za karę". Przymierzyliśmy jedne, sensownie wyglądające buciki, ale coś w nich Michałka gniotło i konieczne było drugie podejście. Drugi model okazał się idealny i Michaś odetchnął z ulgą, że to już koniec przymiarek i może się zająć wyłącznie obserwacją sklepowych wentylatorów i innych, zdecydowanie ciekawszych od ubrań, rzeczy.
A teraz Krzyś... Przymierzamy kolejne kurteczki, bo każda następna, wisząca w rzędzie, wabi jakimś atrakcyjnym elementem - ta ma doskonały kolor, inna pojemne kieszenie, następna jest bardzo wygodna (Krzyś biega i podskakuje w sklepie, żeby sprawdzić, w której kurtce będzie mu najwygodniej), jeszcze inna posiada cudowny kaptur obszyty futerkiem... Na ławeczce leży już z dziesięć kurtek - każda ma jakiś niepowtarzalny walor, a moje dziecko życzy sobie podawania kolejnych rzeczy do przymiarki i oglądania się w lustrach. Pora była najwyższa, żeby ukrócić Krzysiowe zapędy przymiarkowe. I wtedy zaczął się horror.
Zapytałam Krzycha, na którą kurtkę decyduje się ostatecznie, a mój synuś, który najwyraźniej doszedł do wniosku, że potrzebuje więcej niż jedno odzienie, oświadczył - ta będzie do zerówki, ta do stajni, ta do lasu, ta na wiosnę, ta na zimne lato, a ta będzie za rok, bo jest za duża. A tą kup Michałkowi! Kiedy stanowczo oświadczyłam, że kupimy tylko jedną kurtkę, Krzychu zaczął szlochać, a następnie wybuchł już całymi strumieniami łez i krzyków. Stał na środku i przełykając łzy, krzyczał: "Mamo! Kup mi kurtkę! Kup kurtkę Michałkowi!" Zdębiałam, bo aż tak gwałtownej reakcji się nie spodziewałam. Parę osób robiących zakupy patrzyło na histeryzującego Krzycha i na mnie. Tylko czekałam, aż podejdzie do mnie ktoś życzliwy i powie mi, żebym nie była taką wyrodną matką i kupiła dziecku ubranie...
Krzyś był już bordowy na buzi, ja chyba podobnie (czułam zalewające mnie fale gorąca), ale podjęłam kolejny wysiłek, aby postawić jednak na swoim. Michaś patrzył na wszystko z boku z niemym przerażeniem w wielkich oczach i nie bardzo chyba wiedział o co chodzi. Po kwadransie zdołałam uspokoić Krzysia na tyle, aby mógł świadomie podjąć decyzję co do zakupu. Musiałam oczywiście obiecać, że jak wyrośnie z kurtki, którą kupimy, to będzie mógł sobie wybrać w sklepie inną.
Oczywiście, w czasie całego zajścia musiałam się skupić na tym, żeby się nie udrzeć na cały sklep i nie ciepnąć tymi wszystkimi kurtkami i wyjść bez zakupów. Byłam naprawdę dumna z siebie, że mi się udało.:) Zdążyłam też pomyśleć, że całe szczęście, że Pawełek nie pojechał z nami, bo albo by wyszedł, zostawiając mnie na pastwę Krzysia, albo dla świętego spokoju, kupiłby przynajmniej ze trzy kurtki wybrane przez dziecko.
Uniknęłam dotychczas buntu dwulatków, trzylatków, awanturek w sklepach, żeby coś kupić, płaczów, wrzasków i innych atrakcji, jakie dzieci potrafią zapewnić swoim rodzicom, a tu nagle zaliczyłam gigantyczny stres podczas zakupów ubraniowych! I doprawdy, nie zdziwiłaby mnie ta reakcja tak bardzo, gdyby chodziło o zabawki czy słodycze. Ale ubranie???
Analizowałam już kilkakrotnie to, co wydarzyło się w sklepie i jedyny wniosek, jaki mi się nasunął, to za duży wybór. Pozwoliłam chyba na zbyt wiele oglądania i przymierzania. Może trzeba było dać dwie sztuki, które mi się podobały i z tego zestawu pozwolić na wybór jednej? W sumie ja, jak mam duży wybór, to też trudno mi się zdecydować i zazwyczaj opuszczam sklep z pustymi rękami. Ale cóż... Było, minęło, mamy jedną kurtkę (tak jak chciałam), a następnym razem zorganizujemy zakupy ubraniowe nieco inaczej.
A wiecie jak mnie podsumował Pawełek? "Chciałaś dziewczynkę, to masz trochę dziewczyńskich atrakcji w wydaniu Krzycha". No tak... Co prawda, to prawda - chciałam, żeby drugie dziecko było dziewczynką.:)
Zima się zbliża,zima 2016 i chłopaki na pewno potrzebują nowych kurtek,szykuj się mamo
OdpowiedzUsuńGenialny wpis...
OdpowiedzUsuńGenialne dzieci mam.;)
Usuń